ŚwiatPolski dyplomata wdał się w bójkę? "Dosypali mi coś"

Polski dyplomata wdał się w bójkę? "Dosypali mi coś"

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki poinformował, że polski dyplomata występujący w filmiku krążącym w internecie został odwołany z placówki w Mińsku i składa wyjaśnienia w Warszawie. Zapewnił, że dyplomata nie stracił żadnych dokumentów ani telefonu służbowego. Sam bohater kontrowersyjnego filmu, Witold Misiak twierdzi, że ktoś "wsypał mu coś do kieliszka"

30.12.2011 | aktual.: 30.12.2011 17:51

Zobacz, film z "pijanym" polskim dyplomatą

Na filmiku, który pojawił się w internecie, widać - jak pisze "Gazeta Wyborcza" - zataczającego się pracownika wydziału politycznego ambasady RP w Mińsku Witolda Misiaka, odpowiedzialnego za bezpieczeństwo placówki.

Rzecznik MSZ Marcin Bosacki powiedział, że "w sprawie tego dyplomaty została już podjęta przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego decyzja o odwołaniu z placówki w Mińsku". Jak dodał, dyplomata jest już w Warszawie, gdzie składa wyjaśnienia.

- MSZ bada całą sprawę bardzo wnikliwie, natomiast z całą pewnością wiemy, że podpisy umieszczone pod tym filmem są w zasadzie w całości nieprawdziwe, ten dyplomata, ani żaden inny dyplomata z placówki w Mińsku, nie stracił dokumentów, tym bardziej tajnych ani telefonu służbowego - powiedział Bosacki.

Jak dodał, sam filmik jest prawdopodobnie prawdziwy, choć jest ewidentnie montowany. - Natomiast cała sprawa jest przez nas w tej chwili badana - podkreślił rzecznik MSZ.

Jak pisze "GW", 13 grudnia Misiak był w mińskim lokalu na kolacji z dyplomatami z różnych krajów. Na filmie z kamery przemysłowej widać, że po godz. 23 wstaje od stolika, zatacza się, przewraca się na inny stolik i upada. Podnoszą go współbiesiadnicy, odprowadzają pijanego do wyjścia. Plik jest zmontowany. Oprócz nagrania z kamery widać na nim inne zdjęcie Misiaka, by można było dokładnie rozpoznać twarz.

"Coś mi dosypali"

Według gazety scena z restauracji jest prawdziwa, a Misiak nie zaprzecza, że to on jest na nagraniu. Ale - zaznacza dziennik - Misiak twierdzi, że podczas kolacji wsypano mu coś do kieliszka, co wzmocniło działanie alkoholu do tego stopnia, że stracił kontrolę.

Filmikowi towarzyszy tekst, w którym napisano m.in., że polski dyplomata wdał się w bójkę i "stracił służbowe dokumenty" oraz "przeznaczony dla rozmów tajnych telefon 'Blackberry'". W tekście są błędy i rusycyzmy.

Według "Gazety Wyborczej" film jest prawdopodobnie kolejną próbą zdyskredytowania polskiej dyplomacji przez białoruskie służby specjalne. Dziennik przypomina, że takich incydentów było w tym roku już kilka. Najczęściej wrzucano do internetu fałszywki depesz polskiego MSZ nakazujące wypłatę znacznych sum pieniędzy liderom białoruskiej opozycji lub rzekome polecenia z Warszawy dla naszych dyplomatów w Mińsku, by wtrącali się w wewnętrzne sprawy Białorusi - podkreśla "GW".

"To akcja KGB"

W podobnym tonie jak dziennikarze "GW" wypowiada się Marek Bućko, były wiceambasador RP w Mińsku. Podkreśla, że film i jego umieszczenie w internecie, to dzieło białoruskich służb specjalnych. Jak dodaje, wiele szczegółów wskazuje, że film to akcja KGB.

Bućko dodaje, że nie jest wcale jasne, czy zaburzenia równowagi polskiego dyplomaty to tylko wynik ilości wypitego alkoholu, czy też przypadkiem czegoś mu do napoju nie dosypano.

Dodatkowo, jego zdaniem o prowokacji służb może świadczyć to, że twarze czterech osób, które raptem zjawiają się przy polskim dyplomacie, są na filmie zamazane.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (510)