Polska w zasadzie zgadza się na zmutowaną żywność
Polska zajęła w poniedziałek pragmatyczne
stanowisko i opowiedziała się za ostrożnym dopuszczeniem do uprawy
roślin zmodyfikowanych genetycznie (ang. GMOs) w Unii
Europejskiej, w której trwa ostry spór między zwolennikami i
przeciwnikami tych "mutantów".
26.05.2003 | aktual.: 26.05.2003 21:26
"Wiedząc, że uprawy zmodyfikowane genetycznie, w tym 70 proc. produkowanej na świecie soi, są jednym z największych źródeł białka na świecie, nie da się powiedzieć, że pod żadnymi warunkami nie będziemy jej używać ani wpuszczać" - powiedział pytany o to wiceminister Jerzy Pilarczyk w przerwie obrad unijnej rady ministrów rolnictwa w Brukseli.
Tym samym Polska stanęła raczej po stronie zwolenników zniesienia faktycznego moratorium na uprawę nowych GMOs, obowiązującego w Unii od października 1998 roku i potwierdzonego w połowie 1999 roku. Z braku jasnych przepisów regulujących te kwestie od tego czasu nie dopuszcza się do uprawy nowych odmian "mutantów".
Wielka Brytania i Hiszpania, poparte przez Finlandię, Holandię, Irlandię i Szwecję, domagają się zniesienia moratorium. Austria, Belgia i Portugalia, do pewnego stopnia popierane przez Danię, Francję, Luksemburg, Niemcy i Włochy, żądają najpierw uzgodnienia wspólnych, bardzo surowych przepisów w tej dziedzinie.
Lobby obrońców środowiska, konsumentów i producentów tzw. żywności ekologicznej twierdzi, że badania naukowe nie wykluczyły jak dotąd jednoznacznie szkodliwości GMOs, która może się ich zdaniem odbić na zdrowiu dopiero następnych pokoleń ludzi, zwierząt czy roślin.
Rolnicy specjalizujący się w artykułach wolnych od nawozów sztucznych i pestycydów obawiają się "skażenia" swojej produkcji uprawianymi w tym samym regionie GMOs. Według nich Komisja Europejska, która ma przedstawić propozycje nowych przepisów w lipcu, zamierza obarczyć ich obowiązkiem i kosztami dowodzenia, że ich produkty nie są "skażone".
Tymczasem przeciwnicy "mutantów" uważają, że to wielkie amerykańskie koncerny spożywcze, takie jak Monsanto, powinny wziąć na siebie odpowiedzialność i koszty udowodnienia, że ich zmodyfikowane genetycznie uprawy nie szkodzą otoczeniu.
To samo dotyczy producentów żywności, stosujących składniki zawierające GMOs. Wprawdzie przepisy unijne nakazują im informowanie konsumentów na etykiecie o zawartości co najmniej 1% GMOs, ale organizacje konsumenckie twierdzą, że władze nie dysponują testami wykrywającymi wszystkie "mutanty".
Komisja Europejska i zwolennicy GMOs ostrzegają, że moratorium na "mutanty" szkodzi konkurencyjności Unii na świecie, zwłaszcza w rywalizacji z USA, i to niezależnie od sankcji, na jakie naraża Unię amerykańska skarga na forum Światowej Organizacji Handlu (WTO).
Wskazują też na szerokie zastosowanie GMOs. Dopuszczone w Unii przed wprowadzeniem moratorium odmiany rzepaku, kukurydzy czy soi są wydajniejsze i odporniejsze na szkodniki (lub przynajmniej na zwalczające je pestycydy). Inne GMOs służą do produkcji szczepionki przeciw wściekliźnie i zestawu do wykrywania antybiotyków w mleku.