Polska uciekinierka z Libanu wylądowała na bruku
"Życie Warszawy" opisuje historię Elżbiety
El-Samury, na której libański dom spadła bomba. Polski rząd
zatroszczył się, by kobieta mogła bezpiecznie wrócić do Polski.
Nikt jednak nie zadbał, by po przylocie miała dach nad głową.
16.08.2006 03:30
Wracaliśmy ze spaceru. Tego dnia nad Warszawą przeszła burza. Na dworze było chłodno. Żona zwróciła uwagę na płaczącą kobietę, która w bluzce z krótkim rękawkiem marzła na ławce - relacjonuje Krzysztof Wieczorek. Kiedy zapytaliśmy, co się stało, opowiedziała wstrząsającą historię. Zaprosiliśmy kobietę do naszego domu - dodaje.
Bomba zabrała mi mieszkanie. Konsul z ambasady zadzwonił i powiedział, że zabiorą mnie samolotem do Polski - opowiada dziennikowi Elżbieta El-Samura. W ambasadzie szybko wyrobiono nowy paszport (stary stracił ważność) i wsadzono do rządowego samolotu do Krakowa. Na lotnisku dostaliśmy ciastka i coś ciepłego do picia. Nikt nie zapytał, czy mam gdzie spać - mówi.
Kobieta dostała od przyjmujących transport przedstawicieli Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji 100 zł na bilet do Warszawy. Pojechałam do mieszkania na Woli, w którym kiedyś mieszkali moi rodzice (oboje zmarli), a potem siostra, z którą nie rozmawiałam od dwóch lat. Nie utrzymujemy kontaktów, ale myślałam, że może mnie przyjmie. Drzwi otworzyli zupełnie obcy ludzie, którzy nie chcieli nawet ze mną rozmawiać - mówi zrozpaczona kobieta.
"ŻW" przypomina, że miesiąc temu wiceszef MSWiA Paweł Soloch, zapewniał, że na potrzebujących uciekinierów czekają miejsca w ośrodkach straży granicznej i Państwowej Straży Pożarnej. Skąd więc to niedopatrzenie? Jestem na urlopie i nie znam sprawy ostatnich transportów do Krakowa. Do tej pory nie było problemów - mówi rzecznik MSWiA Tomasz Skłodkowski.
To trudna sytuacja i nie chcę nic deklarować. Jednak obiecuję, że zajmiemy się sprawą - mówi rzecznik p.o. prezydenta miasta Kazimierza Marcinkiewicza Robert Szaniawski. W "Życiu Warszawy" czytamy, że na razie pani Elżbieta mieszka u państwa Wieczorków. (PAP)