Polska to facet z wąsem, nie kobieta
Kiedy zamiast „baba z wozu, chłopu lżej” będziemy mówić „Kobieta w sejmie, wyborcom lepiej”? - Kraje, gdzie udział kobiet w polityce jest większy, funkcjonują lepiej. Przykładem dla Unii Europejskiej może być Hiszpania, gdzie rząd w większości składa się z kobiet - mówi Wirtualnej Polsce Zita Gurmai, wiceprzewodnicząca Komisji Praw Kobiet i Równouprawnienia w Parlamencie Europejskim, członkini grupy socjalistów. W zeszły piątek krytyczka literacka Kazimiera Szczuka stwierdziła w sejmie: „standardy demokracji parytetowej" są do osiągnięcia w Polsce w roku 2018, równo 100 lat po zdobyciu praw wyborczych przez kobiety”.
02.12.2008 | aktual.: 02.12.2008 16:17
WP: W październiku w polskim sejmie brała Pani udział w konferencji dotyczącej równouprawnienia. W zeszły piątek w tym samym miejscu Polki samotnie świętowały 90-lecie uzyskania praw wyborczych. Z posłów pojawił się jedynie Ludwik Dorn. Uczestniczki konferencji - feministki, lesbijki, działaczki, polityczki i inne „wywrotowe indywidua”, jak by powiedzieli „prawdziwi faceci” na początku XX w. - podkreślały, że czują się w Polsce dyskryminowane. W sejmie tylko ponad 20% posłów to kobiety. Czy Pani zdaniem systemy polityczne, gdzie kobiety są naprawdę równouprawnione są lepsze, bardziej cywilizowane?
Zita Gurmai: Tak, oczywiście. Kraje, gdzie kobiety mają większy udział w życiu publicznym i instytucjach państwowych, są lepiej zorganizowane. Równouprawnienie to jeden z fundamentów Unii Europejskiej, niezbędny do prawidłowego funkcjonowania prawdziwej demokracji. W tej kwestii nastąpił rozwój w ostatnich dwóch dekadach, ale jeszcze wiele zmian przed nami. Jest wiele przyczyn dyskryminacji kobiet, odsuwania ich od stanowisk kierowniczych - to głównie stereotypy, złe systemy rekrutacyjne, segregacja płciowa w pracy i szkole. Także w rodzinie obowiązki są zazwyczaj nierówno rozdzielone.
WP: Z raportu Komisji Europejskiej wynika, że 24% parlamentarzystów to kobiety - dziesięć lat temu ten odsetek sięgał zaledwie 16%. Procentowo tyle samo kobiet sprawuje w swoich krajach funkcje ministerialne. Zdaniem KE to za mało, bowiem rzeczywisty wpływ kobiet na podejmowane decyzje umożliwia dopiero przekroczenie progu "masy krytycznej" 30%. Natomiast w sektorze prywatnym 9 na 10 stanowisk członków zarządów w najważniejszych spółkach i dwie trzecie stanowisk dyrektorskich zajmują mężczyźni. W Polsce kobiety zarabiają mniej niż mężczyźni na tych samych stanowiskach.
- Są bardzo ważne społeczno-ekonomiczne powody, dla których kobiety powinny mieć takie same prawa jak mężczyźni – stanowimy 52% europejskiego społeczeństwa i nasz wkład jest kluczowy, żebyśmy mogli osiągnąć cele Traktatu Lizbońskiego. Energia i entuzjazm kobiet są nie do przecenienia w naszych szybko starzejących się społeczeństwach. To nie przypadek, że „mapa drogowa” ustalona przez Komisję Europejską na lata 2006-2010 podkreślała sześć głównych punktów, m.in. równouprawnienie kobiet i mężczyzn na stanowiskach kierowniczych, parlamentach, instytucjach UE i państwowych. Informacje na ten temat zbieramy z 31 krajów, w tym także Turcji. Na razie kobiety wciąż nie są reprezentowane w sposób satysfakcjonujący – tak w polityce, jak w ekonomii.
WP: Czy Hiszpania jest dobrym przykładem demokracji i równouprawnienia? 9 na 17 ministrów w rządzie premiera Zapatero to kobiety. W wyborach ustawowo przewidziano, że na listach wyborczych liczba kandydatów jednej płci nie może przekroczyć 60%, ani być niższa niż 40 %. Resortem obrony narodowej, po raz pierwszy w historii tego kraju kieruje kobieta, Carme Chacón, która – co zauważyły media – w ósmym miesiącu ciąży dokonywała przeglądu armii hiszpańskiej w Afganistanie. Niektórzy nazwali to „rewolucją” w dziedzinie zdominowanej przez mężczyzn. Hiszpania ma też Ustawę o Równym Statusie Kobiet i Mężczyzn i jest jednym z krajów, które uznały związki partnerskie.
- Tak, Hiszpania może być przykładem dla innych krajów europejskich. Tylko Finlandia prześcignęła Hiszpanię – tam 60% ministrów to przedstawicielki płci pięknej. Pod tym względem średnia w UE to 75% mężczyzn w porównaniu z 25% kobiet. Czas, żeby inne kraje poszły śladem premiera Jose Zapatero i tworzyły Ministerstwa Równości, broniły kobiety ciężarne przed zwolnieniami i gorszym traktowaniem. Co do związków partnerskich: obecnie 15 z 27 krajów Unii w różnym stopniu uznaje związki partnerskie, w tym także osób tej samej płci (m.in. Belgia, Holandia, Szwecja, Hiszpania, Czechy czy Francja).
WP: Jak wyglądają parytety w Parlamencie Europejskim?
- W 1996 r. Rada Europejska zarekomendowała zrównoważony udział kobiet i mężczyzn w podejmowaniu decyzji. Teraz 30% członków Parlamentu Europejskiego to kobiety. Prawie taka sama sytuacja jest w Komisji Europejskiej. Parytety w parlamentach narodowych wciąż są za niskie dla kobiet.
WP: Jak wyglądają te parytety w Pani ojczyźnie?
- Przykro to mówić, ale Węgry są na szarym końcu – w rządzie są tylko dwie kobiety (13%). W naszym parlamencie kobiety stanowią tylko 11% posłów. Tylko w mojej partii socjalistycznej jest system kwotowy: 20% to kobiety. Latem próbowaliśmy zaproponować system kwotowy w parlamencie (50%-50%), ale projekt ustawy został odrzucony. Są cztery kraje europejskie, gdzie sytuacja jest jeszcze bardziej niesprawiedliwa dla kobiet. Najgorzej jest w Rumunii, gdzie kobiet wśród ministrów nie ma w ogóle. Jak widać, jeszcze wiele reform musi zostać przeprowadzonych na rzecz kobiet.
Magistra czy magister, feministka czy machistka?
Kobiety w Europie wciąż nie są dopuszczane do najwyższych stanowisk w polityce i biznesie - alarmuje Komisja Europejska. KE w bieżącym roku podsumowała dane statystyczne o zatrudnieniu kobiet na wysokich stanowiskach w 27 krajach UE oraz Chorwacji, Turcji, Islandii, Liechtensteinie i Norwegii.
W raporcie Polska wypadła średnio. Odsetek kobiet na stanowiskach ministerialnych to 20%, czyli tak jak w parlamencie. Z drugiej strony, Polska znalazła się we wciąż elitarnym "klubie" państw, gdzie kobieta stanęła na czele rządu (1992 r. - premier Hanna Suchocka) oraz jednej z izb parlamentu (1997 r. - marszałek Senatu Alicja Grześkowiak).
W polskich firmach ponad 35% stanowisk kierowniczych zajmują kobiety, co jest wynikiem powyżej średniej UE. Natomiast kobiety sprawują ponad 40% wyższych stanowisk w administracji publicznej.
Wiele kobiet w Polsce skarży się na dyskryminację, która jest zauważalna na co dzień chociażby w języku, którego używamy. – Dlaczego po ukończeniu studiów muszę zostać magistrem, a nie magistrą?! – pytała jedna z kobiet podczas piątkowej konferencji „Będziem posłankami”. Swoją drogą, jeśli mówimy „dentystka” czy „pisarka”, kobiety mają prawo upominać się także o inne zawody. W końcu podział na zajęcia męskie i żeńskie to anachronizm.
Problem językowej dyskryminacji - oprócz braku w Polsce refundacji antykoncepcji i zapłodnienia in vitro czy prawa do aborcji - zauważył ostatnio szef SLD Grzegorz Napieralski. – W sejmie zazwyczaj mówimy „panowie posłowie”, a nie „panowie posłowie, panie posłanki”. Może więc zmiany w Polsce trzeba zacząć właśnie od języka, przy pomocy którego obrażamy i poniżamy się nawzajem. Gdy krytyczka literacka i publicystka Kazimiera Szczuka powiedziała: „kobieta na pewno będzie prezydentem w Polsce”, prawie nikt z Internautów nie podjął poważnej dyskusji na ten temat. Opinie w zdecydowanej większości były kpinami („Jola Rutowicz, Sobecka i Doda na prezydenta”), bądź wyzwiskami rodem z koszar („kobiety myślą macicą”). Stereotypy, jak widać, są bardziej żywotne niż wszelkie inne tradycje, o czym świadczy pseudonaukowa wypowiedź Julii Pitery dla Wirtualnej Polski. Pełnomocnik ds. walki z korupcją jest przekonana, że kobiety nie nadają się stanowiska kierownicze (tajemnicza kwestia budowy mózgu) i nawet rzadko o nich
myślą, bo „wolą tematy społeczne”.
Tej karkołomnej tezy nie potwierdza m.in. kariera takich kobiet jak Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent Warszawy w wywiadzie udzielonym Jarosławowi Makowskiemu w książce „Kobiety uczą Kościół” w 2006 r. mówi, że „feminizm jest jej bliski”, rozumiany jako „walka o równouprawnienie w pracy, rodzinie czy nawet w Kościele”. „Im dłużej żyję, tym częściej, niestety, dostrzegam rozmaite przejawy dyskryminacji kobiet. Irytujące jest dla mnie na przykład to, że z pobłażliwością patrzy się na kobiety w polityce. W Kościele Jan Paweł II promował „nowy feminizm”. Z papieskich tekstów jasno wynika, że to, iż jest się katoliczką, nie znaczy, że można przymykać oczy na rozmaite formy niesprawiedliwości czy dyskryminacji, z jakimi spotykają się kobiety. Od pracy zawodowej poczynając, na życiu rodzinnym kończąc” – podkreśla Gronkiewicz-Waltz.
„Wielka szkoda, że 90. rocznica uzyskania praw wyborczych przez kobiety nie była potraktowana jako okazja do przyjrzenia się dzisiejszym problemom kobiet. Mimo, że „Polska jest kobietą” owoce jej niepodległości i demokracji konsumuje dziś mniej niż połowa społeczeństwa, czyli mężczyźni, bo kobiety tkwią ciągle w ramach feudalnych struktur podporządkowania i posłuszeństwa” – pisze prof. Magdalena Środa w felietonie Wirtualnej Polski.
Zapatero: jestem feministą, dumnym i przekonanym
Spośród 17 hiszpańskich ministrów, 9 to kobiety, w tym zaledwie 37-letnia Carmen Chacon, gwiazda Zjednoczonej Socjalistycznej Partii Katalonii, minister, czy raczej – jak by powiedzieli Hiszpanie - ministra obrony. Charon – choć krytykowana m.in. za brak doświadczenia w dziedzinie obrony - szybko stała się symbolem równouprawnienia w kraju, gdzie dotychczas trudno było zapomnieć o kulturze macho, hierarchii i 39-letniej dyktaturze wojskowej. W sondażu hiszpańskiej telewizji Telecinco – po ogłoszeniu składu rządu - większość respondentów popierała ideę promowania kobiet na najwyższych stanowiskach państwowych. Jeden z respondentów stwierdził, że wolałby układ pół na pół, a pewna starsza zdegustowana kobieta uparła się, że zostanie „machista”, czyli „machistką”.
- Jestem dumny z faktu, ze jako pierwszy premier będę przewodził rządowi, w którym stanowisko ministra obrony obejmie kobieta - mówił w kwietniu 2008 r. premier Jose Zapatero po zaprzysiężeniu rządu. - Przede wszystkim jestem dumny, że mamy w rządzie więcej kobiet - dodał. W wywiadzie dla kobiecego pisma „Marie Claire” Zapatero podkreślił: „jestem feministą, dumnym i przekonanym.”
Dziś Hiszpania cieszy się jednym z najwyższych wskaźników tolerancji. Podczas akcesji do Unii Europejskiej Polska często była porównywana z Hiszpanią pod względem gospodarczym, społecznym, religijnym (ponad 90% katolików). Jednak w przeciwieństwie do Polski w Hiszpanii doszło do rewolucji obyczajowej, o której pewnie nawet Almodovar nie marzył (a przecież w latach 70. homoseksualistów zamykano w więzieniach jako „dewiantów” i „elementy niebezpieczne”). Związki partnerskie pojawiły się tam w kilku miastach już w latach 90. Rząd Zapatero przyjął ustawę o małżeństwach jednopłciowych i adopcji dzieci przez te związki w 2005 r.
Jak informował Portal Spraw Zagranicznych, według sondaży przeprowadzonych bezpośrednio po wprowadzeniu nowego prawa około 61-66% Hiszpanów popierało legalizację małżeństw homoseksualnych, a około 50% możliwość adopcji dzieci przez pary jednej płci. Wprowadzenie wspomnianej ustawy spotkało się krytyką hierarchów Kościoła katolickiego, włącznie z papieżem Janem Pawłem II i jego następcą, Benedyktem XVI, którzy przestrzegali przed osłabieniem wartości rodzinnych. "Geje mogą się żenić, ale niech nie nazywają tego małżeństwem" - miała stwierdzić królowa Zofia, która niedawno obchodziła jubileusz.
Większość Polaków: geje i lesbijki są dyskryminowani
W ankiecie Wirtualnej Polski 49% Internautów odpowiedziało, że nie akceptuje manifestacji mniejszości seksualnych. Jednocześnie 52% uważa, że w kraju rozpowszechniona jest dyskryminacja gejów i lesbijek – tak wynika z rezultatów sondażu Eurobarometr, opublikowanych przez Komisję Europejską (źródło PAP). 56% ankietowanych uważa, że w Polsce nie robi się dość w walce z dyskryminacją, przy czym odsetek ten jest największy w grupie ludzi do 24. roku życia i lepiej wykształconych.
38% Polaków uważa za rozpowszechnioną dyskryminację osób niepełnosprawnych (średnio w UE - 45%), 34% Polaków - osób starszych (w UE 42%). Dyskryminację z powodu płci za rozpowszechnioną uważa co czwarty Polak, natomiast co trzeci (36%) obywatel UE.
Adam Przegaliński, Wirtualna Polska