Polska - Rosja
To jest normalne, że nie gadasz z bandytami,/ Nie zapraszasz ich do domu, nie odwiedzasz ich sam. (...) W imię imperialnych bredni to pomysł nieprzedni,/ Nie tłumaczy tego święto ani dzień powszedni. (...) Bardzo to niesmaczne, że i cała ta afera,/ Kto ma jechać, a kto nie, rozmiary przybiera".
18.04.2005 | aktual.: 18.04.2005 09:17
To słowa piosenki Kazika Staszewskiego "Łysy jedzie do Moskwy" z 1995 r. Dziesięć lat temu chodziło o to, czy Józef Oleksy, ówczesny premier, powinien jechać do Moskwy, gdy ta dopuszcza się ludobójstwa na Kaukazie. Teraz Kazik mógłby napisać piosenkę "Olo jedzie do Moskwy". Kogo 9 maja będzie reprezentował w Moskwie Aleksander Kwaśniewski? Jedną trzecią Polaków - wynika z sondażu Pentora dla "Wprost" - pisze Jerzy Marek Nowakowski.
45,8% badanych uważa bowiem, że jedzie on tam tylko we własnym imieniu, a zaledwie 34,5% jest zdania, że będzie reprezentował także ich. Na marmurowej trybunie z napisem "Lenin" 9 maja w Moskwie staną obok siebie prezydent Kwaśniewski i generał Jaruzelski. Oficjalnie deklarowanym powodem ich podróży jest zabieganie o to, by Rosja życzliwie spojrzała na Polskę i nie rozgłaszała po świecie, że Warszawa jest skażona antyrosyjską fobią. Podobno Kwaśniewski i Jaruzelski chcą powiedzieć Rosjanom prawdę o ich historii. W istocie podrepczą karnie za rydwanem triumfalnym Władimira Putina.
W maju 1856 r. do Warszawy przyjechał z wizytą car Aleksander II. Liberałowie ówczesnej Europy kochali go tak samo jak 130 lat później Gorbaczowa. Miał to być przecież liberał i reformator, jakże odmienny od poprzednika, krwawego satrapy Mikołaja I. Polacy wystąpili do niego z uniżoną petycją, by przywrócił autonomię Królestwa Polskiego i powściągnął bezczelną samowolę czynowników. Odpowiedź cara była lodowata: "Co zrobił mój ojciec, zrobił dobrze. Niczego zmieniać nie zamierzam. Szczęście Polski zależy od całkowitego złączenia się z ludem mojego cesarstwa. Żadnych złudzeń, panowie". Warto posłuchać rady cara. Bo relacje Polski z Rosją zostały zdominowane przez złudzenia albo zwykłe zakłamanie historii.
MIT PIERWSZY - naturalni sojusznicy
Groźnym złudzeniem jest przekonanie, że przyjazne stosunki polsko-rosyjskie zależą od dobrej woli i rezygnacji z "drażnienia Rosji". Publicyści i politycy (zapewne w części pracujący na rosyjskie zamówienie) prześcigają się w zapewnianiu, iż naturalna przyjaźń polsko-rosyjska została tylko chwilowo zaburzona przez nasze niemądre gesty, ale przecież my, "bracia Słowianie", zawsze byliśmy sojusznikami i nic nas nie rozdzieli. Trzeba tylko porzucić rozmowę o historii i "wybrać przyszłość". Zamiast się boczyć, prezydent Kwaśniewski z generałem Jaruzelskim powinni stanąć karnie na mauzoleum Lenina i przyjąć rosyjską wizję historii.
Komunistyczna propaganda wmawiała nam przez dziesięciolecia, że Rosja i Rosjanie byli w całej naszej historii sojusznikami Polski, z przerwami na nieliczne wojny (najczęściej wynikające z obcego poduszczenia, a nie z polskiego interesu). Mityczne pułki smoleńskie wspierające Jagiełłę pod Grunwaldem stały się symbolem rzekomego braterstwa broni, trwającego nieustannie aż po czasy II wojny światowej. Tymczasem nawet pobieżna analiza historii wskazuje na coś zupełnie odmiennego. Trudno w dziejach niepodległej Polski znaleźć jakiś okres współpracy z Rosją. Co więcej, istniał zasadniczy i ten sam na przestrzeni dziejów konflikt interesów. Konflikt o obszar dzisiejszej Białorusi, Ukrainy, państw bałtyckich i Mołdawii.
Zaangażowanie się Polski w poparcie "pomarańczowej rewolucji" na Ukrainie, nasza aktywna rola we wprowadzaniu do NATO Litwy, Łotwy i Estonii przypomniały, że konflikt ten istnieje nadal. I nawet gdyby Aleksander Kwaśniewski przyjechał do Moskwy z portretem Stalina w klapie, nic się nie zmieni, póki nie porzuci on mrzonek o partnerstwie z Ukrainą. Nawet w czasach Borysa Jelcyna, który szczerze pragnął pojednania rosyjsko-polskiego, próby współpracy polsko-ukraińskiej budziły alergiczne reakcje na Kremlu. Podstawowym motywem, który skłonił Jelcyna do słynnej deklaracji, że nie ma nic przeciwko wejściu Polski do NATO, było przekonanie, iż oddali to możliwość ścisłej współpracy pomiędzy Warszawą a Kijowem. Tenże Jelcyn nie omieszkał odtworzyć prezydentowi Ukrainy nagranych sekretnie taśm z rozmów z Lechem Wałęsą, podczas których była mowa o tym, że priorytetem Polski jest Zachód, a nie Ukraina.
Wsparcie dla prozachodnich tendencji na Ukrainie i Białorusi zawsze powodowało niezadowolenie Moskwy. Dopuszczano tylko fasadowe gesty przyjaźni między Aleksandrem Kwaśniewskim a Leonidem Kuczmą, wiedząc doskonale, że ten były dyrektor fabryki rakiet atomowych nie dokona politycznego zwrotu na Zachód. Po "pomarańczowej rewolucji" w Kijowie stan chłodnego pokoju polsko-rosyjskiego przeszedł w fazę zimnej wojny. Wojny, która w relacjach polsko-rosyjskich jest stanem normalnym.
MIT DRUGI - cywilizacyjna bliskość
Złudzeniem uparcie pieszczonym przez partię moskiewską w Polsce jest przekonanie o bliskości cywilizacyjnej naszych narodów. Samuel Huntington przypomina: "Cywilizację prawosławną, której ośrodkiem jest Rosja, od Zachodu odróżnia bizantyjski rodowód, odrębna religia, dwieście lat panowania tatarskiego oraz ograniczony kontakt z tak ważnymi dla Zachodu zjawiskami, jak renesans, reformacja i oświecenie". Spór między Polską a Rosją jest głębokim konfliktem cywilizacyjnym. Z jednej strony stają indywidualizm, poszanowanie własności prywatnej i demokracja, a z drugiej kolektywizm i upaństwowienie wszystkiego - "do duszy ludzkiej włącznie", jak zapisał w swoich dziennikach Jan Lechoń. Rodzące się demokracje Zachodu, śladem konstytucji Stanów Zjednoczonych, deklarowały "My, naród...".
Pierwsza konstytucja rosyjska ("Prawa podstawowe imperium"), nadana przez cara po rewolucji 1905 r., mówiła tymczasem: "Najwyższa władza samodzierżawna należy do cesarza Wszechrosji. Podporządkowanie się jego władzy jest nakazem sumienia, nie zaś strachu. Sam Bóg tak nakazuje". I choć zmieniały się nazwy cesarza - był sekretarzem generalnym partii komunistycznej, potem prezydentem - zasada pozostaje głęboko zapisana w rosyjskim systemie politycznym.
Podobnie zresztą jak spojenie władzy duchownej ze świecką, także obce kulturze Zachodu. Z tego spojenia wynikła rażąca obserwatorów nieobecność prezydenta Rosji i patriarchy Aleksego II na pogrzebie Jana Pawła II.
Bliskość narodów słowiańskich ma w Rosji tylko jedną konotację - podporządkowanie. Współcześni rosyjscy politolodzy dowodzą, że Polacy, Czesi czy Bałtowie, wchodząc do świata zachodniego, wręcz nie wiedzą, co czynią. W Europie Wschodniej, jak twierdzi czołowy rosyjski politolog Aleksander Panarin, kultura polska czy czeska odgrywała rolę wiodącą. A teraz te narody przekształciły się w "lumpenproletariat Zachodu" i źródło taniej siły roboczej. Odbudowa rosyjskiej mocarstwowości (czyli jako plan minimum wchłonięcie Ukrainy i Białorusi) - zdaniem Panarina - "pozwoli Słowianom uniknąć losu murzynów Europy" - pisze Jerzy Marek Nowakowski w tygodniku "Wprost".