Polską prezydencję promuje... worek na śmieci?!
Ktoś, kto wymyślił taką "atrakcję", powinien ją założyć na głowę i chodzić w niej jak w worku pokutnym. Jednym z gadżetów "promujących" polską prezydencję w Unii ma być torba ze - co tu kryć - szmaty z doczepioną tekturką z logo. Obciach? Mało powiedziane! Obciach na całego! Na dodatek drogi - 30 tys. toreb kosztowało 150 tys. zł.
22.07.2011 | aktual.: 22.07.2011 09:35
- Wstydzę się ją komukolwiek podarować - skarży się Faktowi jedna z polskich urzędniczek pracująca w Brukseli. Zgodnie z zaleceniami, powinna te "pamiątki” rozdawać swoim zagranicznym kolegom z innych unijnych państw - razem z ołówkiem, notesem i karteczkami, które się nie chcą kleić.
Nic dziwnego, że się urzędniczka wstydzi – czarna torba, nie dość, że niezgrabna i brzydka, w dodatku jest z flizeliny – materiału, którego zwykle używa się do usztywniania klap marynarek, żakietów i kołnierzyków w bluzkach i który raczej łatwo się rwie. Kolorowe strzałki w znaku polskiej prezydencji wydrukowano na tekturce i tylko do torby niedbale przyszyto. Zadziwia też kształt torby. Trudno ją założyć na ramię, bo „uszy” są dziwnie zaprojektowane, a trzymając ją w dłoni, szoruje się nią po ziemi, bo jest tak długa.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych na wstydliwy worek wydało aż 150 tys. zł, bo zamówiło aż... 30 tysięcy sztuk. – Torba kosztuje około 5 zł – wyjaśnia Konrad Niklewicz, rzecznik polskiej prezydencji.
W firmach produkujących gadżety reklamowe łapią się za głowy. Oni mają w ofercie torby z mieszanki bawełny i lnu, które przy tak dużym zamówieniu kosztują około 2,50 zł. Z nadrukiem loga też nie byłoby większego problemu, choć składa się aż z sześciu kolorów. Ministerstwo się tłumaczy, że zamówiło torby dosłownie na ostatnią chwilę, bo do przetargu na gadżety reklamowe nikt się nie zgłosił. Może lepiej było niczego nie zamawiać...
Polecamy w wydaniu internetowym fakt.pl: Ministrze Nowak, gdzie się tak spieszysz?