Polska o włos od wywołania skandalu w Chinach
Polska o włos od wywołania skandalu na Światowej Wystawie Expo 2010 w Szanghaju. W ramach naszej ekspozycji chcieliśmy pokazywać film dokumentalny, który według naszych dyplomatów mógł być źle przyjęty przez gospodarzy. MSZ w popłochu naciska na organizatorów na wycofanie filmu.
23.02.2010 | aktual.: 23.02.2010 11:02
Dokumentalny film "Chiny ratują Polskę" stawia tezę, że to Chiny i były premier Czou En-lai uratowały Polskę w 1956 roku przed interwencją wojskową ZSRR. Pomysł wyświetlania filmu w naszym pawilonie na EXPO 2010 do ubiegłego tygodnia nie był konsultowany z MSZ.
Chińczycy są bardzo wrażliwi na punkcie grzebania w ich historii. Premier Czou En-lai był zwolennikiem konfrontacji z ZSRR więc nie wiadomo jak film przyjęliby Rosjanie. Wreszcie EXPO to wystawa gospodarcza i elementy polityczne są tam niemile widziane.
- Film nie jest oparty na udokumentowanej wiedzy. Jest to pewna hipoteza historyczna odnośnie interwencji chińskiej, która jakoby powstrzymała inwazję sowiecką. Poczekajmy aż zostaną otwarte wszystkie archiwa. To film nie do oficjalnego pokazywania w trakcie ekspozycji. Nadaje się raczej na konserwatorium historyczne - mówi Radiu ZET rzecznik MSZ Piotr Paszkowski.
Były wiceprezes PAIiIZ Marcin Kaszuba komentuje: - Niektóre pomysły nie były konsultowane z ekspertami od rynku chińskiego. Istnieje ryzyko, że realizacja eksperymentalnych pomysłów może nas nawet zdyskredytować w oczach gospodarzy. Nie możemy sobie pozwolić na kolejne błędy w relacjach z Chinami. Według najnowszego raportu CzechInwest Chińczycy mają do zainwestowania w naszym regionie 2 biliony dolarów."
W czwartek MSZ przysłał do Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych list z prośbą o nie wyświetlanie filmu na wystawie. Biuro promocji PAIiIZ o całym zamieszaniu nie ma pojęcia. Odsyłało do Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Tam dyrektor zespołu do spraw EXPO Andrzej Szewczyk potwierdził, że otrzymał wystąpienie MSZ, które jego zdaniem nic nie przesądza. - Być może jest to kwestia przemontowania filmu - mówi Szewczyk.
Produkcja filmu kosztowała 180 tysięcy złotych. Jest w głównej mierze oparty na chińskich archiwaliach.