Polska nie boi się odpływu fachowców do instytucji UE
Polska nie boi się odpływu fachowców do
instytucji Unii Europejskich, ponieważ ma wystarczająco dużo
młodzieży świeżo wykształconej na licznych wydziałach studiów
europejskich - zadeklarowała w poniedziałek polska delegacja na
naradzie w tej sprawie w Brukseli.
26.05.2003 | aktual.: 26.05.2003 17:01
Reprezentujący Polskę wiceminister spraw wewnętrznych Paweł Dakowski i szef Urzędu Służby Cywilnej Jan Pastwa zakwestionowali zbyt niską - ich zdaniem - liczbę stałych stanowisk zarezerwowanych dla Polaków w ramach pierwszej puli etatów, na które ogłoszono nabór w zeszłym tygodniu.
"Nie należymy do tej grupy krajów, które boją się drenażu mózgów. My się tego nie boimy, bo mamy bardzo dużą liczbę młodych ludzi, którzy szkolą się na ponad 80 uczelniach na studiach związanych z tematyką europejską. Dlatego chcielibyśmy w jak najszerszym stopniu partycypować w administrowaniu Unią" - powiedział Dakowski dziennikarzom.
Wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej Neil Kinnock, który zwołał naradę z ministrami krajów przystępujących do Unii w 2004 roku, podtrzymał swoje propozycje z początku roku, żeby do końca 2010 roku zatrudnić w Komisji na stałych etatach 3400 obywateli z nowych państw, w tym prawie 40% z Polski (dokładnie 1341).
Jednak pierwsze ogłoszenia o konkursach, które okazały się właśnie w "Dzienniku Oficjalnym UE", rezerwują dla Polski nieco niższy odsetek etatów (chodzi o orientacyjne dane, a nie o sztywne kontyngenty, gdyż liczą się głównie kwalifikacje).
Dakowski pytał w poniedziałek, dlaczego w pierwszej puli polski udział ma być mniejszy, niż odsetek przewidziany na pierwsze siedem lat po poszerzeniu Unii.
Na przykład na 1060 pierwszych stałych stanowisk administracyjnych w instytucjach UE dla Polaków przewiduje się 305 miejsc i aż po 245 dla Czechów czy Węgrów, mimo że ich kraje mają cztery razy mniej ludności od Polski.
"Być może jest to związane z tym, ze małe kraje powinny mieć na wejściu relatywnie dużą reprezentację, by poradziły sobie z problemami związanymi z rozpoczęciem pracy w Brukseli i przystąpieniem do Unii. Byc może potem ten wskaźnik zostanie wyrównany" - powiedział Dakowski dziennikarzom.
Z drugiej strony, sam Kinnock kilkakrotnie podkreślał, że przecież eurokraci nie pracują na rzecz krajów, z których pochodzą, lecz dla dobra całej Unii Europejskiej.