HistoriaPolscy partyzanci z NSZ wyzwolili obóz koncentracyjny w Czechach

Polscy partyzanci z NSZ wyzwolili obóz koncentracyjny w Czechach

Znaleźli się między dwoma frontami, otoczeni przez Niemców i Armię Czerwoną, atakowani przez Armię Ludową i sowieckich dywersantów. 1,4 tys. żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, sformowanych w Brygadę Świętokrzyską, przetrwało ataki i przebiło się przez linię frontu. Polscy partyzanci dotarli do Czech i wyzwolili tysiąc kobiet z obozu koncentracyjnego w Holiszowie, biorąc przy tym do niewoli 200 esesmanów. Zdążyli w ostatniej chwili, Niemcy byli przygotowani do spalenia kobiet żywcem. Polskich wyzwolicieli mieszkańcy tej miejscowości pamiętają do dziś.

Polscy partyzanci z NSZ wyzwolili obóz koncentracyjny w Czechach
Źródło zdjęć: © IPN

24.02.2014 14:56

Był upalny sierpień 1944 r. W Komendzie Głównej NSZ (niescalonej z AK) zapadła decyzja o koncentracji oddziałów Akcji Specjalnej Narodowych Sił Zbrojnych operujących na Kielecczyźnie i sformowania dużej jednostki partyzanckiej. Geneza powstania tej jednostki wiąże się z dawnymi, pochodzącymi jeszcze z początku okupacji postulatami środowiska przedwojennego ONR, a dokładnie jego struktury kierowniczej, czyli Organizacji Polskiej (OP), które zakładały zajęcie piastowskich ziem zachodnich w momencie porażki i odwrotu Niemców. Zadanie to miały wykonać uprzednio zmobilizowane i skoncentrowane oddziały podziemia narodowego. Jakkolwiek latem 1944 r. plany te były całkowicie nierealne, zdecydowano się jednak na ich realizację.

Przeciw dwóm wrogom

Jednym z powodów, dla których podjęto tę decyzję, było to, iż kierownictwo NSZ-OP chciało uniknąć sytuacji, w której podległe im formacje partyzanckie zostałyby wcielone do AK i wzięłyby udział w akcji "Burza". Nawiasem mówiąc, skutki jej przeprowadzenia i ujawnienia aktywów konspiracyjnych przed wkraczającymi Sowietami okazały się tragiczne dla podziemia.

Ponadto istnienie dużego i zwartego oddziału partyzanckiego miało być - jak celnie ujął to jej przyszły dowódca - "bazą dla wszystkich zagrożonych, czy to przez Gestapo, czy przez komunę". A dodać należy, że na Kielecczyźnie funkcjonowały w 1944 r. zarówno PPR-owskie jaczejki, jak i komunistyczne grupy zbrojne, które jako forpoczta nowej bolszewickiej władzy bezlitośnie mordowały osoby zaangażowane w działalność niepodległościową. W tym zwłaszcza działaczy podziemia narodowego, w których upatrywali - słusznie zresztą - głównych, najzacieklejszych wrogów podporządkowania Polski władzy Stalina.

Komendant Okręgu Olgierd Mirski ps. Olgierd 11 sierpnia 1944 r. wydał rozkaz specjalny numer 5, w którym stwierdzał: "Z dniem dzisiejszym zostaje zorganizowana na terenie Okręgu wojskowego nr V większa jednostka taktyczna [która] otrzymuje nazwę organizacyjną: Brygada Świętokrzyska".

Płk. Antoni Szacki-Skarbek ps. Bohun fot. IPN

Na dowódcę jednostki wyznaczono płk. Antoniego Szackiego-Skarbka ps. Bohun. Był to zawodowy oficer WP. Urodzony w 1902 r. w Wilnie Antoni Szacki w czasie wojny polsko-bolszewickiej walczył jako nastoletni ochotnik w szeregach 1. Pułku Ułanów Krechowieckich. W sierpniu 1920 r. dostał się do niewoli, w której spędził ponad rok. W latach 20. ukończył Szkołę Oficerską Piechoty. W 1939 r. bił się w szeregach 76. Pułku Piechoty z Grodna. Dostał się do niewoli niemieckiej, skąd jednak zbiegł i trafił na Kielecczyznę. Już w 1940 r. związał się z konspiracją narodową. Przed objęciem dowództwa Brygady był szefem sztabu Okręgu V NSZ.

Na miejsce koncentracji Brygady Świętokrzyskiej wyznaczono majątek ziemski Lasocin. Zgromadzone tam oddziały partyzanckie NSZ liczyły około 850 ludzi. Do żołnierzy przemówił komendant brygady: "Dziś, kiedy wojna ma się ku końcowi, kiedy Niemcy są już zdychającą szkapą, a klęska ich jest kwestią krótkiego czasu, na naszej drodze do wolności staje drugi potężny wróg i nasz ciemiężca - Rosja Sowiecka. Znane są w historii zbrodnie dokonywane na ciele Rzeczypospolitej Polskiej przez moskiewskich władców. Świeże są rany 1939 roku, Katynia, masowych mordów niewinnej ludności w czasie bolszewickiej okupacji i rozbicia polskich oddziałów leśnych na Wołyniu, Wileńszczyźnie, Lubelszczyźnie. Fakty te odkryły i pokazały rzeczywiste oblicze czerwonego imperializmu w stosunku do Polski. Niestety, są wśród Polaków ludzie, są politycy, którzy mimo zbrodniczych czynów wschodniego sąsiada pertraktują z nim, zaprzedając siebie i Kraj. Obraliśmy drogę prostą i czystą. Podjęliśmy walkę ciężką i trudną, bo walkę na dwa fronty.
[...] Kiedy patrzę na Waszą postawę, na Wasze twarze, z których bije wiara i siła, serce napełnia mi radość. Z Wami nie obawiam się żadnych trudów, przeciwności i niebezpieczeństw. Pójdziemy naprzód, pokonując każdą przeszkodę. Pójdziemy razem, aż do ostatecznego zwycięstwa w walce o wolność i niepodległość naszej Ukochanej Ojczyzny".

W dniu 20 sierpnia 1944 r. pod Kurzelowem jednostka wykonała udaną zasadzkę na kolumnę niemieckich samochodów. Zdobyto znaczną ilość broni i amunicji. Dramatyczny przebieg miał z kolei bój pod Zagnańskiem 28 sierpnia 1944 r. Brygada została "namierzona" przez Niemców, którzy wysłali w rejon jej stacjonowania pociąg pancerny. Żołnierze znaleźli się pod niezwykle ciężkim ogniem. Równolegle, do natarcia na "brygadowców" przystąpili walczący u boku Niemców ochotnicy z ZSRS tzw. Kałmucy. Ich atak załamał się jednak w ogniu polskich ckm-ów. Tymczasem do walki przeciw żołnierzom z NSZ włączyły się połączone oddziały AL i sowieckich dywersantów, które rozpoczęły ostrzeliwać pozycje brygady. Partyzanci z NSZ odpowiedzieli ogniem i kontruderzeniem. Czerwoni się wycofali.

W dniu 8 września 1944 r. do kwatery dowódcy brygady w miejscowości Rząbiec dotarł meldunek z informacją, że jeden z patroli wysłany po mąkę do pobliskiego młyna został rozbrojony przez komunistów z grupy "Białego", którzy mają rozstrzelać uprowadzonych NZS-owców. Poderwane oddziały brygady przypuściły równoczesny szturm ze wszystkich kierunków na otoczonych czerwonych. Wola walki była ogromna. Po godzinnym starciu komuniści z AL wraz z grupą sowieckich spadochroniarzy dowodzoną przez niejakiego kpt. Karajewa poddali się. Wzięci uprzednio do niewoli żołnierze brygady zostali uratowani. Atak przerwał przygotowania do ich egzekucji.

Na początku października Brygada Świętokrzyska została przesunięta na tereny powiatu radomszczańskiego, a przed świętami Bożego Narodzenia - miechowskiego. Liczyła już około 1,4 tys. okrzepłych w bojach i dobrze uzbrojonych partyzantów. Tymczasem ruszyła ofensywa sowiecka. W dniu 13 stycznia 1945 r. do sztabu przybył łącznik z rozkazem natychmiastowego wymarszu na Zachód.

Porozumienie z Niemcami W gęstym śniegu, przy siarczystym mrozie brygada rozpoczęła swoją drogę na Śląsk. W rejonie Uniejowa nad Pilicą została nagle zaatakowana przez frontową jednostkę armii niemieckiej. Natarcie zostało odparte. Jednak w walce z zaprawionymi w bojach i świetnie wyszkolonymi żołnierzami wroga poległo 10 partyzantów, a kolejnych 10 zostało rannych, w tym kilku ciężko. Kronikarz brygady zanotował: "Parę godzin zażartej walki z dwoma batalionami SS. Dwie kompanie partyzanckie - razem 100 ludzi - walczą z determinacją przeciw dziesięciokrotnej przewadze [...]. Szukamy jakichś mostów, ale wszystkie zerwane. Uparliśmy się przeprawić tabory; żebyśmy wiedzieli, że bolszewików mamy tuż za sobą!".

W końcu brygadzie udało się przekroczyć rzekę w okolicach Żarnowca. Przeprawa odbywała się pod ogniem sowieckich czołgów i artylerii. Wtedy też doszło do rozmów z Niemcami. Brygada była w tragicznym płożeniu - z tyłu atakowana przez jednostki pancerne Armii Czerwonej, z przodu miała umocnienia niemieckie. Dla ratowania podległych sobie ludzi "Bohun" podjął dramatyczną decyzję, aby rozpocząć negocjacje z wrogiem, z którym dzień wcześniej prowadził śmiertelny bój. Niemcy zgodzili się przepuścić jednostkę przez swoje linie. Głównym zadaniem było oderwanie się od linii frontu. Po dwóch dniach brygada znalazła się na przedmieściach Lublińca. Omijając od północy broniony przez Niemców Górny Śląsk, po kolejnych dwóch dniach morderczego marszu żołnierze osiągnęli linię Odry. Parli jednak wciąż na zachód, front pozostał 100 km na wschód.

W dniu 27 stycznia 1945 r. dołączył do brygady kpt. "Tom". Badacze dziejów podziemia narodowego podają co najmniej cztery jego domniemane nazwiska: Herbert Jura, Herbert Jung, Augustyniak, Kalinowski. Od 1943 r. był zaangażowany w konspirację NSZ i zapewne w tym samym roku rozpoczął współpracę z Niemcami. Po rozłamie w NSZ na tle scalenia z ZWZ-AK "Tom" związał się z NSZ-OP. W styczniu 1945 r. nieoczekiwanie pojawił się w miejscu postoju brygady. Pozostał przy niej do końca wojny. Latem 1945 r. trafił pod skrzydła wywiadu oraz kontrwywiadu II Korpusu i prowadził działania wywiadowcze na rzecz PSZ.

Kierunek - Czechy

"Tom" przywiózł propozycję pośrednictwa z wojskowymi władzami niemieckimi, które wydawały się być zdezorientowane faktem pojawienia się na ich terenie dużego oddziału zbrojnego z Polski. Do rozmów tych doszło w miejscu postoju brygady, w miasteczku Kaubitz. Niemcy interesowali się głównie celem i kierunkiem marszu brygady. Polacy wyjaśnili, że obecnie głównym wrogiem są dla nich Sowieci i że celem jest zachowanie sił jednostki do przyszłej walki Zachodu z Sowietami. Po upływie kilku dni, i po konsultacjach ze swymi przełożonymi, oficerowie niemieccy oświadczyli, że zezwalają brygadzie na kontynuowanie marszu, ale do Protektoratu Czech i Moraw.

Rozpoczął się ciężki marsz przez ośnieżone stoki Sudetów. W okolicach miejscowości Arnau "brygadowcy" napotkali kolumnę jeńców - byłych powstańców warszawskich. Ponad setka z nich zbiegła i dołączyła do kolegów z NSZ.

Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej w Czechach, w maju 1945 r., po zwycięstwie nad Niemcami. Od lewej: naczelny lekarz Brygady Świętokrzyskiej dr

Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej w Czechach, w maju 1945 r., po zwycięstwie nad Niemcami. Od lewej: naczelny lekarz Brygady Świętokrzyskiej dr "Wszebór", sanitariuszka Maria hr. Poray-Wybranowska "Fala", por. Wacław Żurowski "Żur", i ppor. Jan Wódz "Lambart" fot. IPN

Już na terytorium Czech zrodził się pomysł wysłania ochotniczych patroli do kraju w celu nawiązania kontaktu z KG NSZ-OP. W działaniach tych pomocne okazały się "niemieckie koneksje" kpt. "Toma". Dzięki jego pośrednictwu udało się przerzucić do kraju drogą powietrzną - wykorzystując niemieckie samoloty - trzy patrole żołnierzy brygady, którzy w tym celu przeszli błyskawiczny kurs spadochronowy. Należy przy tym podkreślić, że nikt ze skoczków nie wykonywał jakichkolwiek rozkazów niemieckich! Ponadto wysłano do kraju piesze patrole. Część żołnierzy szczęśliwie dotarła do Polski. Wysłano też łączników celem nawiązania kontaktu z gen. Władysławem Andersem.

W Czechach Niemcy cały czas nalegali na włączenie się brygady w walki na tyłach Armii Czerwonej pod rozkazami Niemców. Polacy stanowczo odmawiali, żądając z kolei pozwolenia na przepuszczenie brygady na zachód Czech, dokąd zbliżała się już armia amerykańska. W związku z naciskami niemieckimi polska jednostka została skierowana w marcu 1945 r. na Morawy i stacjonowała w Rozstani nieopodal Brna. W trakcie jednej z rozmów - z coraz bardziej natarczywymi Niemcami - jeden z nich, chcąc wywrzeć presję na oficerach brygady, aby przyjęli ich żądania, wykrzyczał: - Przecież możemy was łatwo zlikwidować! "Bohun" spokojnie lecz stanowczo odparł: - My tak łatwo nie damy się zlikwidować. W końcu, po pełnych napięcia negocjacjach, w połowie kwietnia Niemcy zezwolili brygadzie kontynuować marsz na Zachód. Zastrzegli jednak, że Polacy mają ominąć Pragę. Po dwóch tygodniach żołnierze NSZ dotarli do Všekar.

Pierwszą decyzją "Bohuna" było nawiązanie kontaktu z Amerykanami. W tym celu wysłano grupę pod dowództwem kpt. Stefana Skalskiego, który miał przy sobie list do dowództwa amerykańskiego. W kilku zdaniach komendant brygady informował aliantów, że zamierza podjąć działania bojowe na tyłach Niemców, przeciąć im drogi zaopatrzenia oraz wyzwolić obóz koncentracyjny w Holiszowie. Prosił również o przekazanie wiadomości o obecności brygady w Czechach gen. Andersowi. Po dwóch dobach list szczęśliwie dotarł do Amerykanów. Holiszów i starcy

Odległość pomiędzy Všekarami a Holiszowem to zaledwie 3,5 km. Niemcy zorganizowali tu filię obozu koncentracyjnego Flossenbürg, w którym w maju 1945 r. przebywały wyłącznie kobiety z różnych miejsc podbitej Europy. Przed wojną mieściła się tam huta szkła, zamieniona podczas okupacji przez Niemców w zakład produkujący amunicję. Naprzeciwko hal fabrycznych wybudowano obozowe baraki.

Dzisiaj nie ma po nich śladu. Pozostał jedynie granitowy obelisk, informujący w kilku językach, że właśnie w tym miejscu był obóz. Z inicjatywy Czechów - w 2006 r. - przytwierdzono do muru miniaturową tablicę, na której napisano po czesku, że 5 maja 1945 r. polska Brygada Świętokrzyska NSZ wyzwoliła tu niemiecki obóz koncentracyjny dla kobiet.

Por. Józef Nowacki "Józef" (z lewej) i por. Jerzy Skąpski w Czechach. Żołnierze Brygady Świętokrzyskiej mieli prawo noszenia odznak honorowych tych oddziałów US Army, u boku których walczyli w ostatnich dniach wojny. fot. IPN

Okoliczności zdobycia obozu oddaje relacja por. Stanisława Jaworskiego "Korwina": "Było to w dniu 5 maja 1945 roku. Pod obóz podeszliśmy lasem. Nasza kompania dostała zadanie sforsowania małego, kamiennego mostu na rzece czy kanale, który zagradzał dostęp do obozu. Moment ataku na obóz był dobrze wybrany, bo w czasie, kiedy większość załogi niemieckiej jadła obiad w jadalni. Biegiem przekroczyliśmy most i bez strzału znaleźliśmy się na terenie obozu. W czasie biegu zauważyłem w oknach budynków twarze więźniarek, których wyrazu do dziś nie mogę zapomnieć. Inna kompania, nie pamiętam która, wkroczyła do jadalni i rozbroiła Niemców. Tymczasem drugi batalion 204. pułku został zaangażowany do likwidacji niemieckich bunkrów z ciężkimi karabinami maszynowymi, które znajdowały się we wschodniej części obozu. Z powodu zaskoczenia akcja ta trwała krótko i zakończona została likwidacją karabinów maszynowych i wzięciem do niewoli Niemców. Uwolnione kobiety nie posiadały się z radości - rzucały się nam na szyję, całując
nawet po rękach".

Uratowano tysiąc kobiet. Do niewoli dostało się około 200 esesmanów i kilkanaście Niemek - strażniczek, które wcześniej nieludzko znęcały się nad więźniarkami. Jak wspominał dowódca brygady: "Zapanował niesamowity hałas, powstały z mieszaniny radosnego śmiechu, głośnego płaczu, krzyków i bieganiny". Były też Żydówki. Obok budynków, gdzie je umieszczono, stały beczki z benzyną. Kobiety miały być żywcem spalone! Uderzenie brygady uratowało im życie dosłownie w ostatniej chwili. Po otwarciu baraków prawie żadna z kobiet nie była w stanie ustać na własnych nogach...

Postanowiłem pojechać do Holiszowa, aby sprawdzić, czy miejscowi Czesi pamiętają o Brygadzie. Spotkałem dwóch starszych panów. Obaj noszą nazwisko Smazal i mieszkają po sąsiedzku. To najstarsi mieszkańcy Všekar; jeden ma 90, a drugi 86 lat. - Na początku były problemy z ich zakwaterowaniem - mówi starszy z panów Smazalów. - Tego wojska było naprawdę dużo. Spali więc w naszych chałupach i po stodołach. Nie wszystkim się to we wsi podobało. Chyba cała kompania - kilkudziesięciu żołnierzy - zajęła budynek, w którym była kiedyś hospoda. Spali na stołach, na podłodze, na strychu. Oni stacjonowali także w Neuměřu i w Kvíčovicach. Ale wie pan, to byli zdyscyplinowani żołnierze. Nie przypominam sobie, aby były do nich jakieś pretensje. Wieczorami były organizowane potańcówki. Najbardziej to z ich pobytu były zadowolone dziewczyny. Chyba wszystkie były szczęśliwe, że oni tu są - opowiada, śmiejąc się, pan Smazal.

- Ta wasza brygada to była prawdziwa polska szlachta - snuje swoją opowieść. Gdy zaprzeczyłem i zacząłem wyjaśniać, że większość z tych żołnierzy pochodziła z rodzin chłopskich, jego twarz się zmarszczyła. Spojrzał mi głęboko w oczy i oznajmił: - Szanowny panie, ależ oni całowali kobiety w dłonie!

W US Army

Latem 1945 r. brygada odeszła na Zachód. Początkowo stacjonowała w zamieszkanych przez Niemców wioskach na pograniczu Czech i Bawarii. Pułkownik "Bohun" chciał, aby jego żołnierze zostali podporządkowani dowództwu II Korpusu Polskiego. Tak się jednak nie stało, a to za sprawą artykułu Stefana Litauera pt. "Polscy faszyści rządzą pięcioma czeskimi wsiami". Został on opublikowany w gazecie "News Chronicle". Autor - sowiecki agent - przedstawił się jako polski korespondent z Londynu. Podał również fałszywe nazwisko - Stefan Lityński. Jego szkalujący brygadę artykuł spowodował z jednej strony nieufność i dezinformację Amerykanów, a z drugiej naciski Sowietów i ich wasali z Warszawy, by alianci wydali im żołnierzy NSZ.

Bardzo napięte stawały się też stosunki z przyjaznymi wcześniej władzami czeskimi, a dokładnie z tworzoną przez czeskich komunistów pod okiem NKWD policją. W Bernarticach, gdzie kwaterował sztab brygady, doszło nawet do nieudanej próby porwania "Bohuna" przez grupę czeskich policjantów. Ostatecznie Amerykanie podjęli decyzję o wycofaniu jednostki na terytorium Niemiec - do Bawarii. Następnie, choć nie zgodzili się na przyłączenie brygady do II Korpusu Polskiego, zaproponowali włączenie żołnierzy NSZ w szeregi Kompanii Wartowniczych przy III armii amerykańskiej. Jak pisał jesienią 1945 r. Melchior Wańkowicz: "Londyn miał z nimi porachunki jeszcze z czasów Armii Krajowej. Jego oficerowie-łącznicy wiele wysiłku włożyli w to, aby Amerykanom tłumaczyć, że ci chłopcy, którzy płakali, oddając z tak pomysłowym i krwawym wysiłkiem ciułaną broń, to nie żołnierze, tylko 'displaced persons' [...]. Trudno było wyjść cało z tych połączonych ataków Warszawy, Rosji i Londynu, Amerykanie czuli jednak, że te ataki popychają
ich do czegoś nieuczciwego. Odebrali broń, odebrali statut żołnierski, ale Brygady nie wydali".

Michał Wołłejko, Historia do Rzeczy

Źródło artykułu:Historia Do Rzeczy
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)