Polscy i niemieccy politolodzy o wyborach w Niemczech
Uczestnicy poniedziałkowej konferencji poświęconej niedzielnym wyborom parlamentarnym w Niemczech podkreślali, że nastąpił "prawdziwy koniec" Republiki Federalnej, zwracali również uwagę, że wybory stanowiły plebiscyt popularności kanclerza Schroedera.
19.09.2005 | aktual.: 19.09.2005 17:46
W konferencji "Od Schroedera do Merkel? Niemcy dzień po wyborach", zorganizowanej w Warszawie wspólnie przez Fundację Konrada Adenauera i Centrum Willy Brandta wzięli udział polscy i niemieccy politolodzy, historyk i ekonomista.
W niedzielnych wyborach w Niemczech chadeckie CDU i CSU zdobyły 35,2% głosów, a ich główny rywal - SPD, 34,3%. Partie te uzyskały gorsze wyniki w porównaniu z wyborami w 2002 r. SPD straciła 4,2%, chadecy 3,3%. W nowym parlamencie chadecy będą mieli 225 mandatów, a socjaldemokraci 222. FDP zdobyła 9,8% (2002 - 7,4), Zieloni 8,1 (2002 - 8,6).
Zdaniem politologa i autora książek o stosunkach polsko- niemieckich Klausa Bachmanna, po wyborach w Niemczech mamy do czynienia z "erozją elektoratu SPD".
Chodzi o robotników, którzy tradycyjnie głosują na SPD i widać, że ta liczba cały czas się zmniejsza, tak samo, jak zmniejsza się znaczenie samej klasy robotniczej - podkreślił Bachmann.
Z jego analizy wynika też, iż w Niemczech zwiększyła się liczba osób do ostatniej chwili niezdecydowanych. A to - zdaniem politologa - może spowodować "zachwiania" sympatii na podstawie kilku wydarzeń politycznych np. debat programowych. Bachmann przypomniał, że "magiczną liczbą" miejsc w izbie niższej niemieckiego parlamentu - Bundestagu, która zapewnia większość parlamentarną, jest 300. Kto ma taką liczbę mandatów, ten może rządzić, ten ma większość - zaznaczył.
Zdaniem politologa Piotra Burasa, niemieckie wybory "rzeczywiście były wyjątkowe". Kampanię przedwyborczą określił jako "krótką, intensywną i bardzo merytoryczną", w mniejszym stopniu skupiającą się na osobach kandydatów.
Buras uważa, że po niedzielnych wyborach nastąpił "prawdziwy koniec" Republiki Federalnej, a rządy Schroedera stanowiły jej ostatni etap. To będzie teraz jakaś nowa republika, tylko jaka? - zastanawiał się politolog.
Według niego, główna linia podziału będzie teraz w Niemczech przebiegała wokół tych, którzy opowiadają się za reformami, a tymi, którzy zmianom się stanowczo sprzeciwiają.
Z kolei zdaniem ekonomisty Sebastiana Płóciennika, niemieckie wybory stanowiły plebiscyt poparcia dla reform gospodarczych obecnego kanclerza. Jak zaznaczył, ta ocena okazała się jednak "niejednoznaczna". Schroeder był dość łatwym celem ataku ze względu na wysoki poziom bezrobocia, niski wzrost gospodarczy i kryzys finansów publicznych. Pod względem poziomu bezrobocia ocena rządu Schroedera jest miażdżąca - argumentował Płóciennik.
Rozmówcy uznali, że oprócz możliwości powstania tzw. wielkiej koalicji CDU/CSU i SPD, niewykluczone jest również powołanie tzw. koalicji jamajskiej (nazwa od barw flagi Jamajki, które odpowiadają barwom tworzących koalicję ugrupowań), w której znalazłyby się CDU/CSU, FDP i Zieloni. Zwrócili jednak uwagę, że w drugim przypadku któraś z sił politycznych musiałaby wycofać się z programu, który przedstawiła Niemcom przed wyborami.
Fundacja Konrada Adenauera jest instytucją o charakterze politycznym, która w swojej działalności w kraju i za granicą kieruje się zasadami chrześcijańskiej demokracji oraz myślą Konrada Adenauera, pierwszego kanclerza Republiki Federalnej Niemiec. Ideowo jest zbliżona do Chrześcijańsko-Demokratycznej Unii Niemiec CDU, jest jednak całkowicie niezależna od CDU pod względem prawnym, organizacyjnym i finansowym.
Centrum im. Willy Brandta jest z kolei międzywydziałową i interdyscyplinarną placówką badawczą i dydaktyczną. Działalność jednostki opiera się na takich wartościach, jak idee pokoju i współpracy oraz porozumienia i integracji, obecne w działalności niemieckiego kanclerza Willy Brandta. Centrum jest jedyną tego typu placówką w krajach Europy Środkowej.