PolitykaPolsce grozi wojna domowa? Eksperci podzieleni w ocenie słów byłego prezydenta

Polsce grozi wojna domowa? Eksperci podzieleni w ocenie słów byłego prezydenta

• Lech Wałęsa ostrzegł, że Polsce może grozić wojna domowa

• Niepotrzebne podgrzewanie atmosfery - komentuje dr Sergiusz Trzeciak
• To wyraz troski byłej głowy państwa - mówi dr Agnieszka Kasińska-Metryka

Polsce grozi wojna domowa? Eksperci podzieleni w ocenie słów byłego prezydenta
Źródło zdjęć: © PAP | Wojciech Pacewicz
Przemysław Dubiński

W ostatnich tygodniach obserwujemy w polskiej polityce mocne zaostrzenie retoryki. Niektóre słowa budzą jednak bardzo skrajne emocje i rodzą uzasadnione pytania o granice wypowiedzi. Tak było w przypadku wypowiedzi posła Platformy Obywatelskiej Stefana Niesiołowskiego, który o demonstracji 13 grudnia przed siedzibą PiS mówił w następujący sposób:

"Kaczyński pełni dziś w Polsce mniej więcej taką funkcję, jak Jaruzelski w Polsce Ludowej (...) W związku z tym demonstracja będzie taka, jak pod domem Jaruzelskiego, bo tam jest władza. Demonstracje będą też przed tym nowym Komitetem Centralnym na Nowogrodzkiej. Być może to się skończy spaleniem tej siedziby, tak jak palono komitety PZPR, tak być może zapłonie komitet PiS-u. (cyt. za natemat.pl)

Ta wypowiedź spotkała się ze zdecydowaną reakcją Mateusza Gruźli, wiceprzewodniczącego Międzyzakładowej Organizacji Związkowej NSZZ "Solidarność", który zgłosił do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Na słowach Stefana Niesiołowskiego suchej nitki nie zostawili także politolodzy oraz eksperci od marketingu politycznego.

- Pytanie w obecnej sytuacji politycznej w Polsce o etykę jest bezzasadne. Niezależnie od tego, o której partii mówimy, to wszelkie granice zostały już przekroczone. Słowa, które wypowiedział Stefan Niesiołowski są niebezpieczne. Ten polityk słynie z niekonwencjonalnych wypowiedzi i stanowi swego rodzaju folklor, jednak nie jest to żadne usprawiedliwienie. Jeżeli sytuacja w kraju jest stabilna, to takie wypowiedzi są traktowane, jako swego rodzaju wyskok. Natomiast jeżeli wydarzeniom towarzyszą ogromne emocje, to mogą posłużyć jako zapłon - mówi prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka.

Podobnego zdanie jest dr Sergiusz Trzeciak. - Analizując tę wypowiedź muszę stwierdzić, że jest ona niedopuszczalna. Jest to przekroczenie nie tylko granicy dobrego smaku, ale i kultury politycznej. Do głowy przychodzi mi tylko skojarzenie z mową nienawiści. Nie można wykluczyć, że jakiś niezrównoważony psychicznie człowiek posłucha takich słów i zamieni je w czyny. To jest bardzo nieodpowiedzialne. Można protestować przeciw jakiejś partii czy idei. To jest część demokracji. Przenoszenie tych sporów pod domy polityków i porównywanie ich do np. generała Wojciecha Jaruzelskiego jest naruszeniem prywatności polityka. Warto Stefanowi Niesiołowskiemu przypomnieć, że w 2010 roku w łódzkiej siedzibie PiS doszło do morderstwa Marka Rosiaka. Politycy powinni z takich wydarzeń wyciągnać wnioski - dodaje ekspert od marketingu politycznego w Collegium Civitas.

Wojna na słowa czy wojna domowa?

Głośnym echem odbiły się również słowa byłego prezydenta Polski oraz historycznego lidera "Solidarności" - Lecha Wałęsy. W rozmowie na antenie TVP Info analizując możliwe scenariusze rozwoju wydarzeń w Polsce za rządów PiS, stwierdził on:

- Zacznie się odpływ ludzi. I kiedy przeciwko będzie większość, trzeba zaproponować referendum. Będzie wygrane. Oni go nie uhonorują, ale będzie taki nacisk ulicy, że zostaną fizycznie wyrzuceni. Chciałbym tego uniknąć, dlatego wcześniej o tym mówię, bo taki finał jest nieunikniony. Jeśli będą taką drogą szli to musi się to tak skończyć (...) Wojna domowa - tak to się zakończy, jeśli pozwolimy dalej tym nieodpowiedzialnym ludziom kierować państwem.

Niepokojące prognozy jednego z najbardziej rozpoznawalnych na świecie Polaków były szeroko komentowane nie tylko przez krajowe media. Eksperci nie są jednak zgodni w ocenie wypowiedzi byłego prezydenta.

- Lech Wałęsa niepotrzebnie podgrzewa atmosferę w momencie, gdy toczy się bardzo ostry spór. Jest to dolewanie oliwy do ognia i napędzanie konfliktu. Jeżeli z ust takiej osoby pada tak mocne stwierdzenie, to może ono szkodzić naszemu krajowi. Wewnętrzne konflikty nie powinny być przenoszone na arenę międzynarodową - analizuje dr Sergiusz Trzeciak. - Nie sądzę, by Polsce groziła wojna domowa. Nic nie wskazuje na to, że ludzie wyjdą na ulicę i będą chcieli obalić rząd za pomocą konfliktu zbrojnego. Jest to zbyt daleko posunięta prognoza - dodaje.

Z tą analizą nie do końca zgadza się dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka, która słowa historycznego przywódcy "Solidarności" odebrała jedynie jako ostrzeżenie. - Lech Wałęsa ze względu na swój dorobek i doświadczenie może mówić, co się dzieje, gdy ludzie wychodzą na ulicę. Myślę, że to nie szkodzi wizerunkowi Polski i nie traktuję tego w kategoriach zastraszania, tylko ostrzeżenia. Jest to swego rodzaju wyraz troski o kraj, byłej głowy państwa - przekonuje prof. Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach.

Oboje eksperci są jednak zgodni, co do tego, że za mocną polaryzację nastrojów odpowiadają politycy, którym łatwiej jest rządzić podzielonym społeczeństwem. Ich zdaniem największą stratą naszej demokracji jest to, że po latach budowania jedności, następuje autodestrukcja społeczeństwa obywatelskiego. Dr hab. Agnieszka Kasińska-Metryka zwraca jednak uwagę na fakt, że politycy nie do końca przewidzieli taki obrót spraw, jaki obecnie obserwujemy w naszym kraju.

- Odnoszę wrażenie, że istnieje pewna mądrość społeczna, której politycy nie doceniają. Ludzie wychodząc obecnie na ulicę nie oczekują liderów. Nimi kieruje duch społeczny, a nie ślepe podążanie za przywódcą. Pokazuje to, że opinia publiczna zaczyna pełnić swoją funkcję, którą jest kontrola i patrzenie władzy na ręce. Tego politycy chyba się nie spodziewali - kończy ekspert.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1014)