Polka z Symferopola o manifestujących Rosjanach: jeszcze popsują nam krwi

- Jeszcze trochę popsują nam krwi. Ale w Kijowie się poddali, to i tu długo nie będą manifestować - ocenia wydarzenia w Symferopolu Polka mieszkająca na Krymie. Wierzy, że mimo narastającego napięcia, sytuacja zostanie szybko rozwiązana. - Na razie jest dość spokojnie, a życie w mieście toczy się jak co dzień. Muszę wyjść zapłacić rachunki, opłacić czynsz za Dom Polski na Krymie. Dzwoniłam podpytywać - wszędzie normalnie pracują, choć ruch samochodów blokują rosyjskie samochody wojskowe - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Józefa Myszkowska ze Związku Polaków na Krymie.

Polka z Symferopola o manifestujących Rosjanach: jeszcze popsują nam krwi
Źródło zdjęć: © AFP | Vasily Batanov

27.02.2014 | aktual.: 27.02.2014 15:26

- Jeszcze wczoraj wieczorem było cicho. Ludzie rozeszli się, świętując ogłoszenie nowego składu parlamentu. Z nadzieją patrzyli w przyszłość na myśl o majowych wyborach prezydenckich. Dziś rano wstaję, włączam telewizor i dowiaduję się, że prorosyjscy mieszkańcy Krymu okupują urzędy. Byłam zaskoczona - mówi Józefa Myszkowska ze Związku Polaków na Krymie, który ma swoją siedzibę w Symferopolu.

Przypomnijmy, że w czwartek rano grupa 35 uzbrojonych napastników wtargnęła na teren budynków parlamentu i rządu Autonomicznej Republiki Krymu w Symferopolu, na południu Ukrainy. Według wicepremiera Autonomii Rustana Temirgaliewa, określają się oni jako "przedstawiciele samoobrony rosyjskojęzycznych obywateli Krymu". Opanowali budynek i wywiesili flagi Rosji i krymskiej autonomii.

- To prości ludzie, którzy myślą, że przy Rosji będzie im lepiej, bo to wielkie mocarstwo. Zjeździłam Rosję wzdłuż i wszerz. Syberię, wielkie miasta i małe wioski. W Moskwie faktycznie jest ładnie i bogato. Ale jak wyjedzie się na obrzeża, to bieda aż piszczy. Nie ma dróg, ubóstwo i pijaństwo tylko - dodaje. Myszkowskiej trudno zrozumieć tych, którzy wierzą, że ich wschodni sąsiedzi w jakikolwiek sposób będą wspierać swoich obywateli. - To już taka malutka Polska nam bardziej pomaga. I Zachód - dodaje.

Prezes Stowarzyszenia Polaków na Krymie uważa, że Rosjanie poprzez protesty chcą bronić własnych majątków. - U nas w Symferopolu są wybudowane przez Janukowycza wielkie dacze. Kosztowały miliardy. Ogromne obiekty sportowe z basenami. Ale nikt tam nie chodzi. A oni chyba boją się teraz, że to wszystko potracą, że nikt ich tu nie wpuści - mówi Polka.

Zaznacza, że nie wszyscy obywatele mniejszości rosyjskiej zamieszkującej Krym popierają działania prorosyjskich napastników. - Mam przecież koleżanki Rosjanki. Nie rozumieją, dlaczego konflikt tak się zaostrzył i wymaga się od nich opowiedzenia się za jakąś stroną. Mówią: "Rosja to Rosja, a my przecież mieszkamy na Ukrainie" - relacjonuje Józefa Myszkowska. Dodaje, że Krym, to dawne ziemie Tatarów, a oni nie chcą przynależności do Rosji.

- Chcą wciąż żyć w tatarsko-ukraińskiej autonomii i popierają działania w Kijowie. A Tatarzy to nie jedyna mniejszość narodowa. Łącznie mamy tu zarejestrowane 82 związki narodowościowe, każdy po 800-1000 osób. Są Polacy, Białorusini, Bułgarzy, Litwini - wymienia i dodaje, że część z nich jest lojalna wobec władz w Kijowie. Wskazuje, że do tej pory żyli w zgodzie. Organizowali wspólne spotkania, podczas których prezentowali swoją kulturę, stroje narodowe. Nikt nie mówił o żadnych podziałach.

Polka wierzy, że mimo narastającego napięcia, sytuacja zostanie szybko rozwiązana. - Jeszcze trochę popsują nam krwi. Może kilka dni, może tydzień. W Kijowie w końcu się poddali, to i tu długo nie będą manifestować - mówi.

Wokół okupowanego przez nich parlamentu funkcjonariusze milicji utworzyli kordon bezpieczeństwa. Nie można podejść bliżej niż 150 metrów od budynku. Rosyjskie samochody wojskowe blokują wjazd do centrum miasta. Nie ma informacji o tym, by okupujący dwa główne urzędy zajęli inne części Symferopolu. - Na razie jest dość spokojnie, a życie toczy się jak co dzień. Za chwilę zbieram się i idę na miasto. Muszę zapłacić rachunki, opłacić czynsz za Dom Polski na Krymie. Dzwoniłam podpytywać - wszędzie normalnie pracują - mówi Józefa Myszkowska. - Patrzę w przyszłość optymistycznie. Mamy nowy parlament, niedługo wybory prezydenta. Wywalczyliśmy już tyle, to i teraz sobie poradzimy. Wierzę, że będzie dobrze, a rozwiązanie będzie pokojowe - podsumowuje prezes Stowarzyszenia.

Magda Serafin, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)