Polityka zagraniczna Donalda Trumpa. Co z NATO i amerykańskimi żołnierzami w Polsce?
• Wybór Donalda Trumpa na prezydenta USA stawia pod znakiem zapytania decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO
• Trump jako kandydat krytykował Sojusz i nawoływał do przyjaznych stosunków z Rosją
• - Należy mieć nadzieję, że w kampanii wyborczej oszukiwał - mówi dr Maciej Milczanowski
10.11.2016 | aktual.: 10.11.2016 14:32
W sobotę polskie Ministerstwo Obrony Narodowej ogłaszało szczegóły dotyczące rozmieszczenia amerykańskich żołnierzy w Polsce w ramach natowskiego programu wysuniętej obecności oraz rozszerzonej przez prezydenta Obamę amerykańskiej inicjatywy na rzecz wzmocnienia obrony kontynentu. Dziś, po wyborze Donalda Trumpa nie ma pewności, że planowana na początek przyszłego roku (do inauguracji prezydenta dojdzie 20. stycznia) dyslokacja wojsk rzeczywiście dojdzie do skutku. Krytyka wojskowych sojuszów Ameryki i chęć przyjaznych stosunków z Rosją były jednymi z niewielu niezmiennych i konsekwentnie podnoszonych elementów kampanijnego przekazu kandydata Trumpa. Czy prezydent Trump zrobi to, co zapowiadał Trump kandydat, i w imię dobrych stosunków z Władimirem Putinem wycofa się z decyzji poprzednika?
Jak mówi WP dr Maciej Milczanowski, weteran misji i wykładowca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, wszystko jest w tej kwestii możliwe.
- Liczę na to, że Trump wejdzie w te szyny "normalnej" polityki. W dzisiejszych czasach dekadencji demokracji w kampanii kandydaci nie posługują się poglądami, tylko PR-em i propagandą, tylko po to, aby wygrać. Nikt nie byłby zdziwiony, jeśli po wyborach się z tego wszystkiego wycofał - mówi ekspert Fundacji Pułaskiego. - To fatalna tendencja w demokracji, ale w tym przypadku mam nadzieję, że oszukiwał - dodaje.
Obecna sytuacja przypomina tę sprzed ośmiu lat, kiedy prezydent Obama wycofał się ze zobowiązań podjętych niedługo przed wyborami przez George'a Busha w sprawie budowy elementów tarczy antyrakietowej w Polsce i Czechach - co sygnalizował już w kampanii.
- Wtedy odchodził republikanin i przychodził demokrata, tradycyjnie nastawiony bardziej koncyliacyjnie do Rosji. Teraz mamy odwrotną sytuację. Tylko że w tej kampanii to Clinton była tak naprawdę pod tym względem republikanką, zaś retoryka Trumpa wychodziła znacznie ponad to, co mówił Obama, który nigdy nie podważał natowskich gwarancji bezpieczeństwa - mówi Milczanowski.
Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura think tanku German Marshall Fund, ma nadzieje, że prorosyjski kurs nowego prezydenta sygnalizowany w kampanii zostanie poprawiony przez jego współpracowników w administracji i Kongresie. Dlatego ważne będzie to, kim obsadzi swój gabinet.
- Szczególnie ważna będzie tu pozycja Doradcy ds. Bezpieczeństwa Narodowego, która w poprzednich administracjach była centrum. Gdyby został nim np. senator Jeff Sessions, z którym miałem okazję rozmawiać, będzie to dobra wiadomość dla Polski - mówi Baranowski.
Ale wśród kandydatów na to stanowisko są też inni. Najczęściej mówi się o emerytowanym generale Mike'u Flynnie, byłym dyrektorze Agencji Wywiadowczej Departamentu Obrony (DIA), który wielokrotnie był gościem kremlowskiej stacji RT (wcześniej Russia Today) i jest zwolennikiem bliższej współpracy z Rosją. Z kolei typowany do roli sekretarza stanu Newt Gingrich w jednym z wywiadów mówił, że nie chciałby ryzykować wojny z Rosją w obronie Estonii, którą nazwał "przedmieściami Petersburga".
Zdaniem Milczanowskiego, Trump, który siłą rzeczy stał się nowym przywódcą uważanych tradycyjnie za partię "jastrzębi" republikanów będzie miał wpływ na jej kierunek, zaś jego pochwały dla Putina usunęły pewne tabu jeśli chodzi o stosunek do Rosji.
- Moje kontakty w Departamencie Obrony USA mówią o potężnym nasyceniu rosyjską propagandą i o powszechnej sympatii do Putina i Rosji w dużej części kongresu – szczególnie republikańskiej. Dotąd okazywanie sympatii i przyzwalanie na działania Rosji nie były “poprawne politycznie”. Właśnie się to zmienia - mówi były wojskowy.
Jak dodaje, nawet jeśli Trump nie wycofa się z decyzji podjętej przez Obamę i NATO w sprawie obecności amerykańskich wojskowych, może osłabić siłę zobowiązań.
- Aby zadowolić Putina Trump nie musi odwracać całej decyzji. Można ją zmienić merytorycznie: zmienić liczbę żołnierzy, przysłać tylko zalążki, wysłać tylko grupy sztabowców, czy zmienić bataliony w miejsca ćwiczeń - tłumaczy ekspert. Bez wycofania się z decyzji poprzednika można więc zmniejszyć te siły do zupełnie marginalnego poziomu, który byłby bardzo pożądany przez stronę rosyjską - podsumowuje.