Polityk nie anioł
Polska polityka sięgnęła DNA – bawią się w kalambury publicyści. Ale nie wszystkim jest do śmiechu. Kolejny raz polscy politycy zderzyli się z moralnością.
15.12.2006 | aktual.: 15.12.2006 10:54
A miało być tak pięknie. Po okresie rządów ludzi zamieszanych w najróżniejsze afery, z aferą Rywina na czele, miał przyjść czas powtórnej moralnej rewolucji, rządów czystych, przejrzystych, uczciwych, solidarnych i sprawiedliwych. Po prostu rządy aniołów. Szybko okazało się, że to nie anioły kandydowały w wyborach.
Tęsknota za moralną rewolucją
Niemal dziesięć lat temu prof. Zdzisław Krasnodębski, socjolog i filozof społeczny, przypominał, że przemiany 1989 roku nie miały czysto politycznego charakteru. „Nie chodziło jedynie o przejście od jednego sposobu gospodarowania do innego, bardziej efektywnego, nie były zwykłą zamianą systemu politycznego na inny, bardziej nowoczesny i sprawny, lecz miały również moralny charakter, były rozumiane jako zwycięstwo dobra nad złem, moralności nad cynizmem i brutalną siłą. Protest przeciw komunizmowi był także – a może nawet przede wszystkim – protestem moralnym” – pisał w jednym z numerów miesięcznika „Znak”. Stwierdził nawet, że ostateczne zwycięstwo nie byłoby możliwe bez mobilizacji moralnej przeciw komunizmowi. Podobne słowa usłyszałem w kwietniu br. w trakcie rozmowy z Jarosławem Kaczyńskim, który wtedy jeszcze nie był premierem, lecz szefem partii, która wygrała wybory. Prezes Prawa i Sprawiedliwości z tęsknotą w oczach mówił jednak nie o roku 1989, lecz o 1980. Jego zdaniem, to wtedy, ponad dwadzieścia
pięć lat temu, miała miejsce rewolucja moralna, brutalnie przerwana wprowadzeniem stanu wojennego. J. Kaczyński chciałby powrotu tamtej rewolucji. Nie był jednak pewien, czy rzeczywiście jest on możliwy.
Moralność politykówczy polityki?
Wystarczy przejrzeć gazety z kilku tygodni, żeby stworzyć sporą listę ocierających się o kwestie moralne wpadek polityków różnych opcji. Mamy więc niesłychanie mocno nagłośnioną przez media sprawę prawdopodobnych przypadków molestowania seksualnego w Samoobronie. Mamy niejasne związki działaczy LPR z neofaszystami. Mamy zdumiewający przypadek działacza PO, który oficjalnie poparł w wyborach samorządowych kandydata konkurencji z pełnym przekonaniem, że nie nadaje się on na prezy-denta miasta. Mamy tzw. taśmy Begerowej...
W tej wyliczance kryje się pułapka. Bo nie są to fakty należące do jednej kategorii, chociaż część polityków, a przede wszystkim dziennikarze, w ten sposób starają się je przedstawić. Mamy tu pomieszanie moralności polityków i moralności polityki.
Zygmunt Bauman, jeden z najbardziej cenionych i znanych w świecie socjologów i filozofów, uważa, że moralność polityków zbyt zajmuje obserwatorów sceny politycznej i przeszkadza w dostrzeżeniu kwestii moralności polityki. A to dwie różne – chociaż częściowo zachodzące na siebie – sprawy. Bauman twierdzi, że moralność polityków nie gwarantuje moralności polityki. Najprawdopodobniej ma rację. Jednak w odwrotną stronę mechanizm jest bardziej jednoznaczny. Polityk, który w życiu prywatnym lekceważy zasady moralne, na pewno nie będzie dbał o moralność w polityce.
Tacy jak my
Nie jest więc bez znaczenia, jacy ludzie uprawiają politykę. I to nie tylko tę rozumianą za Janem Pawłem II, jako roztropną troskę o dobro wspólne, ale również tę w sensie ścisłym, polegającą na zdobywaniu władzy, sprawowaniu jej i utrzymaniu się przy niej. W wielu krajach na świecie wyborcy zwracają uwagę na życie osobiste kandydatów do ważnych urzędów, na to, czy kiedykolwiek weszli w konflikt z prawem, na to, jak wygląda ich życie rodzinne, którą mają żonę, czy mają kochankę itp. Chcą, aby rządzili nimi uczciwi, porządni ludzie, bo chociaż nie jest to gwarancja moralnej polityki, to jednak rosną szanse, że moralni politycy będą się starali ją realizować. W Polsce przy okazji wyborów raczej nie zwraca się uwagi na osobistą moralność polityków różnego szczebla. Na wysokie stanowiska trafiają ludzie, którzy mają poważne problemy z prawem, a nawet prawomocne wyroki. Na kwestie obyczajowe mało kto zwraca uwagę. Dopiero potem ludzie ze zdumieniem otwierają oczy, gdy dowiadują się z prasy brukowej, że ten czy
tamten parlamentarzysta zostawił żonę z dwójką dzieci, inny ma już czwartą żonę, a kolejny znany jest z tego, że w każdym mieście ma kochankę. Dlaczego wśród polskich polityków mamy sporą grupę ludzi o wątpliwych kwalifikacjach moralnych? Ponieważ ich wybieramy. A dlaczego ich wybieramy? Odpowiedź jest bolesna – ponieważ są do nas podobni. Na partię, która stała się bohaterką ostatnio nagłośnionej przez media afery, głosowało rok temu milion Polaków.
Skok z okna
Panuje dość mocno zakorzeniony mit, że polityka, ta ściśle powiązana z władzą, nie może być moralna. Mało kto już dzisiaj pamięta, że aż do czasów Machiavellego polityka była częścią etyki. Od polityków oczekuje się znacznie bardziej skuteczności niż stosowania w życiu społecznym, w podejmowanych decyzjach, zasad moralnych. W ten sposób myśli nie tylko duża część wyborców, ale również sami politycy. Zapytałem kiedyś Jarosława Kaczyńskiego, czy dla osiągnięcia pewnych dobrych celów można kłamać. Odpowiedział:
– Po usłyszeniu od księdza takiego pytania, każdy polityk natychmiast powinien się rzucić do okna i skoczyć, niezależnie od wysokości... W życiu, a tym bardziej w polityce, nie zawsze daje się mówić prawdę.
Ograniczeń jest mnóstwo...
Te słowa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Podobnie jak złożona już wtedy (w kwietniu br.) przez dzisiejszego premiera deklaracja, że, jego zdaniem, wejście do rządu skazanego za przestępstwa Andrzeja Leppera nie przeszkodzi w likwidacji „układu”.
Wcześniej i później przekonałem się wielokrotnie, że myślenie o polityce przede wszystkim w kategoriach gry, walki i skuteczności jest bliskie reprezentantom wszystkich liczących się partii.
Lekcje moralności
O. Jacek Salij OP w znakomitym wykładzie „Polityka a moralność” (dostępnym m.in. w Internecie) stanowczo sprzeciwia się tezie, że polityka musi być „brudna”. Idzie dalej. Za fałszywe uważa rozdzielanie polityki od moralności. „Nie widać powodów, ażeby działania polityczne – faktycznie realizowane, a nie rozpatrywane abstrakcyjnie – miały być pozbawione cechy moralności lub niemoralności” – podkreśla wybitny polski teolog. „Polityk koniecznie powinien pobierać lekcje moralności, i to powinno znajdować swoje odzwierciedlenie w jego działalności” – uważa o. Salij. Dodaje jednak, że na tych lekcjach nie nauczy się on sztuki dobrego uprawiania polityki. Zdaniem o. Salija, jedną z najważniejszych umiejętności polityka jest sztuka trafnego domyślania się ukrytych zamierzeń innych partnerów gry politycznej, a także przewidywania różnych następstw swoich własnych zachowań i decyzji. Jest oczywiste, że polityk staje przed niezwykle trudnymi dylematami i musi podejmować bardzo trudne decyzje, stosując niejednokrotnie
zasadę wyboru mniejszego zła. Nic w tym dziwnego, bo tę zasadę każdy człowiek stosuje wiele razy w życiu. Są jednak granice, których przekroczyć nie wolno.
„Biada cywilizacji, która daje błogosławieństwo swoim politykom, jeśli tylko skutecznie dążą do dobrego celu” – przestrzega o. Salij, i przywołuje słowa Wernera Heisenberga z roku 1933: „Nigdy nie można oceniać ruchu politycznego według celów, które otwarcie głosi, a do których może nawet rzeczywiście dąży, lecz według środków używanych do ich urzeczywistnienia”.
Polityka nie musi być niemoralna. „Nie może się naprawdę zdarzyć sytuacja, że jakiejś niezbędnej dla naszego ludzkiego życia dziedziny nie da się uporządkować zgodnie z prawem moralnym” – zapewnia o. Salij. Przyznaje, że w polityce jest wiele cynizmu, pogardy dla prawdy i sprawiedliwości, wiele rzeczy brudnych. „Ale polityka nie jest z natury brudna” – twierdzi z mocą teolog i dodaje: „Na szczęście jest wielu ludzi polityki, którzy potrafią tę niezmiernie ważną aktywność realizować uczciwie, zgodnie z zasadami moralnymi”.
Artur Stopka