Polityczny flash mob w stolicy
Warszawa, godz. 17.00. Nikt z przechodniów, wchodzących i wychodzących ze stacji metra Centrum, nie spodziewał się, że tego dnia wydarzy się coś, co będzie odróżniało codzienny, rytualny powrót z pracy do domu. „Flashmobowcy” przygotowali niespodziankę - spontaniczny protest przeciwko obecności w rządzie Andrzeja Leppera i Romana Giertycha.
Tuż przed godz. 17.00 z tłumu chaotycznie poruszających się w różnych kierunkach ludzi wyłoniła się grupka ok. 10 osób. Z wybiciem pełnej godziny rozległy się dźwięki gwizdków, a uczestnicy akcji zaprezentowali transparent i kartki z wydrukowanym napisem: „Lepper do więzienia, Giertych do widzenia”. Po trzech minutach gwizdy ucichły, a grupka ludzi zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Flash mob, z zasady apolityczny, tym razem posłużył jako protest przeciwko koalicji PiS, LPR i Samoobrony. Organizator akcji, Krzysztof Kliszczyński powiedział, że pomysł narodził się po wtorkowej demonstracji studentów pod hasłem „Roman Giertych musi odejść”. Zorganizował ludzi wysyłając smsy do znajomych i pisząc na forach dyskusyjnych. Dodał, że liczył jednak na większą liczbę osób.
Kliszczyński zapowiedział, że kolejna, planowana na sobotę demonstracja, będzie już „poważniejszą akcją”. Początek o godz. 14.00 pod Kolumną Zygmunta na warszawskiej Starówce.
Flash mob to grupa ludzi, której zadaniem jest zebrać się we wskazanym miejscu, o określonym czasie, wykonać zaplanowaną akcję i rozejść się.
Pomysłodawcą flash mobu był Amerykanin, niejaki Bill. To on zorganizował w czerwcu 2003 r. pierwszą tego typu akcję. Spotkanie miało miejsce w domu towarowym na Manhattanie w Nowym Jorku. Około 100 ludzi dopraszało się „dywanika miłości”. Zaskoczeni sprzedawcy mogli jedynie informować, że nie mają takiego towaru.
Ciekawa akcja flash mob miała miejsce np. w nowozelandzkim Burger Kingu. Kilkaset osób wtargnęło do lokalu i przez trzy minuty muczało jak krowy.
Konrad Żelazowski, Wirtualna Polska
Zobacz więcej: galeria zdjęć.