Polityczna samotność Jarosława Kaczyńskiego
Dokładnie siedem lat temu Jarosław Kaczyński został premierem. Co powinien zmienić by ewentualny powrót do władzy nie zakończył się ponownie porażką? Podstawową bolączką Jarosława Kaczyńskiego jest najogólniej mówiąc, polityczna samotność i nieumiejętność dobierania współpracowników. - Nie można być totalną opozycją do wszystkich – zauważa dr Norbert Maliszewski, specjalista od marketingu politycznego i radzi by skoncentrować się na zwiększaniu swoich możliwości
10.07.2013 | aktual.: 10.07.2013 08:09
- Liczy się zarówno umiejętność współpracy z koalicjantem, jak i jego jakoś. Następnym razem radziłbym lepiej wybrać - dodaje Andrzej Dera (SP). Czyżby autoreklama? - Z Solidarną Polską byłoby na pewno lepiej - przyznaje poseł.
- Solidarna Polska jest już melodią przeszłości. PiS powinien szukać koalicjanta w przestrzeni między PO a PiS-em. Może to być PSL, bądź coś, co wykluje się z inicjatywy Przemysława Wiplera – podsuwa politolog dr Błażej Poboży. Zauważa jednak, że problem nie kończy się na partnerach zewnętrznych. - Z perspektywy kilku lat można stwierdzić, że w okresie rządów PiS, najbardziej Prawu i Sprawiedliwości oraz samemu Jarosławowi Kaczyńskiemu zaszkodzili populistyczni koalicjanci, czyli Samoobrona i LPR, jak i błędna obsada kilku kluczowych resortów – mówi Poboży.
Były poseł PiS, Przemysław Wipler podsumowuje to w dość przewrotny sposób. Rekomenduje Kaczyńskiemu zarówno większą otwartość w doborze współpracowników, jak i większą ostrożność w powierzaniu im ważnych funkcji. - PiS za bardzo zamknął się na poszczególne środowiska i działał w formule arki, z drugiej strony pochopnie powierzano poważne funkcje, jak np. Januszowi Kaczmarkowi – tłumaczy Wipler. - Tam było dużo fatalnych decyzji kadrowych - mówi wprost Andrzej Dera (SP).
Kaczyński kontra Tusk
W porównaniu do Donalda Tuska, jak wypada Jarosław Kaczyński, jako premier? - Dużo ich różni, a te różnice w większości wypadają na korzyść Kaczyńskiego – mówi z przekonaniem Przemysław Wipler. Jego zdaniem taką różnicą jest decyzyjność w strefie biznesowej. - Tusk tonie, bo nie potrafi podejmować decyzji, które mogłyby naruszyć pewne grupy interesów, a Kaczyński to potrafił. Może nawet czasem zbyt pochopnie wykazywał tę umiejętność, ale na pewno paraliż decyzyjny mu nie doskwiera, a to właśnie niszczy Platformę Obywatelską – wyjaśnia poseł.
Zdaniem Dery, ze słabej decyzyjności Tuska Kaczyński może wyciągnąć lekcję. I dotyczy to również najbliższego otoczenia. - Ministrem musi być osoba zarówno kompetentna, jak sprawna politycznie, nie może być tak jak w przypadku ministra Nowaka czy poprzednio Grabarczyka, dobrego polityka bez kompetencji - zauważa poseł.
A czy Jarosław Kaczyński mógłby się czegoś od Donalda Tuska nauczyć? - Umiejętności sprzedawania tego, co się robi, czyli marketingu politycznego – mówi Dera. Twierdzi on, że mimo tego, że Jarosław Kaczyński jest bardziej merytoryczny od Donalda Tuska, to obecny premier potrafi się lepiej sprzedać. - Gdyby połączyli wizję funkcjonowania państwa oraz merytorykę Kaczyńskiego wraz z marketingiem Tuska, to rzeczywiście byłby to premier idealny – śmieje się Dera.
Dr Błażej Poboży przestrzega jednak Kaczyńskiego przed popadaniem w przesadę w tym zakresie. Zauważa, że wyborcy PiS i PO znacznie różnią się od siebie, więc wyborca PiS nie oczekuje, że Jarosław Kaczyński stanie się nagle Donaldem Tuskiem i odwrotnie. - Nauka PR-u od Tuska jest wyborcom PiS zupełnie niepotrzebna, zwłaszcza, że ostatnie wybory w Elblągu pokazały, że ten PR obecnego premiera już nie wystarcza, żeby wygrywać – mówi politolog.
Jego zdaniem, w kontekście Tuska Kaczyński mógłby jedynie uczyć się na jego błędach natury komunikacyjnej z Polakami. - Moja rada to lepiej wsłuchiwać się w głos zwykłego człowieka, ale skok sondażowy PiS-u dowodzi, że Jarosław Kaczyński już opanował tę umiejętność – uważa Poboży.
Norbert Maliszewski nie jest już tego tak pewien, bo radzi by Kaczyński bardziej zajmował się problemami zwykłych ludzi, czyli nie np. odwoływaniem do Boga w Konstytucji, ale bardziej usprawnieniem wydawania środków unijnych. Nie katastrofą smoleńską, a "ciepłą wodą w kranie".
Dr Maliszewski przestrzega również przed wielkimi obietnicami, bo jak zauważa, obecny festiwal obietnic Prawa i Sprawiedliwości jest raczej niemożliwy do spełnienia. Przypomina, że w badaniach, które przeprowadził w 2008 r, ówczesna obietnica PiS-u dotycząca trzech milionów mieszkań została wskazywana jako największe kłamstwo polityczne.
Maliszewski uważa, że gdyby Jarosław Kaczyński zaprezentował długofalową strategię dla Polski, mógłby wygrać. - Donald Tusk nie prezentuje żadnego takiego projektu iPolacy są zagubieni. Kaczyński wyróżniłby się, gdyby taką koncepcję przedstawił i jasno powiedział, jakie cele chce osiągnąć – mówi. Maliszewski wskazuje też, że Tusk obiecuje normalność i zmiany "krok po kroczku", a Kaczyński mógłby przedstawić się jako reformator, który chce głębszych zmian. - Ale musi uważać by te zmiany nie miały charakteru ideologicznego, ale pragmatyczny – podkreśla ekspert.
Zdaniem Maliszewskiego Jarosław Kaczyński musi pamiętać jeszcze o jednej rzeczy. - Wizerunek należy dostosować do czasów, w jakich się sprawuje władzę - mówi. W czasach prosperity najlepszy jest wizerunek dobrego sąsiada, uśmiechniętego, rozumiejącego, obiecującego normalność. Natomiast na czas kryzysu potrzebny jest mąż stanu.
- Jarosław Kaczyński musi być bardziej elastyczny w tych kwestiach, w zależności do czasów, w jakich przyszłoby mu rządzić – radzi Maliszewski. Według niego Jarosław Kaczyński ma cechy, które pasują do obecnych wymagań, tylko nie prezentuje kompetencji w dziedzinach najistotniejszych dla Polaków. Gdyby jednak przyszło mu rządzić w czasach prosperity, to jego wizerunek musiałby się zmienić diametralnie.
- Podsumowując - na czas kryzysu mniejszym złem jest Jarosław Kaczyński niż Donald Tusk, a na czas prosperity dużo lepszy jest obecny premier – mówi Maliszewski.
Dominika Leonowicz, Wirtualna Polska