Politycy PiS wybierają się na Ukrainę
Politycy Prawa i Sprawiedliwości wybierają się dziś na Ukrainę, czy to realne wsparcie dla opozycji? Zdaniem Jacka Protasiewicza (PO), wyjazdy polityków „formatu” Ryszarda Czarneckiego czy Adama Hofmana nie mają znaczenia. - To nie ta ranga polityka – mówi europoseł PO i dodaje, że jeśli już tam jadą, to niech spędzą noc na Majdanie, w innym przypadku to „łatwizna polityczna”. Czy taki zamiar mają politycy PiS? - Im mniej taniej demagogii Protasiewicza, tym lepiej, to jego sprawa, że tak nisko się ceni, my jedziemy tam spotkać się z ludźmi, którzy nie nocują na Majdanie, tylko na Majdan maja realny wpływ. A Protasiewicz się wybiera? - pyta wyraźnie poirytowany Ryszard Czarnecki. Zobacz film i dowiedz się więcej.
24.01.2014 | aktual.: 24.01.2014 15:47
Natomiast o znaczenie wyjazdów polskich parlamentarzystów zapytaliśmy również politolog dr Agnieszkę Bryc z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, specjalizującej się w sprawach wschodnich. Według niej jest to realna pomoc, ale dla nich samych, dla wizerunku politycznego ich partii. - Bo kogo tak naprawdę wspierają, jeśli ukraińska opozycja jest podzielona? - pyta. - Mam wrażenie, że dla polityków tak chętnie wypowiadających się w tej sprawie nie ma to większego znaczenia, ważny jest przekaz medialny – dodaje.
Co dalej z Ukrainą? Agnieszka Bryc przewiduje w perspektywie rozmycie demonstracji. Wprawdzie wyszły one poza Kijów, a milicja stosuje przemoc, o ich przyszłości decyduje jednak co innego. Aby demonstrujący na Majdanie odnieśli sukces muszą mówić jednym głosem, a nie trójgłosem. Rewolucja wymaga charyzmatycznego przywódcy, nowej wizji, czyli jasnych celów i planu na przyszłość, a także widocznego wsparcia społecznego i międzynarodowego. Tymczasem opozycja nie jest w stanie się sama ze sobą porozumieć i wyłonić lidera, nie dziwi więc, że są mało skuteczni w rozmowach z władzami. Co więcej, jaka jest ich wizja na przyszłość? Według Bryc - mało klarowna, stąd ich działania mają charakter raczej doraźny.
- Skrajne scenariusze dotyczące Ukrainy są też mało prawdopodobne – odnosi się również do ewentualnego rozpadu państwa. Przypomina, że o rozpadzie Ukrainy mówiono już podczas Pomarańczowej Rewolucji, ale tak jak wówczas tak i dziś jest to mało realne. - Teoretycznie oczywiście tak, w praktyce nie do zrealizowania. Nie byłoby to zaakceptowane przede wszystkim przez Stany Zjednoczone, które już podczas Pomarańczowej Rewolucji zastrzegały, że nie dopuszczą do podziału Ukrainy – wyjaśnia. Dodaje też – na scenariuszu tym mogłaby skorzystać Rosja, tej jednak obecnie zależy na stabilności w jej bliskiej zagranicy, koniecznej dla sprawnego przeprowadzenia igrzysk zimowych w Soczi. Putin musi ponadto ciągle pracować nad konsolidacją swojej władzy i poprawą wizerunku na arenie międzynarodowej, a tak radykalne zmiany na obszarze b. ZSRR nie byłyby w takiej sytuacji pożądane.
Co Europa powinna teraz zrobić? Zaproponować „coś pozytywnego”. Nie odstraszać sankcjami. Teoretycznie uderzałyby one we władze i oligarchów, w rzeczywistości jednak izolowałyby Ukrainę i tym samym uderzały w społeczeństwo, któremu przecież Europa chce okazać pomoc. - Nie groziłabym kijem, lecz zachęcałabym marchewką, np. złagodzeniem reżimu wizowego - proponuje Bryc. Przypomina efekt ograniczeń, jakie Europa zastosowała w stosunku do Ukrainy w okresie rządów prezydenta Kuczmy. Unia Europejska wprowadziła wówczas restrykcje w stosunku do Kijowa i w ten sposób sama pchnęła Ukrainę w kierunku Rosji. Powtarzanie tego samego błędu byłoby karygodne, zwłaszcza że nie jest tajemnicą, że obszar poradziecki jest strefą rywalizacji Polski i Rosji, Zachodu i Rosji.
Jak na razie Rosja triumfuje? – Tylko na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę gra trwa dalej – mówi Bryc. Istotą tego problemu jest to, że Ukraina od samego początku balansuje między Wschodem a Zachodem i nie skłania się w żadną stronę, ona jest i pozostanie pomiędzy. - Putin już kilka lat temu zrozumiał, że instrumenty kija nie działają, a jedynie pozwalają zjednoczyć się opozycji pod hasłami antyrosyjskimi. Nauczyła go tego Pomarańczowa Rewolucja, która była dla niego dotkliwą porażką. Wyciągnął wnioski, zmienił sposób działania i my – Zachód – musimy zrobić to samo – tłumaczy politolog. I choć jej zdaniem wydaje się, że obecnie Europa jest zbyt zniechęcona ciągłym kluczeniem Ukrainy, to jednak „musimy zapomnieć o sankcjach i zastanowić się nad realnym, atrakcyjnym pomysłem na Ukrainę”.
Reporter: Dominika Leonowicz, Zdjęcia: Tomek Górski