Politycy o referendum unijnym na Węgrzech
Polscy politycy są zaniepokojeni niską frekwencją w referendum unijnym na Węgrzech. Uważają, że jest to bardzo zły sygnał dla Polski. Nie chcieliby, aby o wejściu Polski do wspólnoty decydował parlament.
Węgierskim wynikiem zaniepokojony jest poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej Józef Oleksy, który z Radiu Zet mówił w niedzielę: "Gdzie jak gdzie, ale sądziłem, że tam proeuropejskość będzie zademonstrowana przez większość społeczeństwa. Tam się przecież ostatnio nic nie wydarzyło złego, co by mogło Węgrów zniechęcać".
Według niego, polscy zwolennicy Unii Europejskiej "zbyt szybko przekonali sami siebie, że sprawa jest wygrana. Tymczasem w dotarciu do ludzi ze sprawami unijnymi nadal są słabości, także w kampanii rządowej. Do boju nie ruszyły organizacje pozarządowe" - powiedział.
Poseł Platformy Obywatelskiej Jan Rokita zwrócił uwagę, że referendum na Węgrzech jest bardzo złym sygnałem dla Polski, tym bardziej, że Węgrzy wykazywali większą aktywność polityczną niż Polacy.
"Na Węgrzech i lewica i prawica są prounijne. Węgry nie mają odpowiednika Ligi Polskich Rodzin i Samoobrony. Rząd węgierski uruchomił kampanię przekonywania do Unii Europejskiej na znacznie wyższym poziomie, niż to jest w Polsce. Zwolennicy UE w Polsce powinni się bardzo zmobilizować w swoim sumieniu i gotowości głosowania" - powiedział Rokita w Radiu Zet.
Odmienne zdanie miał Tomasz Nałęcz z Unii Pracy. "Ostatnie sto lat dziejów Polski i Węgier pokazują, że Polacy podejmowali lepsze decyzje niż Węgrzy i mieli w historii więcej szczęścia. Moim zdaniem, jest u nas szansa na 50-proc. frekwencję. Wynik węgierski może Polaków zmobilizować, zwłaszcza zwolenników wstąpienia do UE, bo nic nie jest przesądzone" - przekonywał.
Również poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Eugeniusz Kłopotek chciałby, aby w Polsce frekwencja była ponad 50-proc. i by o wstąpieniu nie decydował parlament. "Uchwalona ustawa o ziemi przybliżyła PSL do politycznego +tak+ dla Unii." - powiedział.
Według ministra spraw wewnętrznych i administracji Krzysztofa Janika, Węgrzy nie przywiązywali szczególnej wagi do frekwencji. "Ustawa referendalna jest taka, że referendum jest wiążące, jeśli 25 proc. uprawnionych do głosowania zajęło jakieś stanowisko" - powiedział w w "Niedzielnym Salonie Trójki" w III programie PR.
Poseł Platformy Obywatelskiej Bronisław Komorowski ocenił, że w Polsce promocja integracji europejskiej w wydaniu rządowym jest słaba. Przyznał też, że istnieje ryzyko, powtórzenia się w Polsce sytuacji z Węgier.
"My mamy dodatkową linę asekuracyjną w postaci możliwości uchwalenia naszego wejścia przez parlament. Ale kwestia wysokości poziomu frekwencji będzie miała ogromne znaczenie dla możliwości na przyszłość powoływania się na wynik referendum, jako negacji lub zgody społeczeństwa na wejście do Unii Europejskiej" - powiedział Komorowski w Salonie Trójki. (aka)