Politycy krytykują francuskiego prezydenta
Politycy Europy Środkowowschodniej zarzucili we wtorek prezydentowi Francji, że stosuje taktykę zastraszania i odrzucili jego żądanie, by kraje kandydujące do Unii Europejskiej powściągnęły swe poparcie dla twardego kursu Stanów Zjednoczonych wobec Iraku.
18.02.2003 15:48
"Francja ma prawo do określania swojej polityki (...) i do tego trzeba odnieść się z szacunkiem. (...) Polska (...) ma również prawo rozstrzygać, co jest dla niej dobre. Francja powinna się do tego odnieść również z respektem, z zainteresowaniem, dlaczego to stanowisko jest odmienne" od francuskiego - powiedział polski wiceminister spraw zagranicznych Adam Rotfeld w radiowej Trójce.
Wiceminister spraw zagranicznych Czech, Alexander Vondra, zapytany, czy Jacques Chirac chce zastraszyć przyszłych członków Unii Europejskiej, odparł: "Na to wygląda".
Chirac ostro skrytykował w poniedziałek kraje kandydujące do UE, w tym Polskę, za poparcie twardej polityki Stanów Zjednoczonych wobec Iraku, i ostrzegł, że może się to odbić na ratyfikacji Traktatu Akcesyjnego (o przystąpieniu do UE) w obecnych państwach członkowskich, czyli spowodować zablokowanie rozszerzenia.
W sukurs zaatakowanym pospieszył premier Wielkiej Brytanii, Tony Blair. Kraje kandydujące do UE "mają prawo mówić tak samo jak Wielka Brytania czy Francja" - ocenił we wtorek i zaznaczył: "Mam nadzieję, że nikt nie próbuje sugerować, iż nie powinny one otrzymać w Unii pełnych praw członkowskich i nie mieć prawa do wyrażania swych poglądów".
Blair uważa, że lata za żelazną kurtyną sprawiły, iż kraje Europy Środkowowschodniej mają "prawdziwy zmysł historii", przez co ich opinie są szczególnie cenne. Kraje te "wiedzą, jak ważna jest jedność Europy i Ameryki".
Chirac oświadczył w poniedziałek wieczorem w Brukseli, że zachowanie kandydatów do UE, z których jedni wyrazili solidarność z USA w liście ośmiu przywódców europejskich, a drudzy w utrzymanej w podobnym duchu deklaracji wileńskiej, było "niezbyt odpowiedzialne, a w każdym razie świadczące o niezbyt dobrym wychowaniu. Zmarnowali okazję, żeby siedzieć cicho" - powiedział francuski prezydent.
Bułgarii i Rumunii, które liczą na wejście do UE w 2007 r., Chirac powiedział, że "były szczególnie lekkomyślne", bo "ich położenie jest już bardzo delikatne" i "jeśli chciały zmniejszyć swoje szanse przystąpienia do Unii, nie mogłyby lepiej postąpić".
"Dziwię się łączeniu stanowisk w kwestii Iraku z rozmowami członkowskimi w UE. Rozmowy te odbywają się zgodnie ze ściśle ustalonymi zasadami" - poskarżyła się bułgarska minister integracji europejskiej, Meglena Kunewa. Przewodniczący parlamentarnej komisji spraw zagranicznych Stanimir Iłczew nie wykluczył, że Bułgaria może odpowiedzieć na słowa Chiraca deklaracją parlamentarną.
Inne kraje Europy Środkowowschodniej uznały, że prezydent Francji zachował się nie fair krytykując kandydatów za brak solidarności z Europą, skoro sama Unia Europejska jest głęboko podzielona w kwestii Iraku.
"Unia aż do poniedziałku wieczorem nie przyjęła wspólnego stanowiska w sprawie kryzysu w Iraku. Kraje kandydackie nie miały więc żadnej możliwości, by się do niego przyłączyć" - ocenił rzecznik słowackiego MSZ, Boris Gandel.
Reuter pisze, że atak Chiraca może w Europie Środkowowschodniej dostarczyć amunicji przeciwnikom wejścia do Unii, ostrzegającym przed groźbą utraty świeżo odzyskanej wolności i znalezienia się pod dyktatem bloku, który będzie ignorować interesy nowych członków.
Pewien dyplomata wschodnioeuropejski cytowany przez Reutera powiedział, że prezydent Francji mówił tonem, jakiego nie używał nawet Związek Radziecki wobec krajów Układu Warszawskiego w latach swej dominacji na wschodzie Europy.
Kraje skrytykowane przez Chiraca uzyskały we wtorek poparcie ze strony komisarza UE ds. stosunków zewnętrznych, Chrisa Pattena. "Unia Europejska nie jest Układem Warszawskim", lecz "klubem politycznym" - oświadczył Patten w BBC. Podkreślił, że państwa kandydujące "mają prawo mieć własne opinie i powinny je wyrażać".
Komisarz UE do spraw rozszerzenia Guenter Verheugen przyznał, że poparcie, udzielone przez kraje kandydujące do UE amerykańskiemu stanowisku w konflikcie irackim, wywołało "irytację". "Nie sądzę jednak, by przyszłe kraje członkowskie zamierzały wbić klin między kraje Unii Europejskiej. Chodziło im o wzmocnienie kontaktów transatlantyckich" - ocenił Verheugen, wyrażając przekonanie, że "taka sytuacja już się nie powtórzy". (jask)