Policjanci z Opola zabrali matkę w nocy na oczach jej dzieci. Nie zapłaciła 2,3 tys. zł.
Kobieta została zatrzymana, bo nie zapłaciła 2,3 tys. zł grzywny. Jej małą córeczkę i syna policja wyrwała ze snu i zawiozła do rodziny zastępczej. Policjanci tłumaczą, że działali na polecenie sądu i nie popełnili błędu. O sprawie jako pierwsza poinformowała "Nowa Trybuna Opolska".
Jak poinformował Wirtualną Polskę Sędzia Sądu Okręgowego w Opolu Waldemar Krawczyk, brak reakcji kobiety i niestawienie się w sądzie na rozprawę, o której była poinformowana przyczyniły się do tak dramatycznego finału tej sprawy. - Wezwanie na rozprawę kobieta odebrała osobiście. Wówczas istniała jeszcze możliwość zamiany kary pozbawienia wolności na inną. Nie stawiła się jednak - tłumaczył Waldemar Krawczyk.
Dodał także, że pisma i wezwania z sądu wysyłano na adres, który podała sama zainteresowana. Na pytanie, jak to możliwe, że pisma z sądu wysyłane były na stary adres kobiety, a policja dotarła już na nowy, Krawczyk tłumaczył, że funkcjonariusze aktualnego adresu nie uzyskali z sądu, tylko od kuratora, z którym kobieta miała kontakt w związku ze swoim byłym mężem.
Wyjaśnił również, że według wiedzy sądu, pani Joanna była mężatką i miała jedno dziecko. - To kurator miał aktualne informacje o jej sytuacji życiowej. Więc nie było możliwe, by uprzedzić policję o tym, że kobieta ma małe dzieci i nie będzie miała z kim ich zostawić - mówił.
Interwencja policji
Policja zapukała do drzwi pani Joanny, mieszkanki Opola we wtorek tuż przed godz. 22. Dzieci, które kobieta wychowuje samotnie, 2-letnia Julka i 6-letni Kubuś spali już w swoich łóżeczkach.
Kobieta wspominając słowa funkcjonariusza, który powiedział jej o nakazie doprowadzenia do aresztu śledczego, mówi że nogi się pod nią ugięły i myślała, że to pomyłka. Zdziwienie zamieniło się w panikę, gdy usłyszała, że jeśli nie ma z kim zostawić dzieci, zostaną rozdzielone i trafią do domu małego dziecka oraz do pogotowia opiekuńczego. Błagała policjantów, by tego nie robili.
Wystawiła rachunek zamiast faktury
- Wiedziałam, że mam do zapłacenia karę 2 tysięcy 250 złotych, ale dostałam pismo od pani komornik, że sprawa została umorzona. Od roku żyłam z taką świadomością - powiedziała na antenie TVN24 pani Joanna. Kara dla kobiety wynikała z tego, że wystawiła klientowi swojej już nie istniejącej kwiaciarni zwykły rachunek zamiast faktury.
Na dowód, że nie ma długów, kobieta pokazała pismo o bezskuteczności egzekucji. Choć wywołało to zdziwienie funkcjonariusza, stwierdził, że musi wypełnić nakaz sądu, a cała sprawa zostanie wyjaśniona następnego dnia, bo przecież w nocy sądy nie pracują.
"Nie chciałam się zgodzić na rozdzielenie córki i syna"
- Nie chciałam się zgodzić na rozdzielenie córki i syna, więc jeden z policjantów wyszedł i kiedy wrócił powiedział, że jest znaleziona dla nich rodzina zastępcza - opowiada pani Joanna. Jak relacjonuje dzieci zostały odwiezione do opiekunów ok. godz. 23.30. Około północy pani Joanna została odwieziona do izby zatrzymań.
Kobieta musiałaby spędzić w areszcie 25 dni. Pomogli jednak sąsiedzi, którzy następnego dnia rano wpłacili za nią pieniądze.
W sądzie kobieta dowiedziała się, że wyrok wysłano pocztą. Nie dotarł jednak do adresatki, gdyż zmieniła adres zamieszkania.
Podinsp. Maciej Milewski z Komendy Wojewódzkiej Policji w Opolu tłumacząc nocną wizytę policji w mieszkaniu kobiety, mówi, że w postanowieniu sądu nie było informacji, że to matka samotnie wychowującą dzieci. - Próbowali pomóc, pytali sędziego, czy nie można odroczyć terminu wykonania kary, tak by kobieta miała czas zebrać pieniądze. Sędzia jednak nie miał wątpliwości, postąpiliśmy prawidłowo - mówi.
Interweniuje Rzecznik Praw Dziecka
Sprawą obiecał zająć się Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak. - Taka sytuacja nie powinna się powtórzyć - podkreślił. Zapowiedział, że dokładnie zbada procedury obowiązujące w takich sytuacjach.
Dodał, że trzeba ustalić, czy rzeczywiście - tak jak mówi matka - po dzieci miał przyjechać ktoś z rodziny. W takiej sytuacji zdaniem rzecznika, lepiej byłoby poczekać niż zabierać dzieci do pogotowia opiekuńczego.- Dzieci nie wolno traktować przedmiotowo - podkreślił.
Rzecznik zamierza też zbadać, czy nie można było prosić sędziego o odroczenie decyzji w tej sprawie. - To trzeba sprawdzić - zastrzegł. Przypomniał, że np. w sądach rodzinnych są 24-godzinne dyżury sędziów, by w nagłych sytuacjach można było podjąć adekwatną decyzję. Podkreślił, że to sąd jest właściwym organem do podejmowania decyzji w tego rodzaju sprawach.
Reakcja ministerstwa
Ministerstwa - spraw wewnętrznych i sprawiedliwości - przeprowadzą wspólną kontrolę po zatrzymaniu - poinformowała rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak.
- Minister spraw wewnętrznych w rozmowie z ministrem sprawiedliwości zdecydował, że będzie wspólna kontrola dotycząca sprawdzenia z jednej strony działań policji, z drugiej - działań sądów - powiedziała Woźniak.