Policjanci ucierpieli w akcji - dostali rachunek ze szpitala
Funkcjonariusze policji z Lublina zostali podtruci dymem, gdy pomagali mieszkańcom płonącego budynku. Teraz dostali rachunek ze szpitala, bo gdy tam trafili, nie mieli ze sobą książeczek ubezpieczeniowych - pisze "Kurier Lubelski".
Wszystko działo się 21 lutego. Dwaj funkcjonariusze z komisariatu VII w Lublinie rzucili się na pomoc mieszkańcom płonącego budynku. Rozpoczęli gaszenie pożaru, pomagali mieszkańcom w ewakuacji. Kiedy akcja ratownicza się zakończyła, obaj z objawami podtrucia dymem trafili do szpitala przy ul. Biernackiego w Lublinie.
Na izbie przyjęć pracownicy placówki spisali ich dane. Teraz pocztą do każdego z nich na prywatny adres domowy przyszedł rachunek na 50 zł za "usługę medyczną".
Sytuacją zdziwiona była Komenda Wojewódzka w Lublinie. - Nigdy wcześniej nie zdarzyło się nam coś podobnego - przyznał w rozmowie z "Kurierem Lubelskim" mł. asp. Arkadiusz Arciszewski z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Dodał, że w takiej sytuacji funkcjonariusze powinni zwrócić się do swojego przełożonego, który powinien sprawę załatwić.
Zdaniem dyrekcji szpitala wszystko odbyło się zgodnie z przepisami. Jacek Solarz, dyrektor szpitala do którego trafili funkcjonariusze mówi gazecie, że ceni pracę policji, ale osoby, które nie przedstawiły dowodu ubezpieczenia muszą się liczyć z otrzymaniem rachunku. Zapewnił, że kiedy policjanci przedstawią książeczki, rachunek zostanie anulowany.