Policja siłą zamknęła im usta, "aresztowała 1000 osób"
Tysiące funkcjonariuszy interwencyjnych oddziałów policji zablokowały centrum Algieru, nie pozwalając przeciwnikom rządu na marsz protestacyjny, zainspirowany ostatnimi wydarzeniami w Egipcie. Przedstawiciele współorganizującej protest opozycyjnej partii Zgromadzenie na Rzecz Kultury i Demokracji (RCD) powiedzieli Reuterowi, że demonstrantów było od 7 do 10 tys., a tysiąc z nich aresztowano.
12.02.2011 | aktual.: 12.02.2011 20:54
Niewielkie grupy opozycjonistów zdołały zebrać się na stołecznym Placu 1 Maja, wznosząc okrzyki "Buteflika precz!" pod adresem rządzącego od 1999 roku prezydenta Abdelaziza Butefliki. Wymachiwali też gazetami, informującymi o piątkowej rezygnacji prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka.
Policyjny kordon uniemożliwił jednak demonstrantom planowany przemarsz przez miasto. Inni próbujący przedostać się na plac uczestnicy protestu zastali dojście zablokowane.
Po około trzech godzinach setki ludzi spokojnie opuściły plac przez utworzone przez policjantów przerwy w kordonie. Około 200 młodych ludzi z pobliskiej ubogiej dzielnicy pozostało na miejscu, niektórzy z nich rzucali różnymi przedmiotami w policję.
Władze nie zgodziły się na sobotnią demonstrację, uzasadniając zakaz koniecznością zapewnienia porządku publicznego. - Przykro mi powiedzieć, że rząd rozmieścił potężne siły dla udaremnienia pokojowego marszu. Nie jest to dobre dla wizerunku Algierii - powiedział Mustafa Buszaszi, przywódca Ligi Praw Człowieka, która była współorganizatorką protestu.
Demonstarcji nie wsparły główne związki zawodowe ani najważniejsze partie polityczne. Nie brali w niej też udziału członkowie radykalnych ugrupowań islamskich - oficjalnie zakazanych, ale nadal dysponujących wpływami wśród mas.
"Na Placu 1 Maja doszło dzisiaj do próby zorganizowania marszu przez grupę około 250 osób. Czternaście osób zostało zatrzymanych i natychmiast zwolnionych" - głosi komunikat algierskiego ministerstwa spraw wewnętrznych.