Policja poszukuje znanego reżysera, chce mu postawić zarzuty
Prokuratura na warszawskiej Woli postanowiła o przedstawieniu Grzegorzowi B. dwóch zarzutów związanych z incydentem podczas ekshumacji jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej na Starych Powązkach w Warszawie. Niestety, od ponad dwóch miesięcy prokuratorzy nie mogą go namierzyć. Ani śledczy ani policja, do której zwrócono się o pomoc, nie są w stanie ustalić miejsca pobytu kontrowersyjnego reżysera.
13.12.2012 | aktual.: 13.12.2012 15:08
- W śledztwie prowadzonym przez prokuraturę Warszawa Wola, 24 września wydano postanowienie o postawieniu Grzegorzowi B. dwóch zarzutów dotyczących wydarzeń z 18 września 2012 r. na terenie Cmentarza Powązkowskiego w Warszawie. Pierwszy dotyczy uderzenia ręką w przedramię funkcjonariusza policji celem zmuszenia go do zaniechania prawnej czynności służbowej. Drugi ma związek z tym, że Grzegorz B. wdarł się na teren cmentarza i wbrew żądaniom funkcjonariuszy nie chciał go opuścić - powiedział tvp.info prok. Dariusz Ślepokura, rzecznik prokuratury okręgowej w Warszawie.
Policja nie może odnaleźć Grzegorza B.
- Niestety do tej pory nie można było ogłosić tych zarzutów panu B. ponieważ nie jest znane miejsce jego pobytu. Nie przebywa bowiem w miejscu stałego zameldowania, ani pod podanym przez niego adresem - dodał prokurator.
Z informacji tvp.info wynika, że wolska prokuratura kilkakrotnie próbowała dostarczyć wezwanie Grzegorzowi B. w celu postawienia mu zarzutów. W końcu zwróciła się do wrocławskiej policji, by ta doręczyła mu wezwanie. Nie udało się. Dlatego ostatnio śledczy poprosili policję we Wrocławiu, gdzie reżyser jest zameldowany, o ustalenie jego miejsca pobytu. Podobne wnioski skierowano także do kilku innych instytucji państwowych m.in. ZUS i NFZ.
18 września przed godz. 7 rano na cmentarzu Stare Powązki w Warszawie przeprowadzano ekshumację jednej z ofiar katastrofy smoleńskiej. Według mediów chodziło o wiceprzewodniczącą fundacji Golgota Wschodu Teresę Walewską-Przyjałkowską. Ekshumacja miała związek z omyłkową zamianą zwłok Anny Walentynowicz, która również zginęła w katastrofie. Przed wejściem na cmentarz zgromadziła się wówczas grupa kilkudziesięciu osób z transparentami głoszącymi m.in. "Smoleńsk - nie pozwolimy zakłamać prawdy". Pojawili się też posłowie PiS, m.in. Antoni Macierewicz i Anna Fotyga.
Gdy policja i żandarmeria zamknęły teren cmentarza, na teren nekropolii przeskoczyli Ewa Stankiewicz oraz Grzegorz B. Ten ostatni miał, według funkcjonariuszy, uderzyć jednego z policjantów. Został wówczas zatrzymany i przesłuchany przez policję w charakterze świadka, ale odmówił składania zeznań. Za wywieranie wpływu na funkcjonariuszy państwowych grozi mu do trzech lat więzienia.
"Kule powinny świstać, a mamy kabaret"
1 października do sądu wpłynęło zażalenie na zatrzymanie Grzegorza B. przez policję. Dwa tygodnie później sąd rejonowy odrzucił ten wniosek, uznając, że "czynność zatrzymania była zasadna, legalna i wykonana prawidłowo".
Warszawscy śledczy zajmują się jeszcze jedną sprawą, w której pojawia się Grzegorz B. Chodzi o ujawniony przez TVN film ze spotkania w warszawskim Klubie Ronina. B. mówił wówczas: "Kule powinny świstać, a mamy kabaret. Bo kolejny przesąd to wiara w pacyfizm. Wiara, że tu można cokolwiek załatwić, jak nie zostaną w sposób nagły, drastyczny wyprawieni na tamten świat z tuzin redaktorów Wyborczej i ze dwa tuziny drugiej gwiazdy śmierci mediów centralnych - TVN. Nie wspominam o etatowych zdrajcach ze starego reżimu [brawa na sali]. Jeśli się nie rozstrzela, co dziesiątego, to znaczy: hulaj, dusza, piekła nie ma. Jeżeli nie karze się śmiercią za zdradę, to, co?".
Grzegorz B. jest autorem filmów dokumentalnych m.in. o związkach Lecha Wałęsy z SB i o generale Wojciechu Jaruzelskim.