Policja dała się okraść

Płoccy policjanci dali sobie
odebrać w Warszawie auto, w którym było 16 tomów akt sprawy
Krzysztofa Olewnika, porwanego syna biznesmena z Drobina. Kilka
dni wcześniej prokurator wypuściła na wolność podejrzanego o
udział w tym porwaniu. Zbieg okoliczności? Trudno w to uwierzyć -
pisze "Super Express".

Krzysztofa Olewnika porwano ponad 2,5 roku temu. Rodzina zapłaciła 300 tys. euro okupu, ale nie odzyskała syna. Śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie toczy się w ślimaczym tempie. "Zrobiliśmy ekspertyzy, wydaliśmy pieniądze na informatorów detektywa Rutkowskiego - w większości okazali się oszustami" - mówi Włodzimierz Olewnik, ojciec porwanego - podaje dziennik.

Sprawę prowadził wydział kryminalny mazowieckiej policji w Radomiu. 1 czerwca udało się zatrzymać mężczyznę z Warszawy, który brał udział w porwaniu. Mimo mocnych dowodów, 2 czerwca prokurator Robert Skawiński wypuścił go. Prawdopodobnie mężczyzna wylegitymował się dokumentami lekarskimi świadczącymi o jego psychicznych niedomaganiach - informuje gazeta.

Dlaczego prokurator był tak łaskawy dla podejrzanego - nie wiemy - nie chciał z nami rozmawiać i odsyłał do rzecznika prasowego. "Zrobiłem, co mogłem". "Wyroki prokuratury są nieprzewidywalne" - stwierdził naczelnik wydziału kryminalnego radomskiej policji Remigiusz Minda - pisze "Super Express".

Zdesperowany Olewnik, w obecności dziennikarki gazety, zjawił się w Sejmie, szukać pomocy u posła Dziewulskiego. "Śledztwo jest prowadzone źle, albo w ogóle" - przekonywał. Uważa, że w sprawę zamieszany jest, prócz płockiego policjanta, lokalny polityk. Prokurator miał zbagatelizować te informacje - podaje dziennik. (PAP)

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)