Poleciały głowy w policji i CBŚ
Odwołanie komendanta wojewódzkiego policji w
Łodzi Janusza Tkaczyka, zwolnienie naczelnika zarządu Centralnego
Biura Śledczego (CBŚ) w Olsztynie Jana Markowskiego oraz zapowiedź
dalszych zmian w CBŚ - to konsekwencje piątkowego oświadczenia
"Gazety Wyborczej", że jej poniedziałkowy artykuł o współpracy
policjantów z gangsterami był nieprawdziwy. Informatorem "GW" w
tej sprawie miał być Tkaczyk.
27.05.2005 | aktual.: 28.05.2005 11:09
Dezinformacja
"GW" przeprosiła w piątkowym wydaniu policję, komendanta głównego i opinię publiczną. Wyjaśniła, że "padła ofiarą umyślnej dezinformacji, którą prawdopodobnie zaplanował szef zarządu CBŚ w Olsztynie Jan Markowski". Gazeta ujawniła, że informacje o aferze przekazał jej komendant wojewódzki policji w Łodzi insp. Janusz Tkaczyk. Ten w wywiadzie dla gazety powiedział, że informacje o aferze miał od Markowskiego.
Reakcja resortu spraw wewnętrznych i policji nastąpiła już wczesnym popołudniem. Na konferencji prasowej minister spraw wewnętrznych i administracji Ryszard Kalisz ogłosił, że odwołuje Tkaczyka, a komendant główny policji Leszek Szreder oznajmił, że zwalnia Markowskiego.
Sam Markowski zaprzecza, by przez ponad półtora miesiąca na bieżąco informował łódzkiego komendanta o prowadzonym przez siebie śledztwie w sprawie policjantów współpracujących z gangsterami - jak twierdzi Tkaczyk. Markowski powiedział, że olsztyńskie CBŚ nie prowadziło żadnych czynności w sprawie opisanej przez "GW", a on sam nie kontaktował się w tej sprawie z Tkaczykiem.
Z Tkaczykiem, który przed południem sam poprosił ministra SWiA o odwołanie ze stanowiska szefa łódzkiej policji, nie udało się PAP w piątek skontaktować.
Poniedziałkowa fikcja
Ponieważ poniedziałkowy artykuł "GW" okazał się w dużej mierze fikcją, pojawiły się pytania, czy słusznie premier Marek Belka zdymisjonował w środę wiceministra SWiA ds. policji Andrzeja Brachmańskiego. Kierownictwo SLD wystosowało do premiera apel, w którym domaga się od Belki wycofania z tej decyzji.
Pytany o tę sprawę minister Kalisz powiedział, że nie brał udziału w redagowaniu apelu, a tego typu decyzje leżą w kompetencji premiera.
Sam Brachmański uważa, że "GW", "sprzedając" swoich informatorów, "zeszła poniżej wszelkiej krytyki" oraz że nie ma prawa do mówienia, że padła ofiarą prowokacji, bowiem jej dziennikarze, przygotowując materiał, "nie dopełnili zasad rzetelności". O czymś takim dotychczas nie słyszałem, stała się rzecz niewyobrażalna. W podobnych sytuacjach dziennikarze, redaktorzy odchodzą z pracy, ale nie ujawniają nazwisk swoich informatorów - powiedział Brachmański.
Sygnały o groźnych zjawiskach
Dymisja wiceministra Brachmańskiego nie miała związku z publikacją w "Gazecie Wyborczej", ale z nagromadzeniem bulwersujących sygnałów o groźnych zjawiskach w policji - oświadczył rzecznik rządu Dariusz Jadowski. Dodał, że tak tę sprawę od początku stawiał premier Marek Belka.
Podobną opinię wyraził zastępca redaktora naczelnego "GW" Piotr Pacewicz. On (Brachmański) padł ofiarą tego, do jakiego stanu została doprowadzona policja w ogóle, innych afer - argumentował Pacewicz.
Sprzedawanie informatorów
Odpowiadając na zarzut "sprzedania" informatorów, Pacewicz zaznaczył, że "ochrona źródeł, informatorów obowiązuje", ale zarazem dodał: Dlaczego ujawniamy te dwa źródła - tych dwóch panów? Dlatego, że oni nie byli informatorami, tylko dezinformatorami. Pacewicz zastrzegł, że nazwisko Tkaczyka gazeta ujawniła w porozumieniu z nim.
Zastępca prokuratora generalnego Kazimierz Olejnik potwierdził, że w ubiegłym tygodniu, w czwartek, spotkał się z Tkaczykiem, a ten przekazał mu informacje o policjantach rzekomo współpracujących z gangsterami. Olejnik powiedział, że natychmiast polecił to sprawdzić i już w miniony piątek wiedział, że o takiej sprawie w Prokuraturze Krajowej nie ma informacji, sprawdzone zostały też pozostałe podległe jej prokuratury.