"Polański wykorzystał sławę, by zgwałcić dziecko"
Amerykańskie ministerstwo sprawiedliwości miało rację nakazując zatrzymanie Romana Polańskiego na lotnisku w Zurychu i powinno doprowadzić sprawę do końca - pisze "Washington Post". "Tu chodzi o bogatego i wpływowego człowieka, który wykorzystał swoją sławę i pozycję, żeby zgwałcić niewinne dziecko" - czytamy w gazecie.
29.09.2009 | aktual.: 29.09.2009 11:24
"Czy Roman Polański nie wycierpiał wystarczająco wiele? Czy nie przetrwał wszystkich tych zimnych, szarych i deszczowych zim w Paryżu? Czy przez kilkadziesiąt lat nie spędzał wakacji, ograniczając się do ponurej monotonii południa Francji? - pisze sarkastycznie Eugene Robinson i dodaje, że apologeci Polańskiego nie powinni dać sobie spokój.
Autor komentarza zapewnia najpierw, że jest pełen uznania dla twórczości polskiego reżysera. Pisze, że "Chinatown" to jeden z jego ulubionych filmów, a "Dziecko Rosemary" jest dziełem sztuki i zdecydowanie zasługuje na Oscara (Polański dostał tę nagrodę za "Pianistę"). Robinson dodaje, że Polański jest wspaniałym artystą, lecz pisze następnie, że "może jego kolejnym filmem będzie film o tematyce więziennej".
"Błyskotliwy lub nie, Polański ucieka przed amerykańskim wymiarem sprawiedliwości od 1978 roku. I z pewnością nie ma nic artystycznego w przestępstwie, do którego popełnienia się przyznał: podczas sesji zdjęciowej w domu jego przyjaciela i gwiazdy 'Chinatown' Jacka Nicholsona, Polański upoił 13-letnią dziewczynkę szampanem i narkotykami i odbył z nią stosunek" - czytamy w artykule.
Autor tekstu zapewnia, że zgadza się z europejskim punktem widzenia, że Amerykanie są pruderyjni i są hipokrytami w sprawach seksu". Zastrzega jednak, że "dorosły mężczyzna odurzający narkotykami i gwałcący 13-letnią dziewczynkę to zło moralne wszędzie na świecie i zasługuje na ostrzejszą karę niż tylko spędzenie 30 lat na pozłacanym wygnaniu".
"Jeśli ktoś decyduje się na bycie zbiegiem, akceptuje ryzyko, że któregoś dnia może zostać złapany" - czytamy w "Washington Post".
Na koniec Robinson pisze, że nieistotny jest fakt, iż teraz 45-letnia ofiara gwałtu twierdzi, że nie czuje już gniewu wobec Polańskiego i nie chce, żeby poszedł do więzienia. "Ważne jest, co myślała i czuła w wieku lat 13, kiedy przestępstwo zostało popełnione. Ci, którzy uważają, że aresztowanie Polańskiego jest niesprawiedliwe, w istocie zgadzają się z jego argumentem, że 13-letnia dziewczynka, będąca po wpływem alkoholu i narkotyków, 'pozwoliła' na seks z 40-letnim mężczyzną" - podkreśla autor komentarza.
"A może jego obrońcy uważają, że podanie narkotyków dziecku i zgwałcenie go to nic takiego. (...) Przeciwnie, tu chodzi o bogatego i wpływowego człowieka, który wykorzystał swoją sławę i pozycję (...), żeby zgwałcić niewinne dziecko. Tu chodzi o człowieka, który ucieka zamiast stawić czoło konsekwencjom swoich czynów" - podkreśla zdecydowanie "Washington Post".