Polański: Amerykanie chcą dostać moją głowę na talerzu
Roman Polański przerywa milczenie. Reżyser, przebywający w areszcie domowych w Szwajcarii, opublikował w internecie oświadczenie w którym stwierdził, że amerykańskie żądania dotyczące jego ekstradycji są "oparte na fałszu". Oskarżył też amerykańskie władze, że "chcą dostać jego głowę na talerzu".
- Nie mogę dłużej milczeć, ponieważ Stany Zjednoczone nadal domagają się mojej ekstradycji bardziej, by rzucić mnie na pastwę światowych mediów, niż wydać wyrok w sprawie, w której osiągnięto porozumienie 33 lata temu - pisze reżyser w skierowanym do opinii publicznej artykule.
- Przez siedem miesięcy od aresztowania na lotnisku w Zurychu powstrzymywałem się od publicznych oświadczeń i prosiłem moich prawników o to samo. Chciałem, by władze Szwajcarii i USA oraz prawnicy pracowali bez polemiki z mojej strony. Zdecydowałem się przerwać milczenie, by zwrócić się bezpośrednio do was moimi własnymi słowami - napisał Polański.
Reżyser przyznał, że 33 lata temu został uznany za winnego, ale przekonuje, że 42 dni, które spędził w 1977 roku w więzieniu Chino w Kalifornii, miały być uznane za pełen wyrok.
- Kiedy wyszedłem z więzienia, sędzia zmienił zdanie i uznał, że czas, jaki w nim spędziłem nie wystarczy za pełen wyrok, i to usprawiedliwia mój wyjazd z USA - uważa Polański.
Według niego całą sprawę sprowokował film dokumentalny, w którym nie tylko pokazano, że opuścił USA, ponieważ został tam niesprawiedliwie potraktowany, ale również wywołał gniew władz Los Angeles. Poczuły się one zaatakowane i zażądały jego ekstradycji z kraju, który bez przeszkód odwiedzał od 30 lat.
Tekst zatytułowany "Nie mogę dłużej milczeć" zamieszczono na stronie internetowej "La regle du jeu" (fr. "Zasady gry"), której redaktorem jest przyjaciel Polańskiego francuski filozof Bernard-Henri Levy.
Polański został zatrzymany 26 września ub.r. na lotnisku w Zurychu na podstawie wydanego w 2005 roku międzynarodowego nakazu aresztowania. Wymiar sprawiedliwości Stanów Zjednoczonych zarzuca mu, że w roku 1977 w willi aktora Jacka Nicholsona w Hollywood uwiódł 13-letnią wówczas Samanthę Gailey. W stanie Kalifornia czyn lubieżny z nieletnią klasyfikowany jest automatycznie jako gwałt. Reżyser przed zakończeniem wytoczonego mu procesu wyjechał do Francji.