Polak został aresztowany w Berlinie, bo 3 lata wcześniej zgubił dowód
26-letni wrocławianin spędził dwa dni w niemieckim areszcie po tym, jak został zatrzymany na berlińskim lotnisku. Okazało się, że wszystko przez dowód, który zgubił 3 lata wcześniej. I którego zgubienie zgłosił policji.
Michał, grafik komputerowy z Wrocławia, wybierał się wraz ze swoją partnerką na wymarzone wakacje na Bałkanach. Jednak urlopowe plany pokrzyżowała mu decyzja niemieckich służb. 15 minut przed wylotem, na lotnisku Berlin-Schönefeld, został aresztowany. - Zaprowadzili nas na komisariat policji, który jest na lotnisku i tam zaczęła się procedura, jakbym zrobił coś złego - relacjonuje w rozmowie z Radiem Zet Michał. - Jeden policjant próbował mi wmówić, że jestem przestępcą i udaję. Drugi starał się mnie zrozumieć, a sprawa była dość jasna.
Okazuje się, że zawiodły procedury. Zgodnie z zeznaniami Michała zgubił on dowód 3 lata temu, co zgłosił policji. Informację taką przekazał niemieckim funkcjonariuszom. Wydawało się, że na tym sprawa się zakończy. - Jedna z niemieckich policjantek zadzwoniła przy wszystkich na komendę we Wrocławiu i tam policjanci potwierdzili, że dowód na który popełniono przestępstwo figuruje w systemie jako „skradziony” - tłumaczy Michał. Policjanci mieli uwierzyć w wersję wrocławianina. Michałowi przekazali jednak, że nic nie mogą zrobić, bo wydano nakaz aresztowania.
Kasi, dziewczynie Michała, kazano wyjść. Michałowi - rozebrać się, po czym przeszukano jego ubrania i bagaż. Na miejscu pojawił się tłumacz, ale okazał się niezbyt pomocny. Miał gubić się w prawnych formułkach, przez co Michał niewiele zrozumiał z nakazu aresztowania. Ostatecznie udało się jednak ustalić przyczyny zatrzymania. - Okazało się, że nakaz wydany został po tym, jak 18 listopada 2014 r. w wypożyczalni „Sixt” ktoś na mój skradziony dowód wypożyczył wartego 35 tys. euro mercedesa i próbował go sprzedać - tłumaczy wrocławianin.
Policjantów udało się przekonać, że 26-latek nie mógł kupować samochodu w Darmstad, będąc w oddalonym o 800 km Poznaniu. Mimo tego Michał usłyszał, że noc spędzi w areszcie, a do sądu zostanie zawieziony dopiero nazajutrz. Dramat grafika rozegrał się w Boże Ciało, co utrudniło poszukiwania prawnika. W końcu jednak bliskim Michała się to udało. Adwokat usłyszał jednak, że Michał spędzi w areszcie 3 tygodnie. Dopiero, gdy jego obecność w Poznaniu potwierdziła uczelnia, prokurator zdecydował o wypuszczeniu Polaka na wolność.
Absurdalna okazała się także sama wizyta w sądzie. - Zamknęli mnie w celi bez jedzenia i następnego dnia dowieźli mnie do sądu rejonowego gdzieś pod Berlinem. Tam sędzia stwierdził, że jest mu bardzo przykro i nie wie nic o mojej sprawie - relacjonuje Michał. - Co więcej, tłumaczka Polka zaczęła mi wmawiać, że jestem winny. „Tu każdy twierdzi, że jest niewinny” mówiła - kontynuuje. Michał trafił do aresztu w Cottbus, gdzie grożono mu nawet półroczną "odsiadką".
To jednak nie koniec problemów wrocławianina. - Wakacje nam przepadły, a ja mam wciąż status oskarżonego i czekam na rozprawę, która ma odbyć się w sądzie w Darmstadt na zachodzie Niemiec - tłumaczy 26-latek.