Polacy: w Londynie drożyzna, czas na "come back"
Polscy emigranci wzbogacili się, mają już dość pracy w Wielkiej Brytanii i chcą wracać do domów. Robotników budowlanych przyciągają mistrzostwa Euro 2012. Wszyscy narzekają na słaby kurs funta na Wyspach - pisze "The Times".
Sześć lat temu za każdego funta, którego wysyłałem do domu, można było kupić trzy, cztery bochenki chleba. Teraz można kupić tylko jeden - mówi 41-letni robotnik budowlany Jarek z okolic Zambrowa, przebywający od dwóch lat w Londynie.
Teraz muszę pracować sześć, siedem dni w tygodniu. Wcześniej pracowałem pięć. Chcę wracać w maju. Wiele osób, które znam, robi to samo. Wszystko jest tu bardzo drogie - mówi Jarek. Jest jednym z miliona polskich emigrantów, którzy w ciągu ostatnich lat wyjechali do W. Brytanii. Pracuje wśród Brytyjczyków od siedmiu lat.
Słabnący funt, nie najlepsza koniunktura na Wyspach i polepszająca się sytuacja ekonomiczna w Polsce przekonały tysiące Polaków do powrotu - uważa "The Times". Za funty niewiele się kupi. Poza tym mojej żonie nie podoba się Londyn. Raz tu była, ale dla niej jest tu za dużo samochodów. Moja rodzina mieszka na wsi, tam jest zupełnie inaczej - mówi Jarek.
Moje dzieci mają 18 i 15 lat, potrzebują dużo pieniędzy. Zawsze jak dzwonią, mówią: "Tata, daj mi więcej pieniędzy" - mówi Jarek. Polak nie zachęca rodaków - przynajmniej tych pracujących - do przyjazdu do W. Brytanii. Podkreśla, że nie wszyscy znajdują tu pracę.
Polska w przeciwieństwie do W. Brytanii przeżywa teraz boom budowlany związany z mistrzostwami Euro 2012 - podkreśla brytyjski dziennik. I tak np. zyski polskiej firmy budowlanej PBG wzrosły o dwie trzecie w ostatnim kwartale 2007 r.
Dużo ludzi wraca z powodu Euro 2012 - potwierdza 26-letni warszawski ogrodnik Darek Osiak. Coraz więcej się buduje. Gospodarka się rozwija i ludzie zaczynają wierzyć w siebie - dodaje.
Wielu budowlańców wraca do kraju. Chyba nie mogą już zaoszczędzić tyle co kiedyś z powodu słabego kursu funta. Niektórzy nie nauczyli się angielskiego i boją się, że mogą zostać wykorzystani przez obcokrajowców - zauważa 40-letni Maciej Pobug-Radałowicz, który ma własną firmę budowlaną w Warszawie.
26-letni Ryszard Multan, kelner, też rezygnuje z dwuzmianowej pracy w restauracji Front Line w Paddington. Wracam 30 marca - mówi. Gdy zaczynałem pracę, minimalna stawka wynosiła 4,85 funtów za godzinę. W tamtym czasie w Polsce mogłem zarobić tylko 1 funta za godzinę pracy. Teraz mogę zarobić trzy razy tyle co dwa lata temu - podkreśla Multan.
Tłumaczył Adam Przegaliński, źródło: The Times