ŚwiatPolacy postrachem hiszpańskich stołówek

Polacy postrachem hiszpańskich stołówek

Pracują z polskimi grupami jako recepcjonistki i kelnerki. Istnieją powody, dla których czasem wstydzą się za turystów-rodaków. Iwona, Brygida i Grażyna opowiadają o swoich doświadczeniach z pracy w hotelach w Pinedzie, Mataro i Blanes na wybrzeżu Costa Brava.

Polacy postrachem hiszpańskich stołówek
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

29.04.2010 | aktual.: 29.04.2010 14:40

- W ubiegłym roku rozpoczęłam pracę w hotelu, gdzie 70% gości to Polacy. Przedtem pracowałam w innym, gdzie goście z Polski pojawiali się sporadycznie, a większość obcokrajowców pochodziła z krajów Europy Zachodniej - opowiada.

Iwona bardzo się ucieszyła, kiedy mogła przyjąć polską grupę w nowym miejscu pracy. Niestety, na drugi dzień, kiedy wezwał ją menadżer, jej radość ustąpiła miejsca zażenowaniu. W grzeczny i oględny sposób poprosił, aby wytłumaczyła polskim gościom na czym polega tzw. "szwedzki stół".

Wyjaśnił także powody swojej prośby. Stwierdził, że kiedy polska grupa wychodzi ze stołówki, zostawia ją, jak to określił, wymiecioną do czysta. Znika nawet zapasowe pieczywo przygotowane na później do tostownic i cytryny ułożone do pokrojenia. Po polskiej grupie nie zostaje przysłowiowy okruszek. Reguła jest taka, że na stołówce można najeść się do syta, bo bufet jest otwarty, ale nie wolno wynosić jedzenia i przygotowywać sobie prowiantu na później.

Iwona zastanawia się, czy może Polacy są nieobyci i przyjeżdżając po raz pierwszy myślą, że wszystko, co znajduje się na stołówce jest przeznaczone dla nich. Może nie zetknęli się nigdy z takim systemem żywienia.

- Myślę, że dobrze wiedzą, o co chodzi. W hotelu, gdzie pracuję, wisi napis w języku polskim "Prosimy o niewynoszenie jedzenia ze stołówki" - mówi Grażyna.

Ostatnio i ona była jednak świadkiem, jak pewna starsza pani z dużego, polskiego miasta instruowała swoją koleżankę, jak należy robić zapasy: - Salami i ser wkładam do chusteczki, a bułeczki do kieszeni - spiskowała starsza pani. Grażyna nie odważyła się zwrócić jej uwagi, bo jak mówi, polscy turyści są bardzo przewrażliwieni na swoim punkcie. Takie sytuacje zdarzają się i nie są przyjemne.

Mama Iwony tłumaczy to pozostałością z czasów peerelowskich, kiedy to na wczasach FWP (Fundusz Wczasów Pracowniczych) panował zwyczaj przyrządzania kanapek "na później".

Wtedy jednak pojęcie "szwedzkiego stołu", czyli korzystanie z otwartego bufetu, nie było jeszcze w Polsce znane. Teraz w wielu ośrodkach wczasowych i hotelach, również w Polsce, od dawna stosuje się taką formę żywienia. Dziewczyny śmieją się, że gdyby wszyscy zachowywali się, tak jak część polskich turystów, to hiszpańskie hotele musiałyby zrezygnować ze "szwedzkich stołów", ponieważ zbankrutowałyby.

Dziewczyny dochodzą do wniosku, iż może wypływa to także z faktu, że nie jesteśmy narodem krezusów i turyści często dysponują niewielkim kieszonkowym. Wykorzystują więc okazję, aby zabezpieczyć się na godziny między posiłkami, a nad morzem, jak wiadomo, apetyt dopisuje.

Iwona miała ostatnio przygodę z Polkami, które kilkakrotnie dopytywały się przy kolacji, czy butelka wina na trzy osoby jest za darmo. Polska kelnerka potwierdziła ich wątpliwości, ale na drugi dzień okazało się, że panie wypiły cztery butelki i uważały, że nie powinny za to płacić. Oczywiście, nikt ich nie obciążył kosztami, ale znowu poproszono ją o zwrócenie uwagi.

Grażyna przytacza historię, jak to grupa polskich turystów w ubiegłym roku wyjadła i wyniosła całą kolację przeznaczoną także dla Włochów, którzy przyjechali spóźnieni z wycieczki do Barcelony. Hotelową kuchnię ogarnęła panika, ale kucharz coś zaimprowizował i Włosi nie wyszli ze stołówki głodni. Brygida wspomina tamten dzień z przykrością, bo czuła się jakby współwinna takiego zachowania turystów ze swojej ojczyzny.

Dziewczyny opowiadają, że część Polaków przyjeżdżających na wakacje do Hiszpanii prześciga się w skargach i podejrzeniach, dotyczących chociażby pokoi hotelowych. Często zdarza się im wysłuchiwać skarg ze strony polskich gości, że są traktowani gorzej, niż inni klienci hotelu.

Polskie pracownice tłumaczą, że kiedy do hotelu przyjeżdża grupa gości, przydziela im się po prostu wolne pokoje, bez wnikania, który z nich jest lepszy. Inaczej ma się sprawa w hotelach dysponujących na przykład pokojami z widokiem na morze. W tym jednak przypadku, ceny pokoi są rożne. U Brygidy nie ma gorszych i lepszych pokoi, ale jej goście często nie chcą w to uwierzyć. Prośby o zmianę pokoju zdarzają się najczęściej właśnie ze strony Polaków.

Moje rozmówczynie nie chcą być źle zrozumiane. Wiedzą, że zdarzają się niedociągnięcia, a nawet nadużycia ze strony agencji turystycznych, które w ofercie przedstawiają zawyżony komfort hoteli, ale to są inne przypadki. Dziewczyny opowiadają o sytuacjach, kiedy wszystko jest zgodne z ofertą.

Trzy Polki, trzy miejsca pracy, ale opinie o turystach-rodakach zgodne. Dziewczyny stwierdzają, że gdyby nie "żarłoczność" niektórych Polaków, to byliby oni idealnymi gośćmi hotelowymi. Według powszechnej w Hiszpanii opinii Polacy są kulturalni, mili i powściągliwi, ale wielu z nich cierpi na kompleks gorszego turysty. Być może z czasem i on ustąpi...

Z Lloret de Mar dla polonia.wp.pl
Kinga Jankowska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)