Polacy popierają strajkujących lekarzy i pielęgniarki
Protesty pielęgniarek i lekarzy uzyskały
wyjątkowo duże poparcie społeczne - wynika z najnowszego sondażu
CBOS. Większe jest poparcie dla protestów pielęgniarek;
zdecydowana większość ankietowanych uważa też, że protesty nie
mają podłoża politycznego.
19.07.2007 | aktual.: 19.07.2007 14:44
Protest pielęgniarek akceptuje dwie trzecie respondentów (67%), sprzeciwia się mu 18% ankietowanych, a 13% ma do niego stosunek obojętny. Mniejsze wsparcie ze strony Polaków mają strajki lekarzy, choć również jest ono znaczne. Popiera je prawie połowa respondentów (48%), co trzeci (33%) je potępia, natomiast 17% przyjmuje obojętnie.
Pielęgniarki protestują w słusznej sprawie
Zdecydowana większość Polaków (68%) jest też zdania, że protesty pielęgniarek nie mają podłoża politycznego i nie są obliczone na osłabienie obecnego rządu. Polityczne uwikłania tego strajku dostrzega niespełna jedna piąta ankietowanych (19%), natomiast pozostali (13%) nie chcą lub nie umieją tego ocenić.
Ponad połowa ankietowanych (52%) uznaje, że pielęgniarki protestują w słusznej sprawie, i w pełni popiera ich postulat podwyżek płac, dalsze 36% uważa ich roszczenia za częściowo uzasadnione, a tylko 8% badanych ocenia je jako bezpodstawne.
Inaczej kształtuje się poparcie dla postulatów płacowych lekarzy. "Być może z racji wysokości tej kwoty, tak odbiegającej od średnich zarobków w Polsce, tylko 24% badanych uznaje, iż żądania płacowe lekarzy są w pełni uzasadnione" - zauważ CBOS (lekarze domagają się płacy w wysokości 5-7,5 tys. zł miesięcznie w zależności od specjalizacji). Jako częściowo uzasadnione ocenia te roszczenia niemal połowa ankietowanych (49%), a 22% badanych uważa je za całkowicie bezpodstawne. Oceny respondentów różnią się w zależności od osiąganych dochodów - "im wyższe deklarowane dochody, tym większa akceptacja postulatów płacowych lekarzy, im mniejsze dochody, tym częstsze uznawanie ich żądań za zupełnie bezzasadne" - zauważa CBOS.
CBOS stwierdza też, że innym czynnikiem wpływającym na malejące poparcie dla żądań płacowych lekarzy może być forma ich protestów - "odejście od łóżek chorych i związane z tym konsekwencje, takie jak zamykanie oddziałów szpitalnych i przenoszenie chorych".
Miller i Buzek winni
Jeśli idzie o przyczyny protestów i złej sytuacji w służbie zdrowia, 44% respondentów wskazuje na wieloletnie, sięgające jeszcze czasów PRL zaniedbania i niedoinwestowanie tej dziedziny. Zdaniem znacznej grupy badanych (35%) przyczyną zaognienia sytuacji jest niedocenianie wagi problemu, brak pomysłu i rozwiązań oraz zbyt powolne zmiany dokonywane przez rządy PiS-u.
"Rzadziej w świadomości społecznej odpowiedzialnością za tę złą sytuację obciążani są ci, którzy - zdaniem wielu specjalistów - podłożyli tę tykającą bombę, mogącą wysadzić każdą kolejną władzę. Według wielu fachowców, Mariusz Łapiński, minister zdrowia w rządzie Leszka Millera, centralizując system rozliczeń i wycofując się z wcześniejszej reformy rządu Jerzego Buzka, zaprzepaścił szanse na wprowadzenie elementów konkurencji i rynku do publicznej opieki zdrowotnej" - piszą autorzy sondażu.
27% ankietowanych winą za złą sytuację w służbie zdrowia obciąża rząd Leszka Millera. Zdaniem jednej czwartej badanych (24%) odpowiedzialność za obecną sytuację w tej dziedzinie życia społecznego ponosi także rząd Jerzego Buzka, który uznając konieczność zmian wprowadził instytucję kas chorych. Zaledwie 9% ankietowanych uważa, że powodem złego stanu służby zdrowia są zbyt niskie składki na ubezpieczenie zdrowotne płacone przez pracowników.
Badanie "Aktualne problemy i wydarzenia" zrealizowano w dniach od 29 czerwca do 2 lipca na liczącej 1064 osoby reprezentatywnej próbie losowej dorosłych mieszkańców Polski.