ŚwiatPolacy na tym targu dorabiali się fortun

Polacy na tym targu dorabiali się fortun

Wielu Włochów i obcokrajowców, nie tylko z powodu kryzysu, woli second handy i stragany z odzieżą używaną, od ekskluzywnych butików. Mieszkańcy Rzymu na ciuchach mogą zaoszczędzić majątek, bo tu jest pchli targ Porta Portese, gdzie ubrania można kupić już nawet za 1 euro! Na bazarze, na którym znajdziecie dosłownie wszystko, dorabiało się też wielu Polaków.

Polacy na tym targu dorabiali się fortun
Źródło zdjęć: © AFP | Alberto Pizzoli

16.01.2012 | aktual.: 16.01.2012 15:02

- Kupuję czasami coś w sklepie, ale tylko jak są przeceny. Wtedy chętnie zaglądam do OVIS, bo tam mają rzeczy dobrej jakości. Ja jednak wolę chodzić, co niedzielę na Porta Portese. Tam mogę kupić rzeczy nawet za 1 euro. Używane, ale czasami jak nowe, a poza tym często to rzeczy naprawdę markowe i są lepszej jakości niż te chińskie szmaty, które sprzedają teraz w tych modnych sieciówkach. Nie mówię już o tym, że często znajdziesz też nowe, tanie ciuchy jeszcze z metką, no i oczywiście buty, które w sklepie kosztują majątek! Kupiłam sobie ostatnio płaszcz za 7 euro, buty za 10 i torbę za 3. I wszystko bardzo modne. Kupuję też rzeczy dla całej rodziny i wysyłam paczki autokarem do Polski, bo ciuchy z Włoch są lepsze od tych, które przywożą z Niemiec do naszych ciucholandii. Mam kredyt do spłacenia, zaoszczędzam, więc też na ubraniach. I mam "Saldi" przez cały rok - opowiada Anna, która pracuje w Rzymie, jako opiekunka osób starszych.

- Kupowanie na Porta Portese jest teraz bardzo trendy wśród studentów i zawsze było. Idziesz w niedzielę, kupujesz sobie mnóstwo ciuchów za kilkanaście euro. Oszczędzasz, a przy tym dobrze się bawisz. Jak ci się znudzi, to wyrzucasz. Co prawda we Włoszech moda na recykling nie jest jeszcze tak bardzo rozpowszechniona jak w Barcelonie czy Londynie, ale również i tu staje się kwestią stylu oraz ekologicznej i ekonomicznej filozofii życia. Ja bardzo kocham Porta Portese - mówi Małgosia, polska studentka z Uniwersytetu La Sapienza.

Najsłynniejszy pchli targ na świecie

Kto nie zna Porta Portese? Każdej niedzieli przychodzą tu Rzymianie, przyjeżdżają Włosi z całego kraju, turyści z całego świata oraz imigranci, którzy żyją i pracują w Wiecznym Mieście. Olbrzymi rynek mieści się na Zatybrzu, na ulicy Portuense, która wychodzi z Placu Porta Portese (z charakterystyczną bramą o tej samej nazwie, usytuowaną nieopodal Tybru) i ciągnie się aż po Piazza Ipolito Nievo. Jest otwierany już o 6.00 rano, a zamykany o 14.00.

Można tu kupić wszystko: ubrania, buty (używane i nowe), kosmetyki (także perfumy znanych firm za pół ceny), chińskie podróby markowych ciuchów, toreb, okularów, oraz walizki, sprzęt motoryzacyjny, meble, antyki, obrazy, książki, płyty, znaczki, biżuterię i jedzenie. Dosłownie wszystko, o czym dusza zamarzy! Wszystko to, co jest potrzebne i całkowicie niepotrzebne do życia.

Bazar dzieli się na dwie części - ta od strony wielkiej bramy Porta Portese, gdzie jest więcej straganów z odzieżą i gdzie chętniej chodzą imigranci oraz ta od strony Placu Ipolito Nievo, gdzie neapolitańczycy przywożą w nocy stylowe meble i antykwaryczne dzieła sztuki - tu częściej swoje kroki kierują Włosi.

Porta Portese daje pracę imigrantom

Niedzielny rzymski targ nie tylko pozwala zaoszczędzić. Daje także pracę setkom, jeżeli nie tysiącom imigrantów. Przy obsłudze każdego rozkładanego straganu należącego do Włocha, pracuje 3-5 obcokrajowców - najczęściej z Pakistanu, Sri Lanki czy Maroka. Wielu imigrantów otworzyło tu też własne stragany - z wyrobami artystycznymi i rękodziełem z własnego kraju, z ubraniami, biżuterią, butami.

Praca nie jest lekka. Trzeba przyjechać w środku nocy żeby zająć miejsce, rozłożyć składane stoły, koszyki, parasole oraz wystawić cały towar. Przez cały dzień trzeba namawiać klientów żeby kupowali i pilnować, by nie kradli. Po 14.00 zwija się wszystko do samochodów. W powszednie dni - "bancarelle", czyli straganiarze - mogą handlować na ulicach Rzymu w wyznaczonych miejscach. Robota jest, więc przez cały tydzień. Handlowcy straganowi mają mniejsze koszty niż właściciele sklepów i w czasach kryzysu ludzie kupują chętniej właśnie od nich. Na Porta Portese pracują też "vu compra" (od zapytania w neapolitańskim dialekcie "chcesz kupić?"). To najczęściej ciemnoskórzy imigranci bez dokumentów, którzy handlują podrabianym towarem: torby, portfele, paski Gucciego, Prady, Armaniego, Dolce&Gabana, Louissa Vuittona i innych znanych projektantów. Rozkładają towar na prześcieradłach na środku ulicy Portuense, a kiedy straż miejska pokazuje się na horyzoncie, łapią prześcieradło za cztery rogi i uciekają. Choć kontrole
i łapanki policyjne na Porta Portese są bardzo częste - nie można poradzić sobie z tym fenomenem, który przynosi szkody włoskim firmom modowym, ale cieszy przeciętnych klientów.

Połowa handlarzy na Porta Portese i tak jest nielegalna, bo nie płaci licencji. Raz do roku straż miejska robi solidną kontrolę. Wtedy zaczynają się cyrki. Policjanci rekwirują towar i wypisują mandaty, a handlarze siadają na torach tramwajowych na Viale Trastevere i blokują ruch w całym Rzymie. Dochodzi do przepychanek i bójek.

Na tym targu zrobiło fortunę wielu Polaków

W latach 90., po upadku komunizmu w Polsce i otworzeniu granic, pierwszym sposobem na zarobienie pieniędzy były objazdowe wycieczki handlowe po Włoszech. Polacy kupowali towar od "Ruskich" (zapalniczki, narzędzia, elektronika, bursztyny, itp.), wsiadali w autokar i przez tydzień jeździli po mniejszych i większych miasteczkach Półwyspu Apenińskiego, handlując na ryneczkach. Spali w autokarze, myli się na stacjach benzynowych. Ciężka praca, ale przynosząca szybko efekty finansowe. Każda taka wycieczka w niedzielę kończyła zawsze na rzymskim Porta Portese.

Tu też polscy imigranci handlowali przez lata gazetami, zupkami w proszku, ogórkami kiszonymi, konserwami i polską kiełbasą, gdy w Rzymie nie było jeszcze polskich sklepów spożywczych. Na placyku pomiędzy Via Pietro Ripari, a Via Portuense stali zawsze polscy handlarze z towarem wyłożonym na zaimprowizowanych straganach na ziemi. Włosi nazywali ten zakątek "mercatino dei polacchi" (polski ryneczek) i chętnie tu zaglądali. To może wydawać się nieprawdopodobne, ale wielu polskich handlowców pierwsze pieniądze zarobiło właśnie na sprzedaży chińskich zapalniczek i okularów na rzymskim pchlim targu. Później za te pieniądze sprowadzało kontenery do Polski z Chin. Dziś wielu z tych ludzi stało się zamożnymi biznesmenami, kupiło samochody i domy w Polsce.

Już od kilku lat Polacy nie handlują na "mercatino polacco". Polskie jedzenie można kupić w polskich sklepach na Tiburtinie i przy Watykanie. Trzeci, ostatnio otwarty, znajduje się nieopodal Via Marconi.

Coraz więcej polskich turystów

- Wpadliśmy na Porta Portese przed wylotem do Polski. Czytaliśmy w przewodniku, że to miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić, ale nie wiedzieliśmy, że aż takie fajne. Kupiliśmy niestety tylko dwie rzeczy, żeby nie ryzykować nadbagażu. Gdybyśmy wiedzieli, że tu tak tanio, przylecielibyśmy z pustą walizką - mówi dwójka młodych turystów spotkana na rzymskim bazarze.

Także coraz więcej Polaków, którzy przyjechali zwiedzić Wieczne Miasto kręci się po rynku. Kupują tanio buty, przegrzebują stragany, zaopatrują się w upominki, bo naprawdę się opłaca, a przede wszystkim, dlatego, że atmosfera tego miejsca fascynuje.

Znany włoski piosenkarz - Claudio Baglioni napisał nawet piosenkę o pchlim targu, której refren brzmi: "Porta Portese / cosa avrai di piu'...". No właśnie: czy do szczęścia potrzeba więcej niż Porta Portese?

Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)