Polacy gorzej traktowani w Brukseli
Każdy z 732 eurodeputowanych ma prawo zaprosić do Brukseli
rocznie 90 osób. Za ich podróż i pobyt płaci Parlament Europejski.
Okazuje się jednak, że goście z różnych krajów nie są traktowani
jednakowo - pisze "Życie Warszawy". Nasi deputowani domagają się zmiany tych przepisów.
16.06.2006 | aktual.: 16.06.2006 05:06
Na odwiedzającego np. z Irlandii i Estonii przypada więcej pieniędzy niż np. na obywatela Polski. Różnice wynikają nie tylko z innego dystansu, jaki dany wycieczkowicz musi pokonać do Brukseli, ale i z innego sposobu obliczania tych sum. Dla każdego kraju Bruksela przyjmuje inne zasady.
Pierwsza sprawę odkryła Genowefa Grabowska (SdPl), która jako kwestorka europarlamentu zajmuje się m.in. grupami odwiedzającymi Brukselę. Te różnice są niesprawiedliwe. Wynikają z różnych zaszłości - wyjaśnia Grabowska. Konsekwencją tych różnic jest m.in. to, że wycieczki z Polski mogą spędzić w Brukseli mniej czasu niż inne. Zwykle suma przeznaczona na jednego Polaka starcza na opłacenie tylko jednego noclegu i skromnego programu na miejscu.
Staram się o to, by te przepisy zostały zmienione - mówi Grabowska. Ma nadzieje, że nowy sposób wyliczania kosztów takich podróży zacznie obowiązywać już w 2008 roku. Wtedy na każdego Polaka odwiedzającego europarlament przypadałaby nieco wyższa kwota niż dziś. Eurodeputowani najczęściej zapraszają do Brukseli młodzież, studentów, samorządowców i laureatów konkursów o tematyce europejskiej.
Choć większość europosłów zaprasza wycieczki w celach edukacyjnych, to nie obyło się bez skandali. Na zaproszenie Bogusława Liberadzkiego (SLD) do siedziby europarlamentu przyjechało m.in. kilku starostów z zachodniopomorskiego. Jednak już w autokarze, zamiast zgłębiać wiedzę o instytucjach unijnych, zaczęli pić alkohol. Później było już tylko gorzej. Politycy - jak opisali to świadkowie - byli chamscy i agresywni wobec innych uczestników wycieczki. (PAP)