PublicystykaPokolenie III RP uwierzyło w obietnice rządu. Młodzi Polacy nie chcą być Europejczykami gorszego sortu

Pokolenie III RP uwierzyło w obietnice rządu. Młodzi Polacy nie chcą być Europejczykami gorszego sortu

Polacy urodzeni w III RP nie tylko najczęściej głosowali na PiS w ostatnich wyborach, ale mimo błędów popełnionych przez partię Kaczyńskiego, swoją sympatię wręcz powiększają i zarażają nią rówieśników. W tym samym czasie na marszach KOD widzimy głównie twarze ludzi wychowanych w PRL, którzy nie rozumieją, dlaczego przeciętny 20-latek woli partię 67-letniego starego kawalera od młodszych i modniej ubranych .Nowoczesnych. Jarosław Kaczyński ma powody do radości, przynajmniej na razie.

Pokolenie III RP uwierzyło w obietnice rządu. Młodzi Polacy nie chcą być Europejczykami gorszego sortu
Źródło zdjęć: © PAP | Tomasz Gzell
Marcin Bartnicki

14.03.2016 | aktual.: 25.07.2016 19:45

Według sondażu CBOS ze stycznia 2016 r. 40 proc. osób w wieku 18-24 dobrze ocenia działalność gabinetu Beaty Szydło. Złe oceny wystawiło 31 proc. najmłodszych wyborców. 47 proc. wierzy, że obecna władza stwarza szansę poprawy sytuacji gospodarczej (41 proc. jest przeciwnego zdania). W żadnej innej kategorii wiekowej rząd nie otrzymał tak dużego kredytu zaufania, nawet wśród emerytów. Mimo wielu niedotrzymanych obietnic, fali krytyki za zmiany w mediach i kuriozalnej sytuacji z Trybunałem Konstytucyjnym, poparcie dla PiS nadal rośnie. Ostatni sondaż CBOS wskazuje na wzrost o 3 punkty procentowe między lutym i marcem. Najmłodsi wyborcy nadal częściej deklarują chęć głosowania na Kukiza i PiS niż na Platformę i .Nowoczesną.

Obraz

Uciekający imigranci

Według popularnego wyjaśnienia, wysokie poparcie dla rządu PiS to efekt strachu przed imigrantami i żerującej na nim antyimigranckiej populistycznej retoryki powtarzanej od kampanii wyborczej. W rzeczywistości jest dokładnie odwrotnie. Problemem Polski nie jest fala imigrantów zalewająca nasz kraj, ponieważ to zjawisko w ogóle nie występuje. I w tym właśnie kłopot. Nawet ci nieliczni imigranci, którzy trafili do Polski, nie chcieli u nas zostać (więcej w artykule: Uchodźcy, których przyjęli Polacy, uciekli za granicę. To już kilkanaście syryjskich rodzin)
. Dlaczego właściwie jesteśmy tym zaskoczeni, skoro (według badań Millward Brown dla "Faktów TVN") 41 proc. Polaków w wieku 18-34 rozważa emigrację?

Berlin i Paryż naciskają, abyśmy udzielili im pomocy przyjmując uchodźców, jednak na Zachodzie nikt nie chce głośno powiedzieć, dlaczego Polska nie jest krajem docelowym dla masowych migracji. Imigranci wydają majątki, ryzykują życiem i przemierzają pieszo setki lub tysiące kilometrów nie po to, żeby zamieszkać w Radomiu. Chcą dostać się do Unii, tej prawdziwej, rozwiniętej. Podobnie jak młodzi Polacy chcą być Europejczykami, ale nie tymi biednymi sąsiadami gorszego sortu.

Polacy od lat są największymi entuzjastami integracji europejskiej. Według badań PEW Research Center z 2015 r. 72 proc. z nas pozytywnie ocenia Unię Europejską (w Niemczech 58 proc., w Wielkiej Brytanii 51 proc.). O ile dla pokoleń urodzonych przed transformacją ustrojową, sama przynależność do UE jest awansem i sukcesem, dla 20-latków nie jest to nic niezwykłego.

Niespełniona obietnica

Nie zapominajmy, że grupa wiekowa 18-24 to ludzie, którzy w momencie, gdy Polska wstąpiła do UE mieli od 7 do 13 lat. Wielu z nich nie zna świata, w którym Polska nie była częścią Unii. Obietnica o równości wszystkich Europejczyków nie jest dla nich hasłem wyborczym z unijnego referendum, którego nie pamiętają, ale stanem, który zastali wchodząc w dorosłość. Szybko okazało się jednak, że wiara w równość Europejczyków jest naiwna, a konfrontacja z rzeczywistością bolesna. Różnice w wysokości wynagrodzeń między zamożnymi i biednymi krajami zmniejszają się powoli, a niekiedy nawet - jak w przypadku Grecji - powiększają. Stworzenie wspólnego europejskiego systemu zabezpieczenia społecznego nie jest nawet poważnie rozważane. Przeciwnie, prawdopodobnie nie da się uniknąć wykluczania ludzi z systemu socjalnego - np. brytyjskiego - ze względu na obywatelstwo i narodowość.

Obietnica, że za dwa pokolenia polskie zarobki zrównają się z zachodnimi nie jest przekonująca dla pracującego za 1500 zł na umowę-zlecenie, dlatego deklaracja Mateusza Morawieckiego o wyrównaniu polskich i niemieckich wynagrodzeń za 15 lat doskonale trafia w to, co chcą usłyszeć młodzi wyborcy (więcej danych dotyczących różnic w dochodach między Polską a Zachodem w programie Statistica)
. Punktem odniesienia dla 20-letniego Polaka nie jest pokolenie urodzone po wojnie lub w PRL, próbujące bronić osiągnięć III RP, ale 20-letni Francuz, Szwed i Holender. Taki sam Europejczyk, oglądający te same filmy i słuchający tej samej muzyki, który za tę samą pracę otrzymuje czterokrotnie wyższe wynagrodzenie.

Nie ma w tej chwili w Europie narracji, która w wiarygodny dla młodego pokolenia sposób uzasadniałaby takie nierówności. Nie udało się wpoić kolejnej generacji poczucia niższości wobec Zachodu, które charakteryzuje część starszych roczników. Jak wytłumaczyć 25-letniemu magistrowi, który nigdy nie żył w PRL, że duński robotnik po prostu musi zarabiać więcej niż polski intelektualista, że bardziej od pisania ambitnej powieści w języku polskim lub wykładania na polskim uniwersytecie opłaca się podawać kebaby w Brukseli?

PiS kumuluje poparcie młodych ludzi, ponieważ udziela odpowiedzi na takie pytania. Nikt inny nawet nie próbuje.

Do 20-latków nie docierają hasła KOD o zagrożeniu demokracji związanej z ustawą o Trybunale Konstytucyjnym, w sytuacji tak rażących nierówności wynikających wyłącznie z narodowości. A bez równości nie może być mowy o żadnej demokracji.

Polska odnotowuje najszybszy wzrost odsetka populacji z wyższym wykształceniem w UE - niemal trzykrotny w grupie wiekowej 30-34 w ciągu 11 lat według Eurostat. Nie chcemy być prekariatem Europy. Młodym, wykształconym, bez stałej umowy o pracę i z niską pensją, pracującym poniżej kwalifikacji po to, aby budować kapitał przedsiębiorstw ze starej Unii - niezależnie czy jesteśmy zatrudnieni w Polsce, czy za granicą. Dlatego na tak podatny grunt trafia retoryka obiecująca uzyskanie podmiotowości, wskazująca na półkolonialny charakter naszych relacji z "prawdziwą Unią".

20-latka nie obchodzi, kto ma rację w sporze o Trybunał Konstytucyjny ani tym bardziej zachodnie dyscyplinowanie polskiego rządu w tej kwestii. Po prostu nie chce czuć się gorszy. Dopóki ta sytuacja się nie zmieni, młodzi Polacy będą popierali rząd, który obiecuje im godność, zamiast poczucia niższości. Nieważne czy ta i inne obietnice mają szansę na realizację. Żaden marsz KOD podobnej obietnicy nie niesie. PiS obiecuje zmianę. KOD zachowanie status quo. Młodzi ludzie takiego status quo nie chcą.

Potomkowie niewolników

Narracje usprawiedliwiające nierówności upadły i zostaliśmy ze smutną prawdą. Nasz poziom życia jest zaniżony nie dlatego, że jesteśmy gorsi czy leniwi, ale dlatego, że przegraliśmy z Niemcami w 1939 r. Zniszczenia, do których doprowadziła wojna i dramatyczna sytuacja polityczna hamująca rozwój przez pół wieku PRL, to główny powód naszego obecnego położenia.

Nie chodzi tu o rozliczanie kogokolwiek za dawne zbrodnie. Problem w tym, że my za przegraną wojnę nadal płacimy. W rachunku ekonomicznym nie mają znaczenia zbrodnie i bohaterstwo przodków, ani to, w jakich proporcjach występowały w poszczególnych narodach Europy. Liczy się tylko dawne zwycięstwo. A my przegraliśmy w stopniu najgorszym z możliwych (szczegółowy bilans zysków i strat uczestników II wojny światowej w programie Historica)
.

Unia Europejska nie jest oczywiście wyjątkiem w występowaniu nierówności wynikających z uwarunkowań historycznych. Tak jest chociażby w Stanach Zjednoczonych. Porównywanie sytuacji Polaków do potomków XIX-wiecznych amerykańskich niewolników może wydawać się przesadzone, nie jest jednak bezpodstawne. Polskich XX-wiecznych niewolników nazywa się eufemistycznie robotnikami przymusowymi. Ale lata niewoli i niszczenia naszej własności - mimo że nie trwały przez pokolenia - odcisnęły swoje piętno.

Nie ma współcześnie akceptowalnej doktryny usprawiedliwiającej utrzymywanie tak rażących nierówności między narodami Unii Europejskiej. Obrona status quo nie jest możliwa, bez odwoływania się do poczucia wyższości ocierającego się o rasizm. Dlatego rosnąca popularność radykalnej prawicy na Zachodzie nie wynika tylko ze strachu przed imigrantami. To skutek potrzebnego do utrzymywania systemu zachodnich przywilejów poczucia wyższości. Wyższości nad nami.

Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Opinie
unia europejskakodmarcin bartnicki
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1279)