Pogróżki nie dla Gruszki
Byli posłowie SLD, założyciele
Socjaldemokracji Polskiej, Grzegorz Gruszka i Bogdan Lewandowski
spotkali się wczoraj z dziennikarzami w Bydgoszczy i Toruniu -
pisze "Gazeta Pomorska".
Gruszka podkreślił, że jego decyzja jest efektem długich rozważań. Ostatnie tygodnie potwierdziły, że SLD nie jest w stanie "zmienić się od środka". Odchodzi, bo ma dość marazmu, czy oglądania lewicowego wojewody, który wychodzi do protestujących w towarzystwie ochroniarzy.
"Mam 42 lata, chcę coś zmienić, a rozmów z ludźmi na trudne tematy się nie boję" - mówił. Nowa partia nie będzie walczyć z SLD i źle by się stało, gdyby Sojusz nie poszedł tą samą drogą. Poseł nie krył, że obok gratulacji i wyrazów poparcia, już w piątek zaczął odbierać telefony i pogróżki. "Ale ja się nie boję" - powtarzał Gruszka.
Gruszka uchylał się też, by odpowiedzieć na pytania "GP", kto ze znanych w regionie działaczy SLD nie ma szans na wstąpienie do nowej partii. Powiedział jedynie, że dostać się tam nie będzie łatwo, a osoby, które weszły w konflikt z prawem na pewno nie będą tam miały wstępu. A np. poseł Marcin Wnuk? "Może zostać sympatykiem i głosować na naszych kandydatów do Parlamentu Europejskiego" - odpowiedział Gruszka.
Poseł Bogdan Lewandowski podkreślił, że Socjaldemokracja nie będzie werbować posłów do swego klubu parlamentarnego, bo jak stwierdził, chcemy, by składał się on z ludzi kompetentnych i uczciwych. Wszyscy, którzy chcą zgłosić akces do nowej partii, będą musieli się zadowolić statusem "sympatyka", a o legitymację mogą się ubiegać dopiero po jakimś czasie. Dotyczy to też poseł Bańkowskiej, która początkowo zgłosiła się do "borówek", ale potem zwlekała z odejściem z SLD. Lewandowski oświadczył też, że dojdzie prawdopodobnie do współpracy z wyrzuconym z SLD toruńskim radnym Krzysztofem Makowskim. (PAP)