Pogarda, chłosta, śmierć

Za przejście z islamu na chrześcijaństwo – kara śmierci. Za posiadanie Biblii lub różańca – kara chłosty. Zagrożeniem dla chrześcijan w świecie muzułmańskim są nie tylko terroryści.
Coroczne raporty organizacji praw człowieka donoszą regularnie o represjach, jakie dotykają ludność chrześcijańską w krajach muzułmańskich. Każdego roku z powodu prześladowań ginie tam kilkadziesiąt tysięcy chrześcijan.

Pogarda, chłosta, śmierć

29.09.2006 | aktual.: 29.09.2006 09:13

„To straszne, ale winni są terroryści, a nie zwykli muzułmanie. Terroryzm to margines świata islamu. Nie wolno utożsamiać zbrodniarzy podkładających bomby ze zwykłymi ludźmi” – komentuje się często w Europie.

Oczywiście, terroryści to margines. Niestety, problem jednak tkwi głębiej. Po pierwsze bardzo wielu chrześcijan ginie w wyniku zamieszek lub samosądów. Mordercami są wtedy często tzw. zwykli ludzie. Po drugie zdarza się, że chrześcijanie za wyznawanie swej wiary są skazywani na śmierć, chłostę lub więzienie przez sądy, w majestacie prawa. Wtedy prześladowcami stają się ludzie szanowani, wykształceni, pełniący ważne funkcje w swych państwach. I wreszcie po trzecie codziennością w krajach islamu jest traktowanie chrześcijan jak obywateli drugiej kategorii, którzy muszą ukrywać swe wyznanie lub mają kłopoty ze znalezieniem pracy. Za to także trudno obarczać winą terrorystów.

Śmierć znaleźć łatwo

Sześć lat temu w El-Kasheh w Egipcie sprzedawca wyznania koptyjskiego, czyli egipskiej odmiany chrześcijaństwa, odmówił muzułmaninowi sprzedaży na kredyt. Zażądał zapłaty. To wystarczyło, by wzniecić rozruchy. Nienawiść zwróciła się przeciwko wszystkim współwyznawcom sprzedawcy. Zginęło 21 osób.

Takie informacje są w krajach islamu codziennością. Wystarczy mała iskra, by nastąpił wybuch.

– Tam, gdzie Kościoły chrześcijańskie są dość silne, jak w Libanie, Egipcie czy Syrii, można zauważyć wśród muzułmanów pewną niechęć do nich – wyjaśnia Stanisław Guliński, arabista, turkolog, znawca świata muzułmańskiego. – Wśród chrześcijan jest nieproporcjonalnie dużo osób wykształconych, inżynierów, lekarzy, jest też sporo ludzi dość zamożnych. To rodzi zawiść. Trochę kojarzy mi się to z nastawieniem do Żydów w Polsce przed II wojną światową.

Wystarczy więc, że w jakiejś wiosce wydarzy się coś złego, pierwsze podejrzenie miejscowych muzułmanów pada na chrześcijan. Sprawców zbrodni w El- -Kasheh ukarano, ale mniej spektakularne wydarzenia, o których nie pisze prasa światowa, na ogół pozostają bezkarne. To skłania wielu chrześcijan do ukrywania się. – Niedawno wróciłem z Turcji. To kraj uważany za bardzo tolerancyjny. Odniosłem jednak wrażenie, że tam łatwiej być ateistą niż chrześcijaninem. Kościoły są często otoczone murami z drutem kolczastym, pilnowane przez policjantów. Pewna kobieta zwierzyła mi się, że ukrywa swą wiarę przed mieszkańcami wioski, w której mieszka. Boi się odrzucenia. Wskazała mi inną wioskę, w której podobno istnieje cała grupa „tajnych” chrześcijan. Chciałem z nimi porozmawiać. Poszedłem tam, zawiesiłem krzyżyk na szyi, zagadywałem. Nie ujawnili się. Może mi nie ufali? – zastanawia się katowiczanin, Jarosław Syrkiewicz. W majestacie prawa

Abdul Rahman 20 lat temu przeszedł z islamu na katolicyzm. Modlił się w ukryciu i nikt poza najbliższymi o tym nie wiedział. W marcu 2006 roku rodzice go zadenuncjowali. W Afganistanie, podobnie jak w kilku innych krajach muzułmańskich, porzucenie islamu karane jest śmiercią. Abdul Rahman ocalił życie tylko dlatego, że afgański rząd jest zależny od wsparcia USA i Europy Zachodniej. Wymyślono więc, że Abdul zwariował. Jako szaleniec nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, co robi. Lekarze wypisali odpowiednie zaświadczenia i Abdula wywieziono z Afganistanu. Gdyby był obywatelem np. Arabii Saudyjskiej, nie byłoby dla niego ratunku.

Arabia Saudyjska to sojusznik Stanów Zjednoczonych. Tam Amerykanie mieli bazy przed atakiem na Irak. Wyjeżdżający do Arabii żołnierze zostali surowo pouczeni, że nie wolno im zabierać ze sobą krzyżyków ani Biblii. Nie wolno też modlić się publicznie, oczywiście jeśli nie jest to modlitwa muzułmańska.

Saudyjska policja, Muttawa, często włamuje się do prywatnych mieszkań, gdy pojawia się podejrzenie, że są tam odmawiane chrześcijańskie modlitwy. To surowo karane przestępstwo. Grozi za nie chłosta lub kilkuletnie więzienie. Dla muzułmanki, która wyszłaby za chrześcijanina, karą jest ukamienowanie.

– Utkwiły mi w pamięci słowa jednego z muzułmańskich szejków: „dzięki waszym demokratycznym prawom przeniesiemy się do was, dzięki naszym koranicznym prawom pokonamy was” – mówi ks. Arkadiusz Nocoń z rzymskiej Kongregacji Kultu Bożego.

Prawo oparte na Koranie, zwane szarijat, jest stosowane nie tylko w Arabii Saudyjskiej. Nawet w Nigerii, gdzie tylko w części kraju przeważają muzułmanie, zostało ono wprowadzone na zdominowanych przez nich ziemiach.

W islamie nie istnieje podział na sferę świecką i religijną. Wszystkie dziedziny życia mają charakter sakralny, także polityka i prawo. Dlatego muzułmanin ma obowiązek dążyć do podporządkowania nakazom religii całej przestrzeni publicznej. Tam, gdzie wyznawcy Allaha żyją w mniejszości, mogą podporządkować się panującym powszechnie prawom, ale mają obowiązek dążyć do tego, by stać się większością i narzucić pozostałym swoje prawo religijne. Wówczas chrześcijanie muszą się podporządkować szarijatowi.

Radykałowie i umiarkowani

Szejk Jusuf al-Karadawi z kairskiej akademii islamskiej Al-Azhar wydał w tym roku orzeczenie (fatwę), że obowiązkiem religijnym muzułmanina jest porywać i zabijać Amerykanów w Iraku. Al-Karadawi ma program w telewizji satelitarnej Al-Dżazira. Interpretuje w nim prawo koraniczne na użytek milionów muzułmanów. Ma też witrynę w Internecie. Kasety i książki z jego naukami docierają do odbiorców na całym świecie. Uchodzi za islamistę… umiarkowanego. Jak to możliwe, skoro namawia do zabijania? Ano, możliwe. Jest umiarkowany, bo potępił zeszłoroczne zamachy bombowe w Londynie, namawiał skrajnych afgańskich ekstremistów – talibów, żeby przemyśleli decyzję o wysadzeniu w powietrze słynnego posągu Buddy, nie potępia fotografowania, malarstwa, muzyki (byle nie zachęcała do tańca). Krótko mówiąc, są islamiści bardziej od niego radykalni. Prekursorami współczesnych fundamentalistów islamskich byli arabscy zwolennicy Muhammada Abd al-Wahabba w Arabii Saudyjskiej, tzw. wahabici. W XX w. Arabia Saudyjska zrobiła bajeczną
fortunę na eksporcie ropy naftowej. Petrodolary posłużyły wówczas do „eksportu” wahabickiej wersji islamu. Saudyjczycy budują wszędzie meczety i szkoły, zakładają gazety i organizacje społeczno-dobroczynne. – Sukces radykalnego islamu związany jest też z wypełnieniem pustki ideowej, jaka powstała po upadku komunizmu. Trochę winy ponosi tu Zachód, który popierał wojowniczych mudżahedinów na całym świecie, byle tylko walczyli ze Związkiem Radzieckim – zauważa Stanisław Guliński. Nikczemni niewierni

Niedawno parlament w Iranie zastanawiał się, czy nie nakazać chrześcijanom oznaczania ubioru, by pobożni muzułmanie mogli uniknąć kontaktu z nimi. „Opasek hańby” ostatecznie nie wprowadzono, wszędzie jednak chrześcijanie muszą liczyć się z oznakami pogardy ze strony muzułmanów.

– W całym świecie islamu bardzo boleśnie ludzie odczuwają zapóźnienie ekonomiczne i cywilizacyjne. Rekompensują to sobie przekonaniem o wyższości duchowej nad „zepsutym Zachodem”. To poczucie wyższości czasem dają odczuć swym chrześcijańskim rodakom – mówi Stanisław Guliński.

Nieraz objawia się to naciskami na zmianę wyznania, tak jakby muzułmanów „bolał” fakt, że u ich boku żyją „niewierni”. Na islam nie jest trudno przejść. Wystarczy w obecności świadków wypowiedzieć szahadę – muzułmańskie wyznanie wiary: „nie ma Boga prócz Allaha, a Mahomet jest Jego prorokiem”.

W czerwcu pakistańska Komisja Praw Mniejszości poinformowała o masowych przymusowych nawróceniach, zwłaszcza kobiet wydawanych za mąż za muzułmanów.

W ostatnich latach podejrzanie popularne stało się też przechodzenie na islam znanych osób. Gwiazda krykieta, do niedawna katolik Jusuf Juhana, w zeszłym roku niespodziewanie ogłosił, że jest muzułmaninem. Chrześcijański piosenkarz Najjar opowiadał, że w lutym tego roku w jego domu pojawili się niezidentyfikowani ludzie, którzy biciem próbowali go zmusić do wypowiedzenia szahady.

– Na muzułmańskim Zanzibarze, wyspie będącej dziś częścią Tanzanii, spotkałem się z podobnym problemem. Miejscowi chrześcijanie nie mają szans na dostanie pracy. Pracodawcy mówią im wprost: „dostaniesz pracę, jeśli przejdziesz na islam” – dodaje ks. Nocoń. – Wielu nie potrafi się oprzeć, muszą przecież utrzymać rodzinę.

Sytuacja chrześcijan w krajach muzułmańskich wskazuje więc, że nie można problemu sprowadzić tylko do terroryzmu.

Leszek Śliwa

Źródło artykułu:Gość Niedzielny
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)