Poezja jak świat
Umarł Czesław Miłosz. Wymknął się, kiedy już uwierzyliśmy w jego nieśmiertelność. Dał nam do tej wiary prawo. Odchodzili jego przyjaciele, znajomi, najbliżsi. Minął wiek, którego był symbolem, a on trwał, ciągle zachłannie przyglądając się światu - pisze Katarzyna Janowska w najnowszej "Polityce".
18.08.2004 07:15
93-letni poeta, mistrz, myśliciel, dla wielu był już bardziej postacią z podręczników do literatury niż realną osobą. Ale w Krakowie bliscy i przyjaciele opłakują odejście nie tylko jednego z największych polskich poetów, ale także szlachetnego i ciepłego człowieka. Trudno im uwierzyć w jego śmierć. Wielokrotnie odwracał się do niej plecami w sytuacjach, w których wydawało się, że zostanie pokonany. Mocno trzymał się życia. Agnieszka Kosińska, asystentka Czesława Miłosza: – Nie nastąpiło nagłe załamanie zdrowia. Profesor od dwóch miesięcy z dnia na dzień gasł. Był przygotowany. Czekał na ten moment. Zmarł w swoim krakowskim mieszkaniu, opatrzony świętymi sakramentami. Był przy nim syn i synowa.
W ostatnich tygodniach coraz rzadziej miał ochotę na spotkania z ludźmi. To był trudny czas. Pożegnał się już ze wszystkimi, ale ciągle nikt go nie witał po drugiej stronie.
Agnieszka Kosińska: – Nie chciał już przytulać się do ludzi, coraz bardziej przytulał się do ziemi.
Tracił słuch i, co było szczególnie dla niego trudne, także wzrok, ale do ostatniego momentu zachował jasność umysłu. Nie był w stanie sam czytać ani pisać (czytano mu m.in. Gombrowicza i fragmenty „Dzienników” Stefana Chwina)
. Kiedyś powiedział, że życie ma dla niego sens, dopóki nocą może notować wiersze. Ostatnie utwory dyktował. Nie był z nich zadowolony. Uważał, że nie nadają się do druku.
Joanna Zach, autorka książki o Miłoszu, zaprzyjaźniona z poetą: – Jeszcze w maju, kiedy leżał w szpitalu, próbował składać wiersze. Rodziły się pomysły, które miał nadzieję rozwinąć w poezję. Ale pisanie wierszy wymaga siły fizycznej, oparcia w biologii. Widziałam, że załamał się, kiedy zdał sobie sprawę, że tych sił mu już nie starczy. Wtedy została mu jeszcze „Spiżarnia literacka”, gawędy publikowane na łamach „Tygodnika Powszechnego”. Kiedy przeczytałam w „Tygodniku”, że zamyka „Spiżarnię”, zrozumiałam, że to jest pożegnanie.