Podzielona pamięć zjednoczonej Europy
Dlaczego Parlament Europejski nie chce uczcić minutą ciszy ofiar Katynia, zarazem czcząc pamięć ofiar zamachu terrorystycznego w Hiszpanii w 2004 r.? Czy dlatego, że przewodniczącemu Parlamentu Josepowi Borrellowi bliżsi są zamordowani Hiszpanie niż Polacy? A może wyrażają się w tym jego lewicowe sympatie? Sprawa jest niestety trudniejsza. Chodzi nie tylko o Polskę czy Hiszpanię, lecz o całą Unię. A dokładniej: o jej dawną i nową część - pisze Janusz Reiter w "Tygodniku Powszechnym".
Być może Komisja Europejska w Brukseli powinna była - jeszcze przed rozszerzeniem Unii w ubiegłym roku - odejść od swej technokratycznej logiki i powołać specjalnego komisarza do spraw psychologii narodów. Może również Parlament Europejski mógł sobie zafundować przynajmniej mały zespół doradców z dobrą znajomością historii i kultury nowych krajów Unii, co pozwoliłoby uniknąć przykrych nieporozumień. A zresztą, może wcale nie trzeba było dodatkowych etatów? Wystarczyło, żeby Europejczycy z dawnej “Piętnastki” przeczytali parę książek o swych nowych partnerach w Unii, a potem uważnie i cierpliwie ich słuchali.
Komisarz do spraw psychologii narodów, wyposażony w silną kompetencję historyczną, mógłby już w 2003 r. udowodnić, że nie bierze pieniędzy za nic. Przykładowo, w sporze o wojnę w Iraku starły się nie tyle odmienne interesy strategiczne, co różne percepcje europejskiego bezpieczeństwa. W określeniu Polski jako “konia trojańskiego” Ameryki wyrażała się nie tylko - albo nie tyle - arogancja, co przede wszystkim ignorancja. Kto zna i rozumie historię Polski, ten nie może się szczególnie dziwić jej zachowaniu wobec kryzysu irackiego.
Motywy, jakimi się kierowała Warszawa, budziły niezrozumienie. Nie tyle odmienność decyzji, lecz właśnie niezrozumienie wywołało ówczesny kryzys w Europie.
Dziś wszystko wskazuje na to, że nie wyciągnięto z niego żadnych wniosków. O ile w tamtym kryzysie Unia podzieliła się w sprawie Ameryki (czyli swego sojusznika), to tym razem ma szansę poróżnić się o Rosję, swego trudnego sąsiada - czytamy w "Tygodniku Powszechnym".