Podteksty balangi
Na prywatkach najczęściej podpierasz ściany nie wychylasz nosa z kuchni, a do domu wracasz sam? Naukowcy powiedzieliby, że zaniedbałeś sztukę odczytywania mowy ludzkiego ciała – pisze amerykański dziennik „Los Angeles Times” w artykule przedrukowanym przez tygodnik „Forum”.
12.01.2004 | aktual.: 12.01.2004 13:26
Każdy kto wie, że podstawowym obowiązkiem balangowicza jest szampański nastrój, dobrze zna też nagłą falę samotności, ogarniającą nas w tłumie obcych ludzi, w gwarze cudzych rozmów, gdy nie bardzo wiemy, co począć ze swym dobrym humorem. Wiedząc o tym lub nie, ludzie dysponują instrumentami pozwalającymi im rozpracować terytorium zabawy. Już u progu sali nasz mózg sporządza „mapę” potencjalnych zagrożeń i atrakcji. Wszyscy jesteśmy wyposażeni w czuły radar odbierający znaczące sygnały pozawerbalne.
Naukowcy obserwujący zachowania ludzi w różnych zbiorowiskach ustalili, że w ciągu zaledwie jednej setnej sekundy ludzki mózg wychwytuje w tłumie twarze przyjazne i nieprzyjazne – podaje amerykański dziennik. Większość ludzi upatruje te pierwsze, od razu decydując się na podjęcie pewnych działań, „po omacku” – ponieważ dzieje się to, zanim zdamy sobie z tego sprawę.
Zgodnie z głosem instynktu, wprawny, niezależny bywalec imprezy jest wciąż w ruchu. Po pierwsze, idąc przez pokój może prezentować swoje walory seksualne: mężczyzna kroczy z podniesionym czołem, manewrując ramionami; kobieta kołysze biodrami, wypinając pierś do przodu. Ciągłe przemieszczenie się z miejsca na miejsce służy jeszcze czemuś innemu. Jak ustalili socjologowie, podczas wieloosobowej imprezy reguły społeczne nakazują poszczególnym osobom ukrywać swe zamierzenia. Bezpośrednie zaloty stwarzają możliwość nieprzychylnych reakcji, najlepszą więc metodą nawiązania znajomości byłoby wpaść na atrakcyjną nieznajomą po drodze do baru, bufetu, gdziekolwiek – jak gdyby wymiana słów byłą niepotrzebna.
Wielu uczestników balangi nie dostrzega jednak rytmów i zawirowań mowy ciała z bardzo prostego powodu: rozproszenia uwagi. Za dużo piją, myślą o swej pracy, nęka ich zazdrość, niestrawność lub nieśmiałość. Ale nie można się tym tłumaczyć. Uczestnik imprezy powinien wnieść dawkę dobrego humoru, jeśli trzeba - robiąc dobrą minę do złej gry – radzi „Los Angeles Times”.