ŚwiatPodpisanie traktatu i co dalej?

Podpisanie traktatu i co dalej?

Podpisując uroczyście w Lizbonie nowy Traktat Reformujący UE, unijni przywódcy zakończą trwającą od lat reformę instytucjonalną wspólnoty. Unia Europejska może przejść do działania - pod warunkiem jednak, że nie będzie problemów z ratyfikacją, a na czele unijnych
instytucji staną politycy z wizją.

12.12.2007 | aktual.: 12.12.2007 12:06

Kiedy w październiku w Lizbonie udało się dojść do porozumienia w sprawie treści nowego traktatu, przywódcy unijni chórem wyrokowali: nareszcie Unia wychodzi z kryzysu instytucjonalnego i jest gotowa sprostać wyzwaniom przyszłości. "Europa nie musi już spoglądać wewnątrz siebie, ale na zewnątrz" - cieszył się przewodniczący KE Jose Barroso.

Nowy traktat ma wejść w życie 1 stycznia 2009 roku, pod warunkiem jednak, że tym razem nie będzie problemów z jego ratyfikacją. Poprzedni projekt traktatu konstytucyjnego UE przepadł w 2005 roku w referendach we Francji i Holandii. Na razie tylko jeden kraj ogłosił, że przeprowadzi referendum - Irlandia; inne, w tym Francja, Holandia i Dania, zapowiedziały ratyfikację drogą parlamentarną, co powinno ułatwić przyjęcie dokumentu.

Mała Irlandia może jednak zgotować niespodziankę. Wszyscy pamiętają jak w czerwcu 2001 roku odrzuciła w referendum Traktat z Nicei i głosowanie trzeba było powtarzać, po zagwarantowaniu, że traktat nie zmienia statusu Irlandii jako kraju neutralnego. Jak będzie tym razem? Sondaże pokazują, że ogromna większość społeczeństwa nie wie jeszcze, jak zagłosuje.

Jeśli zostanie ratyfikowany, Traktat z Lizbony będzie stanowił decydujący postęp w rozwoju konstytucyjnym UE. Z historycznego punktu widzenia, jest przynajmniej tak ważny jak traktat z Maastricht (1991), który wprowadził wspólną monetę i stworzył podwaliny polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, oraz współpracy w dziedzinie policyjnej i spraw sądowniczych - powiedział Andrew Duff, jeden ze sprawozdawców Parlamentu Europejskiego ds. nowego Traktatu, wcześniej zaangażowany w prace nad eurokonstytucją.

Ale przyjęcie nowego Traktatu rozszerzonej UE nie oznacza jeszcze, że Unia nagle zacznie przodować w świecie. Jak tłumaczył były komisarz UE ds. reformy instytucjonalnej, Michel Barnier, Traktat to jedynie narzędzie w rękach polityków. Wiele zależy więc od tego, kto stanie na czele nowych instytucji po jego wejściu w życie.

Ponadto liczne nowe postanowienia Traktatu wymagają doprecyzowania lub "tchnięcia w nie ducha". Konia z rzędem temu, kto wie, co kryje się pod zapowiedzią tworzenia polityki kosmicznej UE czy europejskiej przestrzeni badawczej. Czy to oznacza, że kraje członkowskie zgodzą się na konsolidację środków na badania w wybranym ośrodku znajdującym się na terenie innego państwa UE?

Nikt nie wie też, jak Unia skorzysta z możliwości podejmowania decyzji kwalifikowaną większością głosów w tak wrażliwej dziedzinie jak polityka imigracyjna. Dotychczas wszelkie niepowodzenia i słabości unijnych działań w tej dziedzinie tłumaczono istnieniem wymogu jednomyślności. Może teraz wyjdzie na jaw, że po prostu brak woli politycznej. Pierwszym sprawdzianem może być próba przyjęcia tzw. niebieskiej karty dla legalnych imigrantów (na wzór zielonej karty w USA).

Wiele wątpliwości budzą też ustanowione przez Traktat Reformujący, a nieistniejące dziś kluczowe stanowiska, które mają usprawnić funkcjonowanie UE i zwiększyć jej "widoczność" na arenie międzynarodowej. Chodzi o przewodniczącego Rady Europejskiej oraz wysokiego przedstawiciela do spraw zagranicznych Unii.

Kiedy je wymyślano - podczas prac nad traktatem konstytucyjnym - wokół integracji europejskiej panował zupełnie inny nastrój. Unia miała podążać w kierunku wspólnotowym, by nie powiedzieć federalnym, promowanym przez takich polityków jak premier Luksemburga Jean-Claude Juncker czy Belgii Guy Verhofstadt. Teraz bez wątpienia wzrosły tendencje "międzyrządowe", których uosobieniem jest aktualny lider na arenie europejskiej, prezydent Francji Nicolas Sarkozy.

"Prezydent" UE (w Traktacie - przewodniczący Rady Europejskiej) będzie wybierany na dwa i pół roku z możliwością drugiej kadencji. Od tego, jak silny polityk nim zostanie i czy będzie on współpracował z Komisją Europejską, będzie zależało, czy pozycja KE będzie dalej słabnąć, a wraz z nią wspólnotowy wymiar UE.

Brytyjski premier Gordon Brown zaproponował na stanowisko prezydenta UE byłego szefa rządu Tony'ego Blaira, "który nadaje się na każde stanowisko międzynarodowe", a Nicolas Sarkozy - jednego z najbardziej doświadczonych europejskich przywódców, Jeana-Claude'a Junckera. Prasa niemiecka wymieniała natomiast nazwisko Aleksandra Kwaśniewskiego.

Najwięcej wyzwań i tym samym znaków zapytania dotyczy jednak nowego stanowiska "ministra spraw zagranicznych" (oficjalnie nazwany w Traktacie wysokim przedstawicielem ds. polityki zagranicznej). Największym eurofilom marzy się, by to on był prawdziwym głosem UE na świecie, by mógł w jej imieniu negocjować umowy z państwami trzecimi, np. kontrakty zbrojeniowe czy energetyczne. Zakładając, że wcześniej uda się zbudować zewnętrzną politykę energetyczną UE...

Na razie pole działania tego ministra pozostaje do określenia. Francja obrała sobie to zresztą za jeden z celów swego przewodnictwa w Unii w drugiej połowie 2008 roku. Biorąc pod uwagę, że Wielka Brytania, wspierana zresztą przez Polskę i Czechy, zmusiła resztę krajów do odejścia od nazwy ministra na rzecz mniej ambitnego "wysokiego przedstawiciela" - wydaje się, że będą opory wobec prawdziwej dyplomacji unijnej.

Szef unijnej dyplomacji ma zasiadać w Komisji Europejskiej jako jeden z jej wiceprzewodniczących i połączy obowiązki dotychczasowego wysokiego przedstawiciela UE ds. wspólnej polityki zagranicznej i bezpieczeństwa oraz komisarza ds. stosunków zewnętrznych.

Mówi się o powołaniu na to stanowisko Javiera Solany (obecnego koordynatora unijnej polityki zagranicznej) lub szefa szwedzkiej dyplomacji Carla Bildta. Rzadziej pada nazwisko obecnej komisarz ds. stosunków zewnętrznych Benity Ferrero-Waldner.

Wspierany przez Europejską Służbę Działań Zagranicznych wysoki przedstawiciel ds. zagranicznych UE będzie ponadto przewodniczył Radzie (ministrów) spraw zagranicznych. Przewodnictwo Rady (ministrów) w innych resortowych składach będzie miało charakter grupowy - zostanie powierzone co 18 miesięcy trzem państwom, które będą dzieliły obowiązki między siebie.

Przyjęcie Traktatu Reformującego oznacza koniec tej budzącej spory fazy integracji politycznej; zaczęła się ona Konwentem w sprawie Karty Praw Podstawowych w 1999 roku, by potem rozwinąć się wraz z Traktatem z Nicei (2000), Deklaracją z Laeken (2001), Konwentem na temat przyszłości Europy (2002-2003), eurokonstytucją (2004), referendum we Francji i Holandii w 2005, oraz okresem refleksji, który po nich nastąpił.

Inga Czerny

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)