Podejrzewają Polaków o pieczenie łabędzi
"Daily Mail" bije na alarm. Spokojni mieszkańcy miasta Peterborough boją się wieczorem wyjść na spacer brzegiem rzeki Nene, ponieważ okolica opanowana została przez dzikie hordy imigrantów z Europy wschodniej, którzy przy pomocy metod łowieckich żywcem wziętych z filmu o jaskiniowcach mordują Bogu ducha winne łabędzie, by je potem pożreć w swoich szałasach - informuje serwis goniec.com.
09.04.2010 | aktual.: 09.04.2010 11:00
- Zamiast cieszyć się spektakularnym pięknem tych majestatycznych ptaków, uważa się, że imigranci postrzegają łabędzie raczej jako bogate źródło żywności, łapią ptaki w pułapki, by je potem upiec na ognisku nad brzegiem rzeki informuje gazeta. Zdaniem "Daily Mail" głodny imigrant nie przepuści żadnemu żywemu stworzeniu. Oprócz królewskich ptaków, łupem barbarzyńskich najeźdźców ze wschodu padają również ryby, króliki, gołębie, a nawet - o zgrozo - ślimaki...
Na tropie morderców fauny
Cała afera zaczęła się, kiedy na łamach lokalnej gazety "Evening Telegraph" ukazała się wiadomość o tym, że nad brzegiem przepływającej przez Peterborough rzeki Nene znajdowane są resztki łabędzi. Gazeta, powołując się na anonimowych świadków informowała, że biedne ptaki nęcone są chlebem, łapane przy pomocy sporządzonych z drutu kolczastego sideł i po wyciągnięciu z wody w okrutny sposób mordowane przy pomocy pałek. W tekście pojawia się nawet wypowiedź pracownika lokalnego oddziału Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals (RSPCA), czyli odpowiednika polskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Stwierdza on, że do instytucji od pewnego już czasu docierają informacje o tym haniebnym procederze.
- Niestety, kiedy już trafiamy na ich ślad, jedyną pozostałością są pióra i resztki korpusów - poinformowała gazetę pracująca dla RSPCA Kathy Hornig. W tym pierwszym z całej serii artykułów nikt jeszcze nie został wskazany palcem jako winowajca. Można w nim już jednak znaleźć pewne poszlaki. Otóż gazeta wspomina w tym samym tekście o tym, że brzegi rzeki Nene nawiedzane są przez "dzikich" wędkarzy, którzy nie posiadając wymaganych zezwoleń, odławiają tutejsze ryby (i ptaki) w celach spożywczych.
Cała sprawa stała się odrobinę jaśniejsza następnego dnia, kiedy gazeta napisała, kim są tajemniczy kłusownicy. Powołując się na prezesa lokalnego związku wędkarskiego Jonathana Meansa "Evening Telegraph" poinformował, że pomimo obowiązującego od 14 marca zakazu połowu ryb w rzece, na wędkowaniu przyłapanych zostało pięciu Polaków. O tym, czy schwytanym na gorącym uczynku mężczyznom postawiono również zarzut polowania na łabędzie, w informacji nie ma ani słowa.
Łabędź pieczony po polsku
Historia o zjadaniu łabędzi przez imigrantów - jak każdy mit - ma swoje źródła. W roku 2003 na łamach bulwarówki "The Sun" ukazał się artykuł pod tytułem "SWAN BAKE - Asylum seekers steal the Queen’s birds for barbecues". Gazeta informowała, że "niewrażliwi uchodźcy grillują należące do królowej łabędzie; wschodnioeuropejscy kłusownicy wabią chronione królewskie ptaki do pułapek - mówi oficjalny raport Metropolitan Police".
Wkrótce potem wyszło na jaw, że żadnego policyjnego raportu nigdy nie było i temat jest po prostu wyssany z palca, jednak raz wypuszczona w świat historia zaczęła żyć własnym życiem.
Szybko zresztą okazało się, że temat barbarzyńców niszczących środowisko naturalne Zjednoczonego Królestwa przyciąga czytelników jak mało który. Nie powinno więc dziwić, że na warsztat wziął go inny niezbyt przychylny imigrantom dziennik, czyli "Daily Mail". Gazeta już wcześniej straszyła swoich czytelników historiami o przybywających ze wschodu hordach, które w krótkim czasie miały zalać cały kraj, niszcząc po drodze wszelkie pozostałości prawdziwej brytyjskości, a Polacy będący wszakże najliczniejszą grupą, która na Wyspach pojawiła się po 2004 roku, zaskarbili sobie w redakcji szczególne względy.
Barbarzyńcy nadchodzą
- Odarte z mięsa ciała martwych łabędzi odkryte zostały w obozowisku zamieszkanym przez imigrantów z Europy wschodniej. Wędkarze i spacerowicze napotykają potworne pozostałości nielegalnie zarzynanych królewskich ptaków w pobliżu rzeki Lee we wschodnim Londynie. (...) Dochodzenie w tej sprawie prowadzone jest obecnie przez RSPCA - te słowa z artykułu "Daily Mail" z początku 2008 roku nie straciły nic na swej aktualności. Prowadzący śledztwo reporter "DM" nie miał wówczas żadnych problemów z ustaleniem sprawców tej potwornej zbrodni. W jednym z namiotów trafił na dwóch Polaków, którzy co prawda nie chcieli z nim porozmawiać i twierdzili, że łabędzi nie jadają, jednak drobiazgowy opis otoczenia, mówiący o porozrzucanych wokół namiotów ptasich kościach i tysiącach piór przemawiał sam za siebie. Gazeta przypomniała również, że potworne odkrycie nastąpiło zaledwie pół roku po tym, jak wyszło na jaw, że w Bedfordshire polscy i litewscy imigranci "najprawdopodobniej" zabijali łabędzie dla pożywienia.
Oczywiście wypadkom z Bedfordshire dziennik również poświęcił sporo uwagi. Sześć miesięcy wcześniej w artykule zatytułowanym "Sorry, poached swan’s off", gazeta informowała, że z okolic Grand Union Canal "zniknęły setki łabędzi". Ptaki miały być trzebione przez "dzierżących noże" wschodnich Europejczyków. Jako dowód przytaczany jest przypadek Polaków i Litwinów, których ktoś podobno przyłapał na próbie wyciągnięcia z wody ważącego prawie dziesięć kilogramów ptaka. Kto i kiedy był świadkiem tej niesmacznej sceny, o tym gazeta nie wspomina. Dowiadujemy się jednak, że niecne plany morderców spaliły na panewce i łabędź zdołał się wymknąć. W pobliżu jednak miano znajdować pozostałości zwierząt, które nie miały tyle szczęścia.
Do pisania o najświeższej masakrze królewskich ptaków dziennikarze "Daily Mail" zasiedli już na drugi dzień po publikacji w lokalnej gazecie z Peterborough. Szybko znaleźli winnych i wytłumaczyli, że łabędzie giną, a ryby znikają, ponieważ pozbawieni środków do życia bezdomni imigranci traktują rzekę Nene jak prywatną spiżarnię. Za "Evening Telegraph" przytoczony został opis polowania za pomocą sideł, wspomniano również o polskich wędkarzach. Obok tekstu w ramce znalazła się dodatkowa informacja wyjaśniająca niektóre różnice kulturowe.
Gazeta przypomniała między innymi, że w Wielkiej Brytanii zabicie lub zranienie łabędzia może się skończyć grzywną w wysokości do 5 tys. funtów lub półrocznym pozbawieniem wolności. Już w następnym akapicie czytamy: "Wielu wschodnich Europejczyków ma zupełnie inne podejście do natury. Łapanie zwierząt na obiad jest przez nich postrzegane jako dopuszczalny element gry. Na przykład w Polsce do wędkowania wymagane jest pozwolenie, rzadko jednak ktokolwiek pilnuje tego poza granicami miast". Fakt polowania na łabędzie potwierdzony został przez pracownika lokalnego oddziału towarzystwa ochrony zwierząt RSPCA.
Ile w tym prawdy?
Aby sprawdzić, ile prawdy jest w historii o zabijaniu ptaków, "Goniec Polski" postanowił sięgnąć do źródeł i o jej potwierdzenie poproszony został rzecznik prasowy RSPCA. Jego odpowiedź okazała się jednak diametralnie różna od tego, co można było przeczytać na łamach obu brytyjskich gazet. - Do dnia dzisiejszego do RSPCA nie dotarły żadne dowody na to, że jakaś konkretna osoba lub grupa osób jest odpowiedzialna za śmieć łabędzi w okolicach Peterborough. Nasi inspektorzy przeprowadzili dochodzenie w tej sprawie i nie odkryli niczego, co by sugerowało, że cokolwiek łączy ze sobą śmierć poszczególnych ptaków. Śmiertelne zagrożenie dla łabędzi oraz innych zwierząt mogą stanowić wystające z ziemi kable elektryczne, inne drapieżniki oraz porzucone śmieci - powiedział "Gońcowi" przedstawiciel organizacji.
Jednak "Daily Mail" poczęstował czytelników kolejnym tekstem pt. "Masakra łabędzi", w którym o niecny proceder obwiniani są niemal już wprost Polacy. Dziennikarz, który ponoć udał się na miejsce, odnalazł "butelki po polskiej wódce" sąsiadujące ze szczątkami łabędzi wokół obozowisk.
O komentarz poproszona została także polska ambasada, jednak jej rzecznik prasowy stawia pod znakiem zapytania skalę całego zjawiska. - Ilu Polaków jest w to zaangażowanych? Czterech czy pięciu? Mniejszość. Jeśli ktokolwiek złamał prawo zachowując się w ten bestialski sposób, na pewno zostanie za to ukarany przez brytyjskie prawo. Słyszałem o czterech, pięciu aresztowanych osobach. To stwarza fałszywy obraz, powiedzmy, polskich hord niszczących brytyjską przyrodę - miał powiedzieć przedstawiciel londyńskiej placówki Robert Szaniawski.
- Zostałem przez tego dziennikarza wprowadzony w błąd - tłumaczy "Gońcowi Polskiemu" rzecznik Szaniawski. - Zapytał mnie, co polska ambasada robi w związku z tym, że Polacy zajmują się kłusownictwem i polują na łabędzie. Poinformował mnie również, że w Peterborough na zabijaniu łabędzi przyłapanych zostało kilku Polaków - wytłumaczył.
Jak można się domyśleć, w tekście informacji o aresztowaniu polskich morderców łabędzi już nie ma. Powtórzona została za to wiadomość o nieprzestrzegających zakazu łowienia wędkarzach, którzy do tej pory zdążyli się już stać polskim gangiem zdradziecko łowiącym ryby w sieci.
- Będziemy interweniować - informuje Robert Szaniawski. - Zamierzamy skierować do "Daily Mail" sprostowanie - dodał.