Podejrzany prokurator sam zgłosił się na przesłuchanie
Podejrzewany o korupcję prokurator sam zgłosił się na przesłuchanie, by uniemożliwić kolegom pokazową akcję zatrzymania o świcie - opisuje "Gazeta Wyborcza".
08.09.2007 | aktual.: 08.09.2007 04:49
Czwartek, godz. 11, w prokuraturze w Katowicach zjawia się mężczyzna w towarzystwie adwokata. Ma ze sobą szczoteczkę do zębów i pidżamę. Wszyscy go znają, bo to kolega z pracy - prokurator Mirosław P. z Gliwic.
W tym samym czasie w Warszawie rozpoczyna się posiedzenie sądu dyscyplinarnego w sprawie uchylenia chroniącego go immunitetu.
P. wie, że sprawa jest przesądzona i usłyszy zarzuty. Jest podejrzewany o korupcję. Spodziewa się też, że w tej sytuacji nad ranem zostanie zatrzymany przez służby specjalne.
P. czeka na przesłuchanie osiem godzin. Na krześle, na korytarzu. Zaczyna zeznawać o 19, po siedmiu godzinach przesłuchań, o drugiej nad ranem zostaje zakuty w kajdanki. Prokuratura składa w sądzie dyscyplinarnym wniosek o zgodę na tymczasowe aresztowanie. Powód? Obawa matactwa i groźba wysokiej kary.
Kim jest prokurator P.? Sześć lat temu pośrednio przyczynił się do zdymisjonowania ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego.
Jak się dowiedziała "Gazeta Wyborcza", prokuratura podejrzewa prokuratora P., że razem z jednym z oficerów śląskiego CBŚ brał łapówki od członków mafii paliwowej. W sumie 105 tys. zł. W zamian miał sprawdzić, czy policja interesuje się mafiosami paliwowymi i ostrzec ich o planowanych przeszukaniach firmy.
Dlaczego sam przyszedł do prokuratury? Mirek miał świadomość, że w czwartek po południu, najpóźniej w piątek o świcie, zostanie zatrzymany w czasie pokazowej akcji, a prokuratura triumfalnie ogłosi, że rozbija kolejny układ. Wolał przyjść sam- powiedzieli "Gazecie Wyborczej" prokuratorzy.