Podejrzany o napad na konwój nie udzielił pomocy rannemu

Sprawa jest jednym z wątków śledztwa dotyczącego nieudanego napadu na konwój bankowy, do którego doszło w 2005 roku. Przewożący pieniądze samochód firmy ochroniarskiej został zaatakowany przez zamaskowanych, uzbrojonych mężczyzn, którzy otworzyli ogień, gdy auto zbliżało się do śluzy bankowej. Jeden z ochroniarzy wystrzelił w stronę napastników serię z pistoletu maszynowego. Kierowcy konwoju udało się odjechać spod banku. Nikomu z ochroniarzy ani osób postronnych nic się nie stało, ranny został natomiast jeden z napastników.

Według ustaleń śledztwa dwóch z uczestników napadu: Szymon Sz. i ranny Bartłomiej G. udali się do domu tego pierwszego w Grabkach Dużych. Tam wieczorem zatrzymali ich policjanci, którzy - według prokuratora - prawdopodobnie uratowali rannemu życie, gdyż dzięki nim trafił on do szpitala.

Policja informowała wówczas, że stan rannego jest bardzo ciężki. Mężczyzna miał rany postrzałowe głowy i brzucha, uszkodzone narządy wewnętrzne. Szymon Sz. powinien zdawać sobie z tego sprawę, tym bardziej, że jest pielęgniarzem- oznajmił prokurator.

Oskarżony nie przyznał się do stawianych zarzutów i odmówił składania wyjaśnień. Za nieudzelenie pomocy grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.

Prokuratura zajmuje się jeszcze jedną sprawą związaną z Bartłomiejem G. Mężczyzna złożył bowiem zawiadomienie o tym, że lekarze w wyniku niewłaściwego leczenia narazili go na utratę zdrowia. Mamy obowiązek to wyjaśnić. Toczy się postępowanie. W sprawie wypowiedzą się eksperci- powiedział Rakoczy.

Proces w sprawie napadu na konwój rozpoczął się w ubiegłą środę. Na ławie oskarżonych zasiada ośmioro oskarżonych: Bartłomiej G. i Szymon Sz. oraz sześć osób, które nie brały bezpośredniego udziału w napadzie, ale są oskarżone m.in. o utrudnianie postępowania przygotowawczego. Nadal poszukiwani są dwaj uczestnicy napadu, którzy przebywają za granicą.