Pod Jasną Górą też się rozwodzą
Jaka jest recepta na szczęśliwe małżeństwo? Pewnie nie ma na takie pytanie jednej uniwersalnej odpowiedzi. Pewne natomiast jest to, że największe ryzyko rozwodu grozi małżonkom w Częstochowie. Wedle szacunków Głównego Urzędu Statystycznego, w roku 2010 rozstało się tam 575 par.
Biorąc pod uwagę same liczby bezwzględne, nie jest to rekord (więcej zerwanych małżeństw było w Katowicach), ale już zestawiając liczbę rozwodów z liczbą mieszkańców okazuje się, że miasto pod Jasną Górą jest najgorszym miejscem na ślub. Na każde 10 tysięcy mieszkańców przypadało tu 24,2 rozwodu (to nieco lepiej niż w roku 2009, ale i tak o przeszło 3 punkty powyżej "średniej krajowej").
Na poprawę raczej się nie zanosi, gdyż - jak informuje Rafał Bednarz, naczelnik Urzędu Stanu Cywilnego w Częstochowie - w ubiegłym roku rozstało się w tym mieście 611 małżeństw.
- Najczęściej do rozwodu dochodziło z winy mężczyzny. Z moich obserwacji nie wynika natomiast, aby jakieś znaczenie miały tu kwestie religijne. Rozchodziły się zarówno małżeństwa cywilne, jak i konkordatowe - mówi Rafał Bednarz.
Powyżej rozwodowej średniej krajowej znalazły się też Rybnik oraz Bielsko-Biała. Na drugim biegunie zestawienia plasują się natomiast Zabrze, Chorzów i Dąbrowa Górnicza. W ostatnim z tych miast na każde 10 tysięcy mieszkańców przypadło w 2010 roku zaledwie 18,8 rozwodu.
- Ich liczba jednak stale rośnie - zastrzega Jolanta Siodłak, zastępca naczelnika dąbrowskiego Urzędu Stanu Cywilnego. Dodaje przy tym, że z roku na rok przybywa także par świętujących 50- i 60-lecie wspólnego pożycia.
- To pokazuje, że decydując się na małżeństwo, pary były naprawdę świadome tego, co robią - komentuje Siodłak.