Początek końca PRL
W sierpniu 1988 r. doszło do zmiany taktyki działania zarówno po stronie władz PRL, jak i nieuznawanej przez nich Solidarności. Z dzisiejszej perspektywy można uznać, że to wtedy uchylono furtkę do Okrągłego Stołu.
27.08.2008 | aktual.: 27.08.2008 12:39
Wakacje 1988 r. nie były czasem relaksu dla politycznej elity PRL. Szef partii komunistycznej Wojciech Jaruzelski i jego współpracownicy rozumieli już, że polityka, którą prowadzili od 13 grudnia 1981 r., poniosła fiasko. Nie udało się naprawić realnego socjalizmu i wyprowadzić kraju z kryzysu gospodarczego, w którym tkwił od końca lat siedemdziesiątych. Społeczeństwu pozbawionemu swobód demokratycznych władza nie potrafiła zaoferować w zamian materialnej stabilizacji, nie mówiąc już o dobrobycie. Nieudolnie wprowadzana połowiczna reforma gospodarki załamała się na przełomie kwietnia i maja 1988 r. w wyniku fali protestów.
Strajkowa wiosna przyniosła odrodzenie obywatelskich aspiracji symbolizowanych przez Solidarność. Ruch, na czele którego stał Lech Wałęsa, przybierał na sile. Przywódcy PZPR powoli dochodzili do przekonania, że nie ma innej drogi wyjścia niż porozumienie z solidarnościową opozycją.
Nasz prezydent, wasz premier
Jak mogło wyglądać takie porozumienie? 10 sierpnia Jerzy Urban, Władysław Pożoga i Stanisław Ciosek, doradcy generała Jaruzelskiego, przedstawili mu memoriał w tej sprawie. Punktem wyjścia było ich przeświadczenie o nadciągającym upadku ekipy rządzącej. „W tej chwili nasze aktywa sprowadzają się do poparcia radzieckiego. Ono jednak musi osłabnąć i nawet zaniknąć w miarę, jak okaże się nieskuteczność naszych działań. Zjawisko rozczarowania Moskwy przypieczętowujące nasz koniec może się pojawić w rezultacie jesiennej fali strajków” – przewidywali. Jedynym ratunkiem jest podział władzy i wciągnięcie umiarkowanej opozycji i ludzi Kościoła do współodpowiedzialności za rządzenie. Partia nie może nadal zachować w ręku całej władzy – tłumaczyli. Trzeba więc przystać na jej podział „na tyle wcześnie, aby móc zabezpieczyć pozycję dominującą PZPR” w nowym modelu politycznym.
Propozycje zmian w ustroju państwa odwoływały się do wcześniejszych koncepcji tych samych autorów: silna prezydentura według modelu francuskiego dla szefa PZPR; Senat w składzie: 1/3 partia i jej sojusznicy, 1/3 umiarkowana opozycja różnych odcieni, 1/3 neutralne politycznie osobistości; Sejm z blisko 40-proc. udziałem opozycji i bezpartyjnych. Najdalej idącym pomysłem było postawienie na czele rządu koalicyjnego przedstawiciela opozycji. Zdaniem Urbana i jego towarzyszy dobrym kandydatem był profesor ekonomii Witold Trzeciakowski, cieszący się zaufaniem Kościoła i Solidarności. Opozycja miałaby w tym gabinecie cztery teki, natomiast PZPR obydwu wicepremierów. Ten tzw. rząd porozumienia narodowego powinien być powołany na rok – do wyborów w 1989 r. Zalecano też szybkie zorganizowanie rozmów Okrągłego Stołu w sprawie pluralizmu stowarzyszeń. Hojność oferty politycznej miała wynagrodzić odmowę uznania Solidarności. Doradcy Jaruzelskiego dopuszczali jedynie udział działaczy niezależnego związku w radach
zakładowych. Dla Lecha Wałęsy przewidywali miejsce w Senacie. Przedstawiona w przededniu kolejnego wybuchu społecznego koncepcja „zespołu trzech” dowodziła przełomu dokonującego się w myśleniu czołówki PZPR. Ofertę pod adresem opozycji, jaka pojawiła się w sierpniowym memoriale, można określić parafrazując słynną propozycję Adama Michnika z lipca 1989 r. – „Nasz prezydent, wasz premier”. Doradcy Jaruzelskiego nie zamierzali jednak oddawać władzy. Wybierany za pomocą elektorów prezydent miał gwarantować dominację komunistów w nowym układzie. „Trzeba zachować w ręku wszystkie posiadane instrumenty siły” – podkreślano. Była to więc koncepcja inkorporacji przedstawicieli opozycji do zmodyfikowanego systemu sprawowania władzy, w którym kluczowe pozycje – poza tymczasowym zresztą premierem – pozostawały w rękach PZPR.
Czy ta oferta zostałaby przyjęta – można wątpić. Tak czy inaczej, nigdy nie została wysunięta. Jeśli dla Solidarności było to za mało, to dla generała Jaruzelskiego – na tym etapie – o wiele za dużo.
Druga fala
15 sierpnia nadeszła druga już w 1988 r. fala strajków. W przeciwieństwie do wydarzeń majowych, teraz działacze Solidarności byli organizatorami protestów i nadawali kierunek stawianym przez robotników żądaniom. Postulat przywrócenia pluralizmu związkowego i legalizacji Solidarności znalazł się na czele listy ułożonej w kopalni Manifest Lipcowy, która zastrajkowała jako pierwsza. Wkrótce strajkowa fala objęła inne regiony kraju.
Pierwsze reakcje władz były rutynowe: nigdzie nie podjęto negocjacji, strajkujące zakłady otoczyła milicja, a prokuratury rozpoczęły śledztwa. Jednak nastroje komunistycznej wierchuszki były pod psem. „Nasze położenie jest gorsze niż po wprowadzeniu stanu wojennego. (...) Doprawdy, nie wiem, jak my się z tego wygrzebiemy” – zanotował 17 sierpnia w swoim dzienniku Mieczysław Rakowski. 20 sierpnia zwołano nadzwyczajne posiedzenie Komitetu Obrony Kraju. Sytuację oceniono jako krytyczną – przewidywano rozszerzanie się strajków. Szef MON generał Florian Siwicki zameldował, że siły zbrojne wraz z MSW przystąpiły do przygotowania wprowadzenia stanu wyjątkowego. Partia chciała być gotowa na każdą okazję.
19 sierpnia na wiecu w Stoczni Gdańskiej Lech Wałęsa zapowiedział rozpoczęcie strajku 22 sierpnia, o ile nie zostanie spełniony postulat przywrócenia Solidarności. Na ten sam dzień początek protestu wyznaczyła Huta im. Lenina. Stoczniowe hasło z maja 1988 r. – „Nie ma wolności bez Solidarności” – nabrało ogólnopolskiego zasięgu.
19 sierpnia doradcy Lecha Wałęsy, profesorowie Bronisław Geremek, Andrzej Stelmachowski i Andrzej Wielowieyski, zebrani w Klubie Inteligencji Katolickiej, zastanawiali się, jak doprowadzić do rozmów między rządem i strajkującymi. Postanowiono spróbować szczęścia u sekretarza KC Józefa Czyrka, którego znano z ubiegłorocznej wizyty w klubie. Po kilku bezowocnych telefonach prof. Stelmachowskiego w sobotę 20 sierpnia Czyrek sam oddzwonił. Stelmachowski nawiązał do projektu Okrągłego Stołu, ogłoszonego w innym kontekście przez Jaruzelskiego w czerwcu. „Czy pan nie sądzi, że byłby najwyższy czas taki stół uruchomić?” – zapytał. Jeszcze tego dnia profesor udał się do sekretarza urzędującego w gmachu KC. Przekonywał do podjęcia poważnego dialogu, sugerując, że na początek przydałby się spektakularny akt, przełamujący barierę nieufności – taki, jakim był telefon Michaiła Gorbaczowa do słynnego dysydenta Andrieja Sacharowa. Szło o bezpośrednie rozmowy z Lechem Wałęsą. Prezes KIK postawił też od razu kwestię
legalizacji Solidarności, która powinna być rozwiązana w kontekście obrad Okrągłego Stołu. Czyrek wstępnie zgodził się na spotkanie z Wałęsą, pod warunkiem jednak, że strajku w Stoczni Gdańskiej nie będzie. Ustalono, że decyzja o podjęciu rozmów zostanie ogłoszona publicznie.
Podczas gdy Czyrek starał się o aprobatę generała Jaruzelskiego, Stelmachowski przekazał te ustalenia Wałęsie. Do Gdańska przywiózł je nazajutrz Jarosław Kaczyński z sekretariatu Krajowej Komisji Wykonawczej Solidarności. Wałęsa uznał, że szansa dialogu jest poważna, i ogłosił na wiecu przed kościołem, że wobec propozycji rozmów z władzami zawiesza decyzję o strajku na tydzień. Ludzie przyjęli to źle. Ostatecznie więc lider związku ogłosił, że strajk rozpocznie się w poniedziałek, o ile w niedzielnym „Dzienniku Telewizyjnym” nie zostanie potwierdzone zaproszenie do rozmów.
Telefon do Wałęsy
Tymczasem w Warszawie obradowało Biuro Polityczne. Temat był tylko jeden: rozmawiać z Wałęsą czy nie. Wielu członków kierownictwa partii było przeciwnych. Zwolennikami rozmów byli Mieczysław Rakowski i prof. Władysław Baka, ekonomista, który mówił, że społeczeństwo nie zrozumiałoby władzy, która odrzuciła inicjatywę dialogu. Dalszą perspektywę kompromisu zarysował Ciosek: „To musi być początek grubszej sprawy, dogadania się z różnymi siłami, nie zmieniając ustroju”. Przeważyło pozytywne stanowisko Jaruzelskiego. Warunek był jeden: zakończenie protestów.
Jednak w Gdańsku nic nie wiedziano o decyzji Politbiura. W TVP można było usłyszeć jedynie atak na organizatorów strajków. Dopiero o godz. 21.30 Czyrek zaprosił Stelmachowskiego do KC. Profesor wspomina: „Szczegółowo przedstawił mi punkt widzenia władz (...), by na koniec powiedzieć, że generał zgadza się na to spotkanie, byleby tylko nie było strajku w Stoczni. Ja patrzę na zegarek, jest wpół do dwunastej w nocy. (...) Zapytałem [sekretarza Czyrka], czy mogę z jego aparatu zadzwonić do Lecha. Zgodził się. Był moment zabawny. Czyrek zapytał: Czy pan Wałęsa? Dobry wieczór, podaję słuchawkę profesorowi Stelmachowskiemu. Spytałem Czyrka: Może by pan pomówił? – Nie, nie, nie – odpowiedział. (...) Przekazałem Lechowi wiadomość: rozmowy mogą się rozpocząć pod warunkiem, że strajk nie wybuchnie, ze strony rządowej wyznaczony jest do nich generał Kiszczak”.
Przywódca Solidarności przyjął to bez entuzjazmu. Wyznaczenie szefa policji do rozmów z opozycją nie świadczyło najlepiej o zamiarach władz. Oświadczył, że da odpowiedź rano. Decyzja o strajku – wobec milczenia Warszawy – już zapadła i nie mógł jej ni stąd, ni zowąd odwołać, nie mając w ręku oficjalnego zaproszenia do negocjacji. Stelmachowski przekazał Czyrkowi zgodę na spotkanie wraz z informacją o rozpoczęciu strajku. „No, w takich okolicznościach nasze propozycje proszę uważać za nieaktualne” – oświadczył sekretarz. Występując tegoż dnia wieczorem w telewizji gen. Czesław Kiszczak przybrał ostry ton: „Znowu łamane jest prawo, znowu odżywa widmo sobiepaństwa i anarchii”. Warunkiem dialogu jest przerwanie strajków – oświadczył i zapowiedział wprowadzenie godziny milicyjnej na terenie objętych strajkami województw. Demonstracja siły w wykonaniu ministra spraw wewnętrznych to był jeden nurt wydarzeń. Był też inny, ukryty przed opinią publiczną: do biskupa Jerzego Dąbrowskiego zgłosił się Ciosek, proponując
wznowienie rozmów między Czyrkiem i Stelmachowskim. 24 sierpnia doszło do ich kolejnego spotkania, które można uznać za start do prawdziwych negocjacji. Tego dnia opozycja przedstawiła bowiem konkretny projekt kompromisu. Oferta była jasna: poparcie dla reformy gospodarczej w zamian za legalizację Solidarności i klubów politycznych. Mówiono też o ewentualnej współpracy w wyborach do Sejmu. Czyrek od razu zaaprobował propozycję ułatwień dla klubów politycznych i stowarzyszeń, odrzucił natomiast perspektywę legalizacji Solidarności.
Sposób myślenia komunistów był następujący: opozycja polityczna mogła uzyskać jakieś miejsce w systemie, ale tylko w postaci rozdrobnionej – klubów, pism i grup. Obóz rządzący nie chciał powtórki sytuacji z 1981 r., gdy miał przeciw sobie zwartą siłę wielomilionowej Solidarności. Nie udało się jednak dla tej koncepcji pozyskać Kościoła. W równoległych rozmowach z Cioskiem ks. Alojzy Orszulik, dyrektor Biura Prasowego Episkopatu, mocno poparł postulat pluralizmu związkowego.
Ustalono, że Stelmachowski przywiezie oficjalne stanowisko Wałęsy, nad którym obradować będzie Biuro Polityczne. Profesor udał się więc 25 sierpnia do Gdańska. By uniknąć podsłuchu, grono doradców z udziałem braci Kaczyńskich, Tadeusza Mazowieckiego i Adama Michnika naradę w tej kwestii przeprowadziło w dalekim kącie Stoczni. Tam na zaimprowizowanych ławach Stelmachowski wraz z Jarosławem Kaczyńskim sporządzili brulion oczekiwanego przez Czyrka oświadczenia Lecha Wałęsy.
Kiszczak zaprasza do stołu
Był to dokument otwierający pertraktacje demokratycznej opozycji z komunistami. Stawiano w nim trzy kwestie: pluralizm związkowy, wolność stowarzyszania się oraz współdziałanie na rzecz wyjścia z kryzysu. Domagano się legalizacji Solidarności, reformy prawa o stowarzyszeniach i swobody zakładania klubów politycznych.
Opozycja nie przyjmowała formułowanej przez komunistów propozycji liberalizacji politycznej – legalizacji klubów, które mogłyby się stać zarodkiem stronnictw politycznych – w zamian za porzucenie kwestii związkowej. Jej oferta zawierała poparcie dla reformy gospodarczej, ale pod warunkiem powołania nowej instytucji nadzorującej gospodarkę. W dalszej perspektywie zapowiadano akces kręgów niezależnych do oficjalnego życia politycznego poprzez Sejm. Podpisane przez Wałęsę oświadczenie Stelmachowski zawiózł 26 sierpnia do Warszawy. Jeszcze tego samego dnia stanowisko opozycji było przedmiotem obrad Biura Politycznego. Na gdańską ofertę postanowiono odpowiedzieć pozytywnie. Z inicjatywy generała Jaruzelskiego zadecydowano o przystąpieniu do rozmów Okrągłego Stołu bez warunków wstępnych. Wieczorem w telewizji potwierdził to minister Kiszczak, zapraszając „przedstawicieli różnorodnych środowisk społecznych i pracowniczych” do spotkania Okrągłego Stołu. Pierwszy raz od 13 grudnia 1981 r. komuniści zapraszali
opozycję do oficjalnych negocjacji.
Na ugodowe stanowisko partii z pewnością wpłynęła postawa Kościoła. 26 sierpnia Solidarność uzyskała jego wyraźne poparcie. „Zasadnicza przyczyna obecnej sytuacji społeczno-politycznej tkwi w naruszaniu praw człowieka i godności pracy ludzkiej – pisali zebrani w Częstochowie biskupi. – Należy dopuścić ludzi kompetentnych do sterowania sprawami państwowymi, a każdemu z uczciwych obywateli przyznać przysługującą mu wolność. (...) Trzeba szukać dróg prowadzących do pluralizmu związkowego i do tworzenia stowarzyszeń”. Mimo wysiłków komunistów zabiegających o neutralność Kościoła, biskupi polscy w latach 1987–1988 stali twardo na stanowisku, że władza musi rozmawiać z niezależnym ruchem, który reprezentuje znaczną część społeczeństwa. I że prawo do tworzenia autonomicznych od władz organizacji powinno być respektowane. Ten punkt widzenia całkowicie podzielał Jan Paweł II. Zarys oferty rządowej przedstawiono 27 i 28 sierpnia podczas VIII Plenum KC PZPR. W kwestii stosunku do opozycji Komitet Centralny był
podzielony. Zwolennicy kompromisu posiadali jednak przewagę z racji zajmowania kluczowych stanowisk w partii i w państwie.
Ofertę polityczną sformułował Józef Czyrek. Zaproponował on opozycji miejsce w Sejmie. Wspólny program wyborczy winna opracować utworzona w tym celu Rada Porozumienia Narodowego. Rada miałaby też rozważyć zmiany w ordynacji wyborczej, powołanie drugiej izby parlamentu oraz utworzenie urzędu prezydenta. Szerokiej ofercie politycznej towarzyszyła twarda linia w kwestii związkowej: perspektywę pluralizmu Czyrek odrzucił zdecydowanie.
Potwierdził to szef partii i państwa. Jaruzelski wytyczył granicę zmian politycznych, mówiąc: „Jedna jest tylko i nieprzekraczalna rubież: socjalistyczny charakter i rozwój naszego kraju”. Równocześnie jednak przywódca PZPR podtrzymał zasadnicze propozycje Czyrka: reformy systemu władzy i nową formułę społecznej reprezentacji w Sejmie następnej kadencji.
W drugim dniu plenum partia przeszła od słów do czynów. Zrezygnowano z żądania natychmiastowego zakończenia strajków i podjęto decyzję o spotkaniu Kiszczaka z Wałęsą. Jako warunek przyjęto zobowiązanie przewodniczącego Solidarności, iż po spotkaniu podejmie działania na rzecz wygaszenia strajków. Mniejsze zło
Odpowiedź władz na propozycje Wałęsy z 25 sierpnia stanowiła w pewnym sensie ucieczkę do przodu. Odrzucono najważniejszy postulat legalizacji Solidarności. W zamian proponowano jednakże reformę systemu politycznego, idącą dalej niż oczekiwania opozycji. Było to odwrócenie stylu myślenia drugiej strony. Postulat wolnych związków zawodowych miał przecież zastąpić demokratyczne reformy ustrojowe, które uważano za niemożliwe w realnym socjalizmie. Teraz władze odrzucały możliwość odrodzenia Solidarności, przedstawiając w zamian ofertę zmian w systemie politycznym.
Taką treść kryła sierpniowa propozycja spotkania Okrągłego Stołu. Dla opozycji stanowiło to poważny dylemat. Przystąpienie do rozmów ze skompromitowaną władzą rodziło wiele niebezpieczeństw. Gwarancji sukcesu nie było, zwłaszcza że komuniści nie zgadzali się na legalizację związku. Było nader wątpliwe, że w wyniku rozmów uda się ich nakłonić do zmiany stanowiska. Negocjacje groziły za to utratą jednego z najważniejszych atutów Solidarności – społecznej wiarygodności. Zwłaszcza w oczach radykalnie antykomunistycznego młodego pokolenia robotników.
„Dylemat jest rzeczywiście dramatyczny. Trudno nie przyjąć wyciągniętej ręki władzy, skoro kraj naprawdę potrzebuje pokoju społecznego, pluralizmu i autentycznej reformy. Kto jednak zaręczy, że nie jest to ręka topielca mogącego wciągnąć pod wodę nieopatrznego partnera” – pisał Jacek Maziarski w podziemnym „Przeglądzie Wiadomości Agencyjnych”. Doradcy Lecha Wałęsy – Geremek, Mazowiecki, Michnik, Stelmachowski i Wielowieyski – nie podzielali przekonania o słabości władzy. Uważali, że szansa rozmów wyłoniła się na skutek konkretnych okoliczności i może zniknąć wraz z nimi. Nie chcieli jej zmarnować. „W tej chwili dylemat jest taki: raz jeszcze wyjść ze strajku z krzyżem i powiedzieć »spróbujemy następnym razem« albo zasiąść do stołu nie mając żadnych gwarancji” – celnie przedstawił sytuację Stelmachowski 31 sierpnia w „Tygodniku Mazowsze”. Fala strajkowa wygasała. Jeżeli nie teraz, to kiedy? – mógł zapytać Wałęsa swoich radykalnych oponentów. Czekać na lepsze warunki władz, oznaczało narażać się na utratę
podstawowego argumentu, jakim były stojące zakłady.
W gruncie rzeczy szansa dialogu, jaka pojawiła się w wyniku strajków, była dla obydwu stron propozycją nie do odrzucenia. Analizy, jakie dla kierownictwa sporządzała bezpieka, nie pozostawiały złudzeń. Jeśli władza uzna Solidarność, to cała jej działalność po 13 grudnia ulegnie zdezawuowaniu – pisano w jednej z nich. Jeśli rząd nie zgodzi się na pluralizm związkowy i rozmowy Okrągłego Stołu, to trzeba się liczyć z „bardzo niekorzystnymi reakcjami zagranicy (Zachodu i Wschodu)”, Kościoła i „kompletnym załamaniem gospodarczym, rozlaniem się fali strajkowej po kraju”. Dobrego wyjścia nie było. Pozostawał więc wybór mniejszego zła. Rozmowa w willi MSW
Strona rządowa upierała się jeszcze przy żądaniu przerwania protestu w Stoczni Gdańskiej przed podjęciem rozmów. W końcu jednak Czyrek zaproponował, żeby podczas strajku odbyło się dwuosobowe spotkanie przygotowawcze Kiszczak–Wałęsa. Lech Wałęsa długo się nie wahał. Życzył sobie jednak obecności świadka – został nim najbliższy współpracownik prymasa Józefa Glempa biskup Jerzy Dąbrowski. Strona rządowa dorzuciła dla równowagi Stanisława Cioska. W tym gronie 31 sierpnia, w willi MSW przy małej mokotowskiej uliczce Zawrat w Warszawie, odbyło się pierwsze od siedmiu lat oficjalne spotkanie reprezentantów opozycji i władzy. Komunikat prasowy z tego niezwykłego spotkania był bardzo lakoniczny; informował jedynie, że „omawiano przesłanki zorganizowania spotkania »okrągłego stołu« i tryb jego odbycia”.
Generał Kiszczak był ubrany po cywilnemu. Lech Wałęsa miał wpięty w klapę wizerunek Matki Boskiej i znaczek Solidarności. Szef MSW zabrał głos jako pierwszy. Porządek przyszłych negocjacji miał, wedle niego, wyglądać następująco: omówienie reform politycznych i gospodarczych, zwłaszcza nowej ordynacji i wyborów do Sejmu oraz drugiej izby parlamentu; usytuowanie „konstruktywnych środowisk opozycyjnych” w systemie politycznym; wreszcie problem przyszłości ruchu związkowego. Na te propozycje Wałęsa nie odpowiedział. Mówił jedynie o niezbędności wprowadzenia pluralizmu i znaczeniu kwestii Solidarności. Jego stanowisko poparł biskup Dąbrowski.
Do zgodności było daleko. Kiszczak i Ciosek obstawali przy zasadzie: jeden związek zawodowy w jednym zakładzie pracy. „Zapraszamy do okrągłego stołu ludzi Solidarności, ale bez Solidarności” – mówili. W zamian ponownie padła zachęta dla „konstruktywnej opozycji”, której obiecywano nawet „dopuszczenie do bezpośredniego udziału w sprawowaniu władzy”. Jednak lider opozycji nie ustępował. „Strajkujący żądają powrotu Solidarności. Nie możemy ominąć tego tematu – tłumaczył swoim rządowym rozmówcom. – Solidarność to swego rodzaju kula magiczna, w której każdy widzi i widział, co chce i co chciał. Było to w istocie dla każdego coś miłego. Tego nie możemy ludziom zabrać”. Ta świetna definicja fenomenu Solidarności nie przekonała generała Kiszczaka. Ostatecznie kwestię pozostawiono do dalszych rozmów, zgadzając się, że przy Okrągłym Stole nie będzie tematów tabu. Natomiast Wałęsa zobowiązał się wygasić strajki na Śląsku i Wybrzeżu.
„W toku tego spotkania przedstawiłem najważniejsze w chwili obecnej zagadnienie dróg prowadzących do realizacji pluralizmu związkowego, w tym miejsca Solidarności. Rozmówcy oświadczyli, że wszystkie sprawy związane z ruchem związkowym będą omawiane przy Okrągłym Stole” – tak brzmiał najważniejszy fragment oświadczenia Wałęsy po spotkaniu z Kiszczakiem. Negocjacje miały także objąć „szeroką tematykę współdziałania na rzecz reform gospodarczych, społecznych i politycznych dla dobra kraju. (...) Postanowiłem zatem, że przerywamy obecnie akcje strajkowe” – napisał przewodniczący Solidarności i wezwał do zakończenia protestu.
Wzbudziło to liczne wątpliwości działaczy ruchu. Nie uzyskawszy niczego poza obietnicą rozmów z rządem, Wałęsa niespodziewanie zadecydował o przerwaniu strajków; uczestniczących w nich robotników postawił przed faktem dokonanym, ogłaszając, że sprawę legalizacji Solidarności będzie sam załatwiał z władzami centralnymi. Kiedy i jak zostanie to przeprowadzone – tego nikt nie wiedział.
31 sierpnia nie zostały ustalone ani termin, ani skład uczestników Okrągłego Stołu. O tym miały zdecydować kolejne spotkania przygotowawcze. „Tryb tworzenia i kształt solidarnościowych organizacji związkowych muszą być przedmiotem cierpliwych rokowań – mówił Stelmachowski tegoż popołudnia na konferencji prasowej w siedzibie KIK. – Jest to dopiero początek procesu i dlatego nie mogę z góry powiedzieć, że negocjacje zakończą się sukcesem”.
Najważniejsze było to, że rząd zgodził się rozmawiać o relegalizacji Solidarności. Droga do Okrągłego Stołu została rozpoczęta.
Jan Skórzyński