"Początek końca ery Netanjahu". Niemiecka prasa o wyborach w Izraelu
Niemieccy komentatorzy oceniają pat wyborczy w Izraelu, mianując jednego polityka zwycięzcą. Nie jest to bynajmniej premier Benjamin Netanjahu.
"Nordwest Zeitung" z Oldenburga uważa, że "wybory w Izraelu co prawda skończyły się patem, a mimo to wyłoniły zwycięzcę: Awigdora Liebermana z nacjonalistycznej partii Israel Beitenu (Nasz Dom Izrael)". "Z dotychczasowych obliczeń wynika, że on stanie się języczkiem uwagi. Do tego widać, że szykuje się coś spektakularnego: polityczna 13-letnia kariera premiera Benjamina Netanjahu może się bardzo szybko skończyć" - pisze.
"Frankfurter Rundschau" podkreśla, że "nastroje u Netanjahu w nocy powyborczej, która dała niewiele czasu na sen i wyłoniła niewielu jednoznacznych zwycięzców, były raczej fatalne". "Co prawda premier Izraela jest jeszcze daleki od przyznania się do porażki, ale jednego nie jest w stanie zmienić: nie osiągnął zamierzonego celu, żeby ze swoim prawicowym Likudem i jego ‘naturalnymi partnerami', czyli jeszcze bardziej prawicowymi religijno-nacjonalistycznymi i ultraortodoksyjnymi partiami uzyskać większość 61 mandatów w 120-osobowym Knesecie. W rzeczy samej wiele przemawia za tym, że wynik wyborów jest początkiem końca ery Netanjahu" - czytamy.
"Stuttgarter Zeitung" podkreśla, że "zbliżenie obozów jest absolutną koniecznością". "Polityczni przywódcy muszą zdobyć się na odwagę i starać się zjednoczyć i wzmocnić Izrael. Chodzi o znalezienie politycznych kompromisów. Wszystko zależy teraz od Awigdora Liebermana, który już na przedpolu wyborów opowiadał się za wielką koalicją i obstaje przy niej także teraz. Lecz z Netanjahu na czele partii jest to raczej niemożliwe" - stwierdza.
"Sueddeutsche Zeitung" uważa, że "także wobec tak wytrawnego polityka jak Netanjahu obowiązuje zasada, że kiedy sypie się fundament, bardzo szybko obsuwa się cała konstrukcja". "Netanjahu nie uda się powstrzymać erozji swojego autorytetu w Likudzie. Za bardzo zadawał się on z ekstremistami w Izraelu, za bardzo czapkował ortodoksyjnym Żydom, zbyt radykalne były jego ataki na polityczne centrum, aby teraz mógł wiarygodnie stanąć na czele koalicyjnego rządu jedności narodowej. Jego polityczni kontrahenci Benny Gantz i Awigdor Lieberman nie bez racji będą się upierać, że koalicja jest możliwa tylko bez Netanjahu. Ich twarze jeszcze się nie opatrzyły i ryzykowaliby oni swoją przyszłość, gdyby zbudowali most takiemu staremu wydze, jakim jest Netanjahu. Premier Izraela jest uosobieniem przeszłości. Wymuszone drugie wybory w przeciągu jednego roku dostarczyły dowodów na jego coraz większe zwątpienie. Wyborcy rozpoznali jego taktyczne zagranie i wymierzyli mu karę" - pisze.
"Westfaelische Nachrichten" z Muenster przypomina, że Netanjahu obiecywał swoim potencjalnym wyborcom: "Dam wam stabilizację". "Lecz pomimo egzystencjalnego znaczenia kwestii bezpieczeństwa w Izraelu, jego wizerunek politycznego silnego machera nie zadziałał. Jego kampania wyborcza miała zbyt wyraźne podskórne przesłanie: Ratujcie mnie! Netanjahu ze wszech sił chciał uniknąć ławy oskarżonych i czynił coraz więcej ustępstw wobec religijnych sił. Lecz jego zaciekła walka o immunitet na wielu ludzi miała działanie odstraszające" - podsumowuje.