Pociąg "Światowid" dojechał do celu z 15‑godzinnym opóźnieniem
Pociąg "Światowid" miał 15-godzinne opóźnienie. Pasażerowie reagowali bardzo różnie, od uśmiechniętych, rozśpiewanych i wyluzowanych do rozczarowanych czy zestresowanych. – Trochę przespaliśmy, ale podróżowało się z dużym trudem. Co poradzić. Trzeba było czekać, nie było za bardzo wiadomo, co się dzieje – relacjonowała Aleksandra, pasażerka pociągu.
Skład pociągu, podobnie jak "Chrobrego" z Warszawy, utknął we wtorek wieczorem na stacji Krzyż w woj. zachodniopomorskim, kiedy po nawałnicach na tory przewróciły się drzewa.
Pani Aleksandra ze Szczecina, która przeżyła najdłuższą w życiu podróż polskimi kolejami, ok. godz. 18.00 wsiadła do pociągu we Wrocławiu. "Światowid" o godz. 23.20 miał dotrzeć do Szczecina.
– Informacje docierały do nas po kawałku. Około godziny 22.00 dowiedzieliśmy się, że jest zerwana trakcja i opóźnienie potrwa 90 minut. Chwilę później poinformowano nas, że przedłuży się do dwóch godzin, potem trzech i tak stopniowo powiększało się – powiedziała TVP Info pasażerka.
Wielu podróżujących mogłoby bowiem poprosić o transport bliskich i uniknąć nocowania w pociągu. Krzyż znajduje się bowiem ok. dwie godziny jazdy samochodem od Szczecina.
Jak przyznała pani Aleksandra, obsługa pociągu próbowała pomóc znużonym pasażerom przetrwać niewygodną podróż. – Dostaliśmy darmowe napoje, wafelki i drożdżówki. Opiekowali się nami, że tak powiem – przyznała.