Pobicie Polaków w Moskwie - zaplanowane i celowe?
Nie tylko marszałek Sejmu Włodzimierz Cimoszewicz uważa, iż
pobicie pracowników polskiej ambasady w Moskwie nie było
przypadkiem - powiedział szef MSZ Adam Daniel Rotfeld. Zastrzegł jednak, że aby postawić taką tezę, trzeba mieć dowody.
19.08.2005 | aktual.: 19.08.2005 19:35
Przebywający we Lwowie minister odniósł się w ten sposób do piątkowych doniesień "Dziennika Zachodniego", że rodzice trzech rosyjskich chłopców pobitych 31 lipca w Warszawie pełnią w ambasadzie rosyjskiej te same funkcje, co trzech polskich dyplomatów pobitych w Moskwie kolejno 6, 7 i 10 sierpnia.
Gazeta napisała, że wszystko wskazuje na to, iż była to precyzyjnie zaplanowana akcja rosyjskich służb specjalnych i że informacje te potwierdził Cimoszewicz.
Rotfeld powiedział dziennikarzom, że on sam nie zajmował się robieniem takich porównań, ale "ktoś, kto się tym zainteresował", stwierdził, że funkcje tych osób "mniej więcej sobie odpowiadają".
Z mojego punktu widzenia, marszałek Cimoszewicz może to mówić jako osoba, która nie zajmuje się dzisiaj polityką zagraniczną i nie odpowiada za nią. Ja nie mam żadnych postaw, żeby stawiać taką tezę, bo musiałbym mieć na to dowody - zaznaczył Rotfeld.
Szef MSZ dodał, że ma wrażenie, iż nie do końca tak jest, ponieważ wśród rosyjskich dzieci napadniętych w Warszawie nie było syna dziennikarza, a w Moskwie pobito polskiego dziennikarza, korespondenta "Rzeczpospolitej" Pawła Reszkę.
Minister przypomniał, że strona rosyjska przyrzekła, iż podejmie środki, by zapobiec tego typu "aktom bandytyzmu na przyszłość i że winni będą ukarani". Rotfeld podkreślił, że od momentu, kiedy padło to przyrzeczenie, upłynęło kilka dni i nie było przypadków napadów na polskich dyplomatów.
Szef MSZ podkreślił, że z jego punktu widzenia najważniejsze jest, żeby tego typu zdarzenia nigdy się nie powtórzyły. Jak dodał, ma wrażenie, iż od momentu kiedy prezydenci Polski Aleksander Kwaśniewski i Rosji Władimir Putin powiedzieli, że "dość tego", możemy "wyjść na bardziej prostą linię w stosunkach między Polską a Rosją".
Pobici w pobliżu polskiej ambasady w Moskwie to kierowca (6 sierpnia), pracownik pionu technicznego - szyfrant Andrzej Uriatko (7 sierpnia) oraz drugi sekretarz Wydziału Ekonomiczno-Handlowego Marek Reszuta (10 sierpnia). "Dziennik Zachodni" napisał, że cała trójka robi w Moskwie dokładnie to samo, co rodzice dzieci pobitych Rosjan w Warszawie.