PO zapowiada wniosek do komisji etyki ws. wypowiedzi Bartosza Kownackiego
Wiceszef MON Bartosz Kownacki, podczas przedstawiania informacji w Sejmie, przekroczył wszelkie obowiązujące w parlamencie normy. Skierujemy w tej sprawie wniosek do komisji etyki i zastanowimy się nad kolejnymi krokami - oświadczyli posłowie PO. - Zachowanie pana ministra Kownackiego na tej informacji to był pokaz buty i arogancji - powiedział Marcin Kierwiński (PO).
"To wy macie krew 96 osób na rękach"
Bartosz Kownacki powiedział dziennikarzom w Sejmie, że nie żałuje swojej wypowiedzi z sali sejmowej, a posłowie Platformy Obywatelskiej mają prawo kierować dowolne wnioski czy pozwy.
Wiceszef MON przedstawiał w czwartek Sejmie, na wniosek klubu PO, informację ws. wykorzystywania przez premier oraz prezydenta wojskowych samolotów transportowych CASA do celów prywatnych. - Skończcie ten chocholi taniec wokół transportu najważniejszych osób w państwie.(...)Na całym świecie się to odbywa, a wy jako Platforma Obywatelska macie najmniejsze prawo, żeby o tym mówić, bo to wy macie krew 96 osób na rękach, bo robiliście ten chocholi taniec przez ostatnie kilka lat - mówił Kownacki.
- Zachowanie pana ministra Kownackiego na tej informacji to był pokaz buty i arogancji, ale przede wszystkim po raz kolejny przekonaliśmy się jak bardzo instrumentalnie wykorzystywana jest katastrofa smoleńska. Po raz kolejny za katastrofą smoleńską pan minister Kownacki i rząd PiS chciał ukryć prawdę i schować niewygodne dla PiS informacje - powiedział później na briefingu w Sejmie Marcin Kierwiński.
Zdaniem posła PO, wiceszef MON "przekroczył wszelkie obowiązujące w parlamencie normy". - My oczywiście skierujemy ją do komisji etyki, bo nie może być tak, że polski wiceminister obrony narodowej z mównicy sejmowej wypowiada takie bzdury - stwierdził poseł. Zaznaczył, że PO zastanowi się nad podjęciem kolejnych kroków w tej sprawie.
- Rozumiem, że pan minister Kownacki pracuje z ministrem Macierewiczem, to musi zostawiać swoje ślady, ale tego typu wypowiedzi są skandaliczne - stwierdził Kierwiński.
"Obywatele mają prawo wiedzieć"
Z kolei poseł PO Mariusz Witczak powiedział, że czwartkowa informacja wiceszefa MON nie dostarczyła odpowiedzi na pytania nurtujące PO i obywateli.
- Rząd ws. wykorzystywania CAS mataczy. Chce ukryć te swoje matactwa we mgle smoleńskiej i w taki sposób przeprowadził dzisiejszą informację. A obywatele mają prawo wiedzieć, ile kosztują przeloty pani premier do domu, ile kosztują przeloty pana prezydenta do domu, ile kosztuje utrzymanie BOR i wszelkich służb w ramach tego typu wyskoków weekendowych do domu, a czasem na jeden dzień - wymieniał.
Witczak nawiązał też do sprawy wypadku z udziałem samochodu premier Beaty Szydło. - Nie wiemy też i nikt nie jest w stanie uczciwie nam powiedzieć, jaki był czas pracy funkcjonariuszy BOR, w tym kierowcy, który brał udział w kolizji. Minister Błaszczak zdążył już na ten temat nakłamać, bo powiedział, że kierowca podjął pracę o godz. 18. To nieprawda, bo czas pracy funkcjonariuszy BOR liczy się od momentu, gdy pobiera broń i jest na służbie i mamy informację, że czas dwunastogodzinny został tu przekroczony - mówił poseł.
Według Witczaka, "skandaliczna jest też sytuacja związana z transportem pani premier do szpitala".
- Sprowadzono helikopter ratownictwa medycznego, który miał w tym czasie międzylądowanie i mamy informację, że pani premier Szydło była na pokładzie tego helikoptera podczas tankowania. To złamanie w najgłębszym stopniu procedur bezpieczeństwa - uznał Witczak. Dodał, że jego zdaniem sprawę powinna sprawdzić prokuratura.
- Mamy też informację, że nie było wtedy na pokładzie helikoptera z panią premier funkcjonariusza BOR. To też złamanie procedur - przekonywał polityk PO.
- Interesujące jest też zarządzenie szefa BOR nr 19, które w dniu wypadku, 10 lutego, kasuje od 2004 funkcjonujące zarządzenie, które bardzo jasno definiowało, że prezydent, jeśli coś się dzieje, jest transportowany do szpitala przy ul. Szaserów, a premier do szpitala MSW na ul. Wołoską - powiedział Witczak.
- Wiemy, że pani premier została położona w szpitalu przy ul. Szaserów i mamy głębokie podejrzenie, że złamano procedury, a potem to zarządzenie szefa BOR zostało antydatowane - dodał.