"PO zamiata aferę pod dywan - jesteśmy w Rywinlandzie"
Obecna sytuacja po aferze hazardowej przypomina tę z czasów afery Rywina sprzed lat - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. Według autorki ponownie znajdujemy się jakby w Rywinlandzie i znów tworzy się zgniła koalicja między mediami a rządzącymi. Tym razem dominuje jednak korupcja polityczna: wszyscy zainteresowani, nawet zaciskając zęby, muszą popierać PO w walce z PiS.
Afera hazardowa: znów jakby w Rywinlandzie. Ale tym razem partia rządząca postanowiła być sędzią we własnej sprawie i zdominowała komisję śledczą.
Nie dziwi więc werdykt: afery nie było. Mimo że protestują członkowie komisji z partii opozycyjnych, a Skarb Państwa stracił podobno ok. 2 mld. Procedowanie przerwano, gdy w zeznaniach świadków pojawił się wątek wskazujący, że nie mogło chodzić o proste "niedopatrzenie" ministra Drzewieckiego, jak chce raport przewodniczącego Sekuły. Nie wyjaśniano też sprzeczności w zeznaniach premiera i Mariusza Kamińskiego z CBA, i wciąż nie wiemy, który z nich mówił prawdę. Po drodze ujawniono fakt zmawiania się właścicieli kasyna, aby skompromitować przeszkadzającego im wiceministra finansów. Ale według PO afery nie ma.
Warto porównać tę sytuację do tzw. afery Rywina sprzed lat. Wtedy prasa i opinia publiczna aż kipiały. Dziś korupcja w klasie politycznej wydaje się normą, a niezależne media są pacyfikowane przez rządzących. Ostatnio - "Rzeczpospolita" - zresztą podobno aktywniejszy jest w tej sprawie ośrodek prezydencki, niż sam Tusk. Deja vu jest tym silniejsze, że również inne okoliczności przypominają czasy rywinowskie. Znów tworzy się zgniła koalicja między mediami (w tym - "Gazetą Wyborczą") a rządzącymi, bo - podobnie jak wtedy - mówi się o prywatyzacji telewizyjnej dwójki. I znów po stronie TVP rozgrywającymi są Kwiatkowski i Czarzasty. Tym razem dominuje jednak korupcja polityczna (a nie - doraźno-finansowa): wszyscy zainteresowani, nawet zaciskając zęby, muszą popierać PO w walce z PiS.
Towarzyszy temu chęć zdobycia przez środowisko "Gazety Wyborczej" całej puli "rządu dusz": stąd chęć przejęcia "Rzeczpospolitej", bezprzykładne ataki na ojca Ziębę kierującego autonomicznym Centrum Solidarności, czy - uderzanie w Czesława Bieleckiego. Ten ostatni bowiem ośmielił się powiedzieć, że bliżej mu do PiS niż do PO. Oportunizm "Gazety Wyborczej" wobec rządzących sięga tak daleko, że nawet tytuł o planowanym przez rząd, morderczym zabiegu kapitałowej reformy rent pisze enigmatycznie, iż renty mogą być wyższe od emerytur. Zamiast powiedzieć wprost: w nowym systemie emerytury spadną do poziomu obecnych (niskich przecież) rent, więc rząd chce obniżyć te ostatnie. Ciekawe, jak w tej sprawie zachowają się dawni "obrońcy robotników", dziś doradzający prezydentowi? Czy chęć zachowania świeżo zdobytych synekur spowoduje, że dawna odwaga zmieni się w oportunizm? Szczególnie, gdy nie jest się konkurencyjnym, ani w polityce, ani na rynku?
Konsolidowanie przez rządzących całej kontroli nad mediami ma jedną dobrą stronę. Słuchacze i widzowie nareszcie uświadomią sobie, jak niekompetentne i nie inspirujące są obecne tuby klasy rządzącej i sami politycy. I że ich cynizm i bezwzględność podszyte są strachem i brakiem wizji.
Prof. Jadwiga Staniszkis specjalnie dla Wirtualnej Polski